[ Pobierz całość w formacie PDF ]
słońce złoci promieniami ośnieżone granie...
Ależ z niego idiota! Zachowuje się jak zakochany szczeniak. Wrzucił do samo-
chodu buty, snowboard i ruszył. Zmęczy ciało, żeby przestać o niej myśleć.
Znieg, prędkość, pot. Szybciej, dalej, jeszcze raz. Jednak im bardziej próbował
uciec, tym uporczywiej jej obraz powracał. Zupełnie, jakby została na stałe wpisana w
jego mózg i miała tam pozostać na zawsze.
W rezultacie wrócił do Auckland wcześniej, niż zamierzał. Od razu pojechał do
niej. Zły na siebie, że jej tak pragnie, załomotał do drzwi Amandy.
Kiedy mu otworzyła, dojrzał na jej twarzy wyraz zdumienia.
- Jak ci poszło? - spytała grzecznie. - Czy twoi klienci jeżdżą na snowboardzie
tak dobrze jak ty?
A więc wiedziała.
R
L
T
- Dzwoniłam do twojego biura, bo potrzebowałam pewnych informacji w spra-
wie dziadka. Twoja asystentka oświeciła mnie. Pan James nie wróci z Queenstown
wcześniej niż w czwartek. " Ale przecież jest dopiero wtorek. Co się stało?
- Nie wyszło tak, jak zamierzałem.
- Co takiego? Nie udał ci się urlop?
Jego mięśnie odruchowo się napięły, ale bardzo się starał, żeby nie stracić nad
sobą panowania.
- Dlaczego mnie okłamałeś?
- Nie chciałem ci sprawiać przykrości.
- Dlaczego uważasz, że byłoby mi przykro? Możesz robić, co chcesz, Jared. Je-
steś wolnym człowiekiem.
To prawda. Dlaczego więc miał poczucie winy?
- Naprawdę odbyłem kilka rozmów. Wideokonferencje.
- Mam nadzieję, że nie byłeś z kobietą.
Jareda zamurowało. Jak coś podobnego mogło w ogóle przyjść jej do głowy?
Stała w drzwiach na rozstawionych nogach, z rękami wspartymi na biodrach i
złość niemal z niej parowała. Gdyby chciał wejść, nie zdołałaby go zatrzymać, ale
wolał nie używać siły.
- No więc? Jest jakaś kobieta czy nie, Jared?
- Wiesz, że nie ma.
Tylko ona. Na samą myśl, że mógłby się zbliżyć do innej, odczuł mdłości.
- Czyżby? Wiem tylko to, co łaskawie zechcesz mi powiedzieć.
Na to nie miał odpowiedzi.
- A być może nawet to, co mi mówisz, nie do końca jest prawdą. Nigdy nie
umawialiśmy się, że będziemy sobie wierni.
- Nie zostawiasz mi czasu ani energii na to, żeby szukać kogoś innego. - Przy-
sunął się. - Wpuść mnie.
- Nie - powiedziała twardo. - Nie spodziewałam się ciebie przed czwartkiem i
mam inne plany.
R
L
T
A więc zostanie ukarany. Nie miał jednak zamiaru pozwolić, żeby to ona sta-
wiała warunki. Podszedł do niej, ujął ją za szyję i zanim zdążyła zareagować, zamknął
za sobą drzwi. Pocałował ją mocno, a potem oderwał usta i patrzył uważnie w jej
oczy, czekając na ten moment. Kiedy Amanda lekko przymknęła oczy i przyzwalająco
rozchyliła usta, odsunął się. Oboje zostaną ukarani.
- Miłej zabawy - rzucił, po czym odwrócił się i wyszedł.
Amanda oparła się o drzwi i zaklęła. Musiała niemal przytrzymać się krzesła,
żeby nie pobiec za Jaredem.
Kogo ona próbuje oszukać?
Przedstawienie, jakie przed nim odegrała, było czystą iluzją i Jared bez trudu
sobie z nią poradził. Nie potrafiła stawić mu czoła, ale nie chciała też pogodzić się z
tym, żeby to on trzymał wszystkie karty.
W środę Jared nie dał znaku życia. Informacje dotyczące domu opieki zostały
przesłane faksem prosto z jego biura.
W czwartek musiała użyć ciemnego podkładu, żeby zatuszować cienie pod
oczami. Nawet Bronwyn zauważyła, że Amanda nie najlepiej wygląda i kazała jej iść
do domu.
Amanda jednak nie zgodziła się. W pracy przynajmniej miała czym zająć myśli.
Została w biurze do wieczora. Kiedy wreszcie dotarła do domu, ujrzała Jareda opar-
tego o ścianę obok jej drzwi.
- Jestem z powrotem - oznajmił.
Nic nie powiedziała. Nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Czuła jedynie
pulsowanie krwi w skroniach i uczucie ciepła w dole brzucha. W tej chwili nie liczyło
się nic, oprócz tego, że musiała dostać to, czego potrzebowała. Jared cicho zamknął za
nimi drzwi i zwrócił się w jej stronę.
Ich pocałunek był dziki, mocny i pełen pasji. Pożądanie niemal ich zabijało.
Mimo to Jared odsunął się, oddychając ciężko. Amanda przyciągnęła go z powrotem.
- Boję się, że sprawię ci ból.
- Nie bój się.
R
L
T
Naparła na niego całym ciałem, aż musiał się cofnąć. Pchnęła go na łóżko i po-
łożyła się na nim. Nie przestając go całować, rozebrała się.
- Amando, wszystko w porządku?
Uśmiechnęła się lekko i westchnęła z zadowoleniem.
- Nigdy nie czułam się lepiej.
- Tak właśnie chcesz?
- Tak.
Uśmiechnął się tym swoim seksownym uśmiechem i napiął mięśnie. Nie musiał
długo się starać, żeby doprowadzić ją do szczytu. I wtedy zrozumiała, że to on rządzi.
Jared już wiedział. Dwa dni bez Amandy były dla niego piekłem. Udowodniły
mu, że życie bez niej nie ma dla niego sensu. Poczekał, aż jej oddech się wyrówna, a
ona sama ochłonie.
- Przepraszam cię. Powinienem był ci powiedzieć, dokąd jadę.
Amanda milczała, ale poczuł, jak jej ciało sztywnieje.
- Lubię góry. Są takie spokojne i pełne majestatu. Będąc tam, relaksuję się.
- Byłeś spięty?
- Odrobinę.
Nadal był. Cały czas pozostawał w pełnej gotowości, jakby za chwilę miał sto-
czyć bój. To śmieszne.
Spróbował się rozluznić. Tym razem chciał, żeby wszystko odbyło się wolniej,
żeby zaznali pełnego zaspokojenia.
Udało się tylko do pewnego momentu.
Znów ogarnęło ich pożądanie, domagające się spełnienia już, natychmiast.
Kiedy ponownie leżeli przyciśnięci do siebie w ciasnym łóżku, poruszył temat,
który od dawna go nurtował.
- Niedaleko mojego domu jest mieszkanie do wynajęcia - oznajmił lekkim to-
nem.
- Chcesz się wyprowadzić?
- Nie. - Chrząknął. - Ale uważam, że ty powinnaś to zrobić.
R
L
T
- Nie stać mnie na to, żeby wynająć lepszy lokal. Teraz, kiedy nie będę już mu-
siała jezdzić do dziadka i płacić za jego leki, będzie lepiej, ale musi minąć trochę cza-
su, zanim uzbieram potrzebną sumę.
- A może ja zapłaciłbym za twoje mieszkanie?
- Słucham?
- Ja pokryję koszty, a ty się tylko przeprowadzisz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]