logo
 Pokrewne IndeksDouglas Drusilla Gdy serce wzbiera dumąElise Title Serce przy sercuRegine Pernoud Ryszard Lwie SerceDebbie Macomber Zdobyć serce Carol1028. Gordon Lucy Małżeństwo po włosku Karnawał w WenecjiGordon_Lucy_ _Zareczyny_w_Monte_CarloMontgomery Lucy Maud Wymarzony Dom Ani 5GR0538.Banks_Leanne_Pokochac_milionera_02Ferrarella_Marie_ _Milioner_i_dziennikarkaAshlynn Monroe Passion's Escape (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • boatlife.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    okno. - Nie chciałam cię pouczać.
    - Jestem ci wdzięczny.
    - W którymś momencie przestaliśmy być tylko przyjaciółmi, którzy ze sobą sypia-
    ją. Przynajmniej ja mogę to powiedzieć o sobie.
    - Wolałabyś określenie  kochankowie"? - spytał.
    - Na dobry początek. - Chciała czegoś więcej, ale na razie musiało jej to wystar-
    czyć.
    - Kochanki w moim życiu nie są elementem trwałym. - W jego głosie zabrzmiał te-
    raz niepokój. Widziała, że jest autentycznie przejęty.
    - Może ja będę wyjątkiem.
    - Nie jestem pewien, czy to się uda. - Westchnął. - Choć jeśli się okaże, że napraw-
    dę jesteś w ciąży, to nie będziemy mieli wyboru.
    Przedostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, było znalezć się w jego życiu przez pomyłkę.
    Ostatnią zaś w ogóle z niego wypaść, tego była pewna.
    - Nie wiem, czy chcę, żeby to było pod przymusem.
    - Nie zawsze dostajemy to, czego naprawdę chcemy.
    Pomyślała o niezliczonych momentach, kiedy musiała opuszczać przyjaciół, którzy
    wiele dla niej znaczyli. A potem o bezradności, jaką czuła, gdy mąż ciągle ją zdradzał.
    - To prawda.
    Odetchnął głęboko i posłał jej szeroki uśmiech, którego intencji nie potrafiła do
    końca ocenić.
    R
    L
    T
    - Na razie zapomnijmy, że możesz być ze mną w ciąży.
    - I stracić swoje marzenia? Okej, może być.
    Zacisnął szczęki, ale zmilczał.
    - Proponuję, żebyśmy się zabawili teraz w turystów i zwiedzili Sounion, a potem,
    tak jak planowaliśmy, polecieli helikopterem na wyspę.
    - Czy będziemy się kochać dziś wieczorem? - spytała.
    - Chciałabyś się ze mną umówić? - zażartował.
    - Chcę tylko wiedzieć, czy nie uznałeś, że już ci się znudziłam.
    - Jak możesz to w ogóle sugerować?
    - Sam przecież powiedziałeś... zresztą nieważne. Skupmy się lepiej na terazniejszo-
    ści. Zostawmy przeszłość i przyszłość, a zwłaszcza kwestię twojej rozpoczętej przed-
    wcześnie dynastii, o której wczoraj wspomniałeś.
    - Zgoda - odrzekł z ulgą.
    Trzeba przyznać, że świetnie im się udało, głównie dzięki wysiłkom Zephyra. Gdy
    tylko ogarniał ją niepokój, on to wyczuwał... i dokładnie wiedział, jak przywrócić jej
    równowagę.
    R
    L
    T
    ROZDZIAA PITY
    Z lotu ptaka teren nowej inwestycji Zephyra i Neo prezentował się wręcz bajkowo.
    Wysepka tonęła w zieleni. Widać było gaje oliwne i sady cytrusowe. Przelecieli nad wio-
    ską rybacką z jej tradycyjnymi pobielonymi chatkami o czerwonych dachach, w których
    mieszkali stali rezydenci wyspy. Malowniczo wyglądały kołyszące się na fali zacumo-
    wane u nabrzeża kutry.
    W odległości mniej więcej dwustu metrów od dużej willi, przycupniętej na szczy-
    cie strzelającego niemal z morza klifu, znajdowało się prowizoryczne wyasfaltowane lą-
    dowisko. Piper nie zdziwiła się wcale. Zamożna rodzina, która przedtem posiadała wy-
    sepkę na własność, często korzystała z helikoptera. Dziwne było raczej, że nie było pasa
    do lądowania dla małych samolotów.
    Młody człowiek, który przedstawił się jako wnuk dozorcy, przewiózł ich bagaże
    wózkiem.
    - Senior rodu wolał drogę morską - objaśnił Zephyr. - Jego dzieci natomiast wybra-
    ły szybszy transport helikopterem. Nie wybudowali pasa dla samolotów, bo wymagałoby
    to zbytnich zmian w krajobrazie.
    - My jednak będziemy musieli to zrobić, prawda? Sądzę, że goście będą chcieli tu
    przylatywać.
    Młody Grek spojrzał na nią z zaniepokojoną miną.
    Zephyr nie zauważył tego, mimo to potrząsnął głową.
    - Celem ośrodka SPA jest całkowity relaks. Z lądu na wyspę będzie kursował luk-
    susowy jacht.
    - Założę się, że będziesz wolał helikoptery - odparła.
    Myśl o rejsie jachtem wydawała się jednak kusząca.
    - Nie jestem gościem. - Zephyr wzruszył ramionami.
    - Może powinieneś być.
    - Ty również. Moglibyśmy wspólnie przyjechać na wielkie otwarcie.
    R
    L
    T
    Sięgnął do drzwi, które uchyliły się przed nimi, zanim zdążył ich dotknąć. Przywi-
    tała ich uprzejmie starsza Greczynka, po czym szybko przekazała wnukowi kilka in-
    strukcji. Wózek z bagażami odjechał za róg willi.
    - Młodzi nie wiedzą, jak się zachować - oznajmiła w świetnej angielszczyznie,
    choć z silnym akcentem. - Może powinien był jednak zostać rybakiem.
    - Dla chętnych będzie dużo pracy przy budowie i pózniej, w ośrodku.
    - Zechce pan dać szansę miejscowym? - spytała z nadzieją.
    - Tak - odrzekł stanowczo Zephyr. - Współdziałanie mieszkańców jest dla mnie
    kluczowe.
    Pomarszczona twarz rozpromieniła się uśmiechem. Zaprowadziła ich do obszerne-
    go salonu, z którego rozciągał się przepiękny widok. Zciana wychodząca na morze była
    niemal w pełni przeszklona.
    - Czy napiją się państwo świeżej lemoniady z miejscowych owoców? - spytała.
    - Chętnie, słyszeliśmy o tym napitku wiele dobrego.
    Kobieta uśmiechnęła się na to z zadowoleniem.
    - Czy pan Tilieu uprzedził was o naszym przyjezdzie? - spytał Zephyr.
    - Owszem, chociaż trudno byłoby nie usłyszeć lądującego helikoptera.
    Piper stłumiła uśmiech, podobnie jak Zephyr.
    - Jak rozumiem, wolicie podróżować łodzią? - spytał.
    - W ogóle nie lubię podróży, ale jak można wytrzymać w tej piekielnej maszynie,
    jest dla mnie zagadką. - Siwowłosa dozorczyni machnęła lekceważąco ręką i wyszła z
    ukłonem.
    - Bosko - zawołała Piper. - Mogłabym godzinami patrzeć na morze!
    Stanął za nią, ale jej nie dotknął.
    - Czarujący widok. Zachód słońca będzie niesamowity.
    Przesunął się nieco, tak że widziała teraz w szybie skierowane na siebie spojrzenie
    Zephyra.
    - Więc jak będzie z tym wielkim otwarciem? - spytał.
    - Szczerze wątpię, żeby można było przy tej okazji odpocząć - roześmiała się.
    - Będzie można skorzystać z usług SPA - powiedział.
    R
    L
    T
    - Pewnie po to, żeby sprawdzić ich jakość - zakpiła.
    - Czy to zle?
    - Podejrzewam, że jesteś pracoholikiem - oznajmiła.
    - Ty także.
    - Kocham to, co robię. - Nie uważała się przy tym za pracoholiczkę. Kiedy już fir-
    ma osiągnie mocną pozycję na rynku, zamierzała poświęcać więcej czasu na inne spra-
    wy. - Ale nie jest to treścią mojego życia.
    - Dlaczego więc uznajesz rodzicielstwo za przeszkodę w realizacji swoich marzeń?
    Drgnęła, zaskoczona interpretacją swojej wcześniejszej wypowiedzi.
    - Nie chodziło mi o firmę.
    - W takim razie o co? - spytał z powątpiewaniem.
    - Nie chcę teraz o tym rozmawiać.
    Chciał coś powiedzieć, ale nagle rozległ się męski głos za ich plecami:
    - Nareszcie przybyliście.
    Odwrócili się. Stał przed nimi przystojny czarnoskóry mężczyzna.
    Zephyr zbliżył się do niego z wyciągniętą ręką.
    - A, Jean-Rene. Miło cię widzieć. Pethi mou, to nasz architekt, Jean-Rene Tilieu. A
    to Piper Madison, projektantka - przedstawił Zephyr.
    - Bardzo mi przyjemnie, mademoiselle. - Mężczyzna skłonił się głęboko, ujmując
    ją za rękę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl