logo
 Pokrewne IndeksGrady Robyn Światowe Ĺťycie Duo 327 Gorąca wyspaAnderson Natalie Światowe Ĺťycie Najlepsza ReklamaTomasz Dajczak O czym Świadkowie Jehowy nie mĂłwią głośnoLe Guin U. K. Opowiadanie świataUrsula K.Le Guin Cykl Ziemiomorze (1) Czarnoksiężnik z Archipelagule guin ursula k opowiadanie swiataTremayne Avril MiśÂ‚osny kontraktIain Banks The Crow RoadBadanie gleby167. Ferrarella Marie Pamić™tny sylwester
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    żadnych pytań. I tak odnalazłem ciebie. Ale uciekłbym stamtąd nawet wtedy, gdybym cię ie
    znalazł. Nie chcę być panem pomiędzy takimi wyrzutkami!
    - Czy wiesz, gdzie są nasi towarzysze? - Nie. Będziesz ich szukał, panie?
    - Mów mi po imieniu, Yahanie. Tak, będę ich szukał, jeśli jest jakaś szansa, żeby ich odnalezć.
    Nie zdołamy przejść przez cały kontynent na piechotę, sami, bez broni i ubrań.
    Yahan w milczeniu wygładzał piasek, patrząc na strumień, który płynął, ciemny i czysty, pod
    nisko zwieszonymi gałęziami iglastych drzew.
    - Nie zgadzasz się?
    - Jeśli mój pan Mogien mnie znajdzie, zabije mnie. To jego prawo.
    Według kodeksu Angyarów była to prawda; a jeśli ktoś przestrzegał kodeksu, tym kimś był
    właśnie Mogien.
    - Gdybyś znalazł nowego pana, twój dawny pan nie miałby prawa cię tknąć; czyż nie tak,
    Yahanie?
    Chłopiec przytaknął.
    - Ale ten, kto się buntuje, nie znajduje nowego pana. - To zależy. Złóż mi przysięgę wierności, a
    ja obronię cię przed Mogienem... o ile go znajdziemy. Nie wiem, jakie słowa wymawiacie.
    - Powiadamy - Yahan mówił bardzo cicho - mojemu panu oddaję całe moje życie wraz ze
    śmiercią.
    - Zwróciłeś mi moje życie, a teraz ofiarowujesz mi swoje. Przyjmuję.
    Woda z donośnym szumem przelewała się przez skalny próg w górze strumienia, a niebo
    pociemniało złowrogo. W zapadającym zmierzchu Rocannon wyślizgnął się ze swego
    kombinezonu i zanurzył się cały w strumieniu, pozwalając, żeby chłodna woda obmywała jego
    ciało, spłukiwała brud, zmęczenie i strach, i wspomnienie ognia liżącego mu twarz. Pusty
    kombinezon składał się zaledwie z garstki przezroczystych strzępków materii, cieniutkich jak włos,
    ledwie widocznych drucików i przewodów oraz kilku półprzezroczystych sześcianów wielkości
    paznokcia. Yahan przyglądał się niespokojnym wzrokiem, jak Rocannon nakłada kombinezon z
    powrotem, ponieważ nie miał żadnego innego ubrania, a Yahan zmuszony był zamienić swój
    angyarski strój na parę brudnych skór herilorów.
    - Książę Olhorze - zapytał w końcu - czy to... czy to ta skóra chroniła cię przed ogniem? Czy
    też... ten klejnot? Naszyjnik, o który Yahan pytał, schowany był teraz w jego własnym woreczku na
    amulety, zawieszonym na szyi Rocannona. Rocannon odpowiedział łagodnie:
    - To ta skóra, a nie żadne czary. To rodzaj bardzo silnej broni.
    - A ta biała rzecz?
    Rocannon popatrzył na swój kij wydobyty z piasku, z jednym końcem mocno nadpalonym;
    Yahan znalazł go w trawie na wydmach zeszłej nocy. Ludzie Zgamy przynieśli ten kawałek drewna
    do twierdzy razem z właścicielem, uważając widocznie, że nie powinno się ich rozłączać. Czym
    byłby czarodziej bez swojej laski?
    - Cóż - odparł Rocannon - laska może się przydać, jeśli będziemy musieli iść piechotą.
    Przeciągnął się i zamiast kolacji napił się jeszcze raz z ciemnego, bystrego, chłodnego
    strumienia.
    Następnego ranka obudził się wypoczęty i z wilczym apetytem. Yahan odszedł o świcie, żeby
    sprawdzić sidła, a także dlatego, że w nocy zmarzł i nie mógł już dłużej leżeć na wilgotnym piasku.
    Wrócił przynosząc tylko trochę ziół i niezbyt dobre wiadomości. Wdrapał się na zalesioną grań,
    która biegła równolegle do wybrzeża, i z jej szczytu ujrzał następną szeroką morską odnogę,
    zagradzającą im drogę na południe.
    - Czyżby ci nędzni zjadacze ryb z Tolen wysadzili nas na wyspie? - jęknął. Jego zwykły
    optymizm został pokonany przez głód, zimno i zmęczenie.
    Rocannon spróbował przypomnieć sobie zarys linii brzegowej na utopionej mapie. Rzeka
    wpadająca do morza z zachodu brała początek z północy, z długiego języka lądu, stanowiącego
    część górskiego łańcucha, który ciągnął się wzdłuż wybrzeża z zachodu na wschód; pomiędzy tym
    językiem a głównym lądem znajdowała się cieśnina dostatecznie szeroka, żeby wyraznie zaznaczyć
    się na mapach i w jego pamięci. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl