logo
 Pokrewne IndeksCrews Caitlin Magnetyzm sercbeniowski slowackiśąuśÂ‚awski Andrzej PerseTim LaHaye & Jerry Jenkins Left Behind Series 3 NicolaeChristie Agatha Dlaczego nie EvansN. śąmichowska, PogankaLawhead, Stephen Celtic Crusades 03 The Mystic RoseDenise A Agnew [Daryk World 01] Daryk Hunter (pdf)Html 4.0 SpecyfikacjaAleksander Bek Szosa wośÂ‚okośÂ‚amska. Obrona Moskwy (1953)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lafemka.pev.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

     A czy nie tęsknisz Tomek do nor lisich? Tam było jego muzeum 
    objaśniała Kasia opowiadając o zwiedzeniu kryjówki Tomka.
    Chłopak ciągnął ją za rękę.
     Chodzmy do sadu na śliwki, renklody. Som i węgierki ino jeszcze
    zielone, a zimowych jabłek i grusz tylachna! Włoskie orzechy prędko będą
    dojrzałe.
    RS
    143
    Kasia poszła z nim i wszyscy tam podążyli.
    Z daleka ujrzeli Kadeja w sitku cudacznym na głowie, zajętego przy
    ulach. Jednocześnie podeszła do nich Dęboszowa. Uśmiechnęła się
    zakłopotana.
     %7łeby państwa pszczoły nie pocięły, bo miodu podbieramy trochę na
    podwieczorek.
     A już też państwo macie tych uli piękny zastęp  zawołał proboszcz.
     Trzydzieści sztuk jak jeden ul w ul, co roku przybywa. Pasieka rośnie jak
    na drożdżach aż pachnie patoką. Umykajmy stąd bo monstra się z nas
    porobią.
    I proboszcz pierwszy dał przykład do odwrotu. Przeszli w głąb ogrodu
    między stare lipy, skąd poza parkanem rozciągał się widok na rzeczkę
    obrosłą olszynami.
     Pójdziemy tam, jakieś zrebięta na wygonie się pasą  zawołał Ciś
    Pobóg, podbiegając.
     To nasze  rzekł Wojtuś Dębosz  tegoroczne. A ten duży kasztan,
    rocznik od siwki, ale ona już sprzedana.
     Widzi pani jak to ten bąk wszystko wie!  śmiał się ksiądz. 
    Nieodrodny Dębosz. Ale ty wszakże masz być lekarzem kochanku. He! Co
    ci tam po koniach!
     Ja będę lekarzem, ale na wsi, to i konie będę miał. Już tak sobie
    obmyśliłem, że będę w Zagórzanach albo w Bąkach doktorem.
     Widzisz go! a nie będziesz ty w tych Bąkach bąków zbijał?... Hę!...
     My tu z Jędrkiem kiedyś szpital wybudujemy.
     Szpital, la Boga!... to straśna rzecz  szepnął przerażony Tomek. 
    Ja bym tam dochtorem nie chciał być.
     Ha, ha, ha  śmiał się ksiądz  ot artystyczna dusza! Zwrócił się do
    Kasi.
     Jak to różne zamiłowania objawiają się już u dzieci.
     Ksiądz proboszcz znał pewno i pana Andrzeja małym chłopcem? 
    spytała Zebrzydowska.
     A jakże, toż to na moich oczach rosło. Bardzo to porządnych ludzi
    dzieci i szczęśliwie się wdali w rodziców.
    Obejrzał się na Wojtka ale on już biegł z towarzyszami do zrebiąt.
     Tylko przewyższyli rodziców, oczywiście, nauką i kulturą. Wojciech
    dbał o kształcenie synów. Andrzej wyjątkowo zdolny ale i wyjątkowo
    pracowity. Teraz ma trzydzieści lat, a ile już zdziałał. Dyplom inżynierski i
    tyle różnych prac. Umysł to niezmiernie czynny. Zresztą pani najlepiej wie.
    RS
    144
     Tak uchodził wśród kolegów za jednego z najbardziej myślących
    inteligentów  rzekła Kasia.
     Szkoda tylko, że jakoś żenić się ani myśli. Pani Wojciechowa bardzo
    byłaby rada, żeby Jędrek założył rodzinę. No, ale jego wola dla niej święta a
    że jemu to na razie nie w głowie, tedy i ona milczy. Dzielna kobieta, jak
    prowadzi dom, jak się do syna całkiem nowoczesnego zastosować potrafi.
    Pani to już pewno także zauważyła, nieprawdaż?
    Proboszcz zerknął na Kasię parokrotnie widząc jej zamyślenie.
     Mnie głównie uderzył serdeczny stosunek matki z synem i jego dla
    niej cześć, pomimo wszakże ogromnej różnicy umysłowej między nimi. To
    się rzuca w oczy i to wzrusza. I to zapewne wytwarza przedziwnie miłą
    atmosferę rodzinną w ich domu.
     Dom pobożny, szczerze katolicki, ludzie bardzo uczciwi i rodzina
    zgodna. Chociaż już zupełnie nowoczesne mają poglądy, ale tradycje
    pozostały i to te najlepsze  mówił proboszcz.
    Kasia przypomniała sobie znowu Wara i jego żarty z tradycji, gdy była
    mowa o Andrzeju.
     A ot droga wysadzona cała czereśniami  zawołał Tomek. Jak ja tu
    przyjechałem to były czereśnie akurat największe. Zbierało się i wysyłało
    do miasta, a co się najadło, ojej!
     To już także pewno kultura, wprowadzona przez pana Andrzeja. I nie
    niszczą, nie objadają, nie łamią gałęzi?  pytała Kasia.
     Andrzej umiał tak wpłynąć na młodzież wiejską, że oszczędza
    drzewa, i dlatego sadzi się coraz więcej.
    Proboszcz pokazywał Kasi kapliczkę przy drodze obsadzoną śliwkami.
     O widzi pani, węgierki najlepsze. Drzewa całe ślicznie rozwinięte i
    pełne owoców. Jeszcze zielone, ale już barwy nabierają. Nikt tu ich nie
    tknie. Drzewa te Jędrek oddał na użytek szkoły, gdy dojrzeją śliwki, dzieci
    mają bal.
     No, u nas w Kromiłowie to by się nie udało. Wyłamaliby gałęzie,
    śliwki zaś zjedli na zielono.
     Widocznie nikt nie zadba o wprowadzenie rygoru w tym zakresie.
    Trzeba i trochę cierpliwości.
     Jest chyba jeszcze jeden czynnik ważny. Oto pana Andrzeja słuchają,
    bo on jest z nich, podczas gdy dwór wpływów takich mieć nie może.
    Dworom nie ufają. Od swoich łatwiej przyjmują nawet kulturę. Gdyby
    przeto takich ludzi jak Dęboszowie było u nas dużo, wtedy i Zagórzan [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl