[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pojawiła się na niebie czarno-pomarańczowa kula. Deszcz odłamków mieszał się z
wielkimi kroplami prawdziwej ulewy.
Rourke zadrżał z zimna. Był zupełnie mokry. Za plecami wyczuł bliskość
Madison.
- Koc, ojcze Rourke.
Narzuciła mu koc na ramiona. Rourke już miał jej powiedzieć, żeby
dziewczyna zatrzymała okrycie dla siebie, ale zamiast tego spojrzał na nią i
odparł z uśmiechem:
- Dziękuję.
Pierwsze nazistowskie helikoptery transportowe zaczęły lądować na
radzieckim lotnisku polowym. Wyskakiwali z nich niemieccy piechurzy. Inne
maszyny wciąż krążyły nad lądowiskiem. Strzelanina nie ustawała. Niemcy
przejęli inicjatywę bojową. Opór Rosjan słabł.
99
Ale daleko, na horyzoncie, Rourke wypatrzył co najmniej kilkanaście maszyn.
Nie miał wątpliwości, że to Sowieci. Kierowali się dokładnie na południowy
zachód, w stronę obozowiska.
John powiedział do mikrofonu:
- Natalia, Kurinami, odezwijcie się, jeśli mnie słyszycie. Odbiór!
- Słyszę cię, John. U ciebie wszystko w porządku? Odbiór!
- Tu Kurinami. Co u pana, doktorze?
- Wszystko w porządku. Te helikoptery, które właśnie zniknęły za
horyzontem... Musimy je zatrzymać! To Karamazow. Leci w stronę naszego
obozu. Chce dostać Michaela! Bez odbioru!
- Jak szybko możemy lecieć tą maszyną, ojcze Rourke? - zapytała Madison,
zajmując miejsce w fotelu drugiego pilota.
Spojrzał na synową i uśmiechnął się.
- Zaraz się okaże, kochanie. Zapnij pasy.
Rourke wyciągnął cienkie, brązowe cygaro. Było wilgotne, ale zdołał je
zapalić. Uniósł się z niego dymek o zapachu tlącego się sznurka - to dlatego, że
było zbyt mokre.
Maszyna drżała, pracując na najwyższych obrotach. Zaciągnął się mocno.
Być może czekała go rozprawa z Karamazowem.
100
Rozdział 50
- Kapitanie Popowski, proszę przekazać reszcie eskadry, żeby jak najszybciej
leciała w stronę obozowiska, ale potem niech zatrzyma się w odległości pięciu mil
od obozu - powiedział Karamazow do siedzącego obok mężczyzny.
- Towarzyszu pułkowniku... Może w związku z obecnością wroga na tym
obszarze...
Karamazow spojrzał na mówiącego.
- Kwestionujecie słuszność moich poleceń, Popowski?
- Nie, towarzyszu pułkowniku, nie miałem zamiaru...
- Gdybym zabił jego syna, zacząłby mnie ścigać natychmiast po uwolnieniu
mojej żony. Tak więc jego syn wciąż żyje. To dlatego Natalia przybyła do naszej
bazy sama. W tym czasie Rourke i ten %7łyd ratowali chłopaka. Ale tym razem go
naprawdę zabijemy.
Karamazow zorientował się, że Popowski mruczy coś do siebie. Po krótkiej
chwili kapitan obrócił się w jego stronę. Karamazow nie patrzył na niego.
Spoglądał na ziemię albo przypatrywał się fontannie deszczu rozpryskującej się
koliście wokół wirnika helikoptera.
- O co chodzi?
- Towarzyszu pułkowniku, wiadomość z Podziemnego Miasta w sprawie
Projektu Eden . Jeden z sześciu promów zaczyna schodzić z orbity...
Chwileczkę, jest tu coś więcej.
Karamazow znów spojrzał na Popowskiego. Kapitan starał się zrozumieć
komunikat radiowy.
- Towarzyszu pułkowniku, jeden ze statków Projektu Eden , ten który
kontaktował się z obozowiskiem Amerykanów we Wschodniej Georgii, wkrótce
wyląduje. Ma to się odbyć w ciągu najbliższej godziny. Zarejestrowano łączność
radiową.
- Dobrze. - Przerwał mu Karamazow. - Zniszczymy Eden jeden przy
pomocy naszych śmigłowców bojowych, a dopiero potem zabijemy syna Rourke'a
i tego %7łyda. Pózniej opuścimy lądowisko, połączymy się z naszymi odwodami i
przygotujemy regularny atak na Rourke'a i jego ludzi.
- Ależ... ale, towarzyszu pułkowniku... czy naziści... Czy to nie ze strony
nazistów grozi nam teraz największe niebezpieczeństwo?
- To ty zaczynasz wchodzić na niebezpieczny grunt, Popowski - powiedział
surowo Karamazow i odwrócił się od niepokornego oficera. Zaczął studiować
wzory rysowane na szybie śmigłowca przez rozbijające się o nią ciężkie krople
deszczu. Gdyby wierzył w istnienie Boga, pomyślałby, że to Bóg płacze. Ale gdyby
Bóg rzeczywiście istniał, to on, Karamazow, zamierzał właśnie dać mu prawdziwy
powód do łez. - Szybciej! Nie możemy ani sekundę spóznić się na to spotkanie,
Popowski.
Potarł lewe, niedawno zranione przedramię. To następna rzecz, za którą
Natalia i jej kochanek muszą mu zapłacić.
Słyszał, jak Popowski przekazuje rozkaz pilotom innych helikopterów. Ale nie
przysłuchiwał się temu uważniej. Myślami był już zupełnie gdzie indziej.
101
Rozdział 51
Paul pochylił się nad Michaelem. Chłopiec - Paul nie wiadomo dlaczego
zawsze go tak nazywał w myślach, chociaż Michael był od niego trochę starszy -
oddychał z trudem.
- Nie martw się, Michael. Oni wkrótce tu będą, a komandor Dodd ma tę samą
grupę krwi, co ty i twoja rodzina. Oficer naukowy powiedział, że poradzi sobie z
transfuzją. Będziesz żył, Michael. Masz żyć!
Paul wyprostował się. Nagle ogarnął go chłód. Szczelniej owinął się swoją
brudną, zatłuszczoną od smarów kurtką.
- Będziesz żył... - szepnął. Potem znów pochylił się nad nieprzytomnym i
poprawił koc.
Rubenstein odwrócił się, wziął do ręki schmeissera i wyszedł z namiotu.
Deszcz zdecydowanie pogorszył warunki lądowania. Oczyszczona z piachu
nawierzchnia drogi zrobiła się niebezpiecznie śliska.
Już wcześniej nastawił radio radzieckiego helikoptera na kanał umożliwiający
natychmiastową łączność z Edenem jeden . Teraz biegł w stronę śmigłowca, w
strugach deszczu przeskakując największe kałuże, z głową wciśniętą w posta-
wiony kołnierz. Wymontował z maszyny karabin maszynowy, ale w żaden sposób
nie mógł wykorzystać wyrzutni rakiet.
W końcu się zdecydował. Często widział, jak John i Natalia pilotują
śmigłowce i na pewno uda mu się wznieść maszynę w powietrze. Oczywiście, nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]