logo
 Pokrewne IndeksHeggan Christiane Nigdy nie mĂłw nigdyFeehan, Christine Dark 06 Dark FireCynthia Thomason Christmas in Key West [HS 1528, MSM2 10, A Little Secret] (pdf)Craig Sinnott Armstrong God A Debate between a Christian and an AtheistChristian Jacq [Ramses 03] The Battle of Kadesh (pdf)Christopher Moore Wyspa Wypacykowanej Kapłanki Miłości(ebook) MacDonald, George Lilith (Christian Library)Christie, Agata Hercule Poirot 21 MorphiumMy, dzieci z dworca ZOO Christiane FelscherinowDiana Palmer Wymarzony prezent
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lorinka.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    znaczeniu. Dla pieniędzy nie mogłem zrezygnować z głęboko zakorzenionych poglądów.
     Ale nie ma pan zastrzeżeń wobec małżeństwa z osobą, która odziedziczyła właśnie
    pięćdziesiąt tysięcy funtów.
     %7ładnych zastrzeżeń, inspektorze  uśmiechnął się Gerald Wright, tym razem z
    widoczną satysfakcją.  Pieniądze będą zużyte z korzyścią dla społeczeństwa. Ale nie
    przyszedł pan chyba, aby omówić ze mną moją sytuację finansową lub zapatrywania
    polityczne?
     Nie, panie Wright. Przyszedłem, aby omawiać z panem suche fakty. Jak panu wiadomo,
    pani Adela Fortescue zmarła piątego listopada skutkiem zatrucia cyjankiem potasu. Tamtego
    popołudnia był pan w pobliżu Domku pod Cisami, mógł więc pan widzieć lub słyszeć coś, co
    miałoby znaczenie dla śledztwa.
     Czemu pan sądzi, że tamtego popołudnia byłem, jak się pan wyraził, w pobliżu Domku
    pod Cisami?
     Z hotelu wyszedł pan kwadrans po czwartej. Skierował się pan w stronę Domku pod
    Cisami. Stąd logiczny wniosek, że Domek pod Cisami stanowił cel przechadzki.
     Istotnie, miałem taki zamiar, inspektorze  odparł Gerald Wright.  Jednakże
    rozmyśliłem się po drodze. Z panną Fortescue& z Elaine byłem już umówiony na szóstą w
    hotelu. Z szosy skręciłem w boczną alejkę i okrężną drogą wróciłem do Golfa krótko przed
    szóstą. Elaine nie przyszła na spotkanie. Rzecz zrozumiała w okolicznościach, jakie wynikły.
     Widział ktoś pana w czasie tego spaceru?
     Na szosie minęło mnie kilka samochodów. Ale nikogo znajomego nie spotkałem, jeżeli o
    to panu chodzi. Boczna alejka, o której wspomniałem, jest bardzo wąska i tiki samochodów
    zbyt błotnista.
     A zatem hotel opuścił pan kwadrans po czwartej. Wrócił pan do hotelu krótko przed
    szóstą. Ma pan jedynie własne słowa na potwierdzenie swoich poczynań w tym czasie.
    Gerald Wright nadal uśmiechał się protekcjonalnie.
     Bardzo to kłopotliwe dla nas obu, ale niestety zgadza się, inspektorze.
     Gdyby więc ktoś zeznał, że około czwartej trzydzieści pięć wyjrzał oknem z podestu na
    półpiętrze i zobaczył pana w ogrodzie Domku pod Cisami& inspektor Neele umilkł nie
    dokończywszy zdania.
    Młody człowiek zmarszczył czoło.
     Widoczność musiała być wtedy bardzo słaba  powiedział.  Ten ktoś nie mógłby
    poznać mnie ani żadnej innej osoby.
     Czy pan Vivian Dubois, który mieszka również w tym hotelu, jest panu znany?
     Dubois? Dubois? Nie zdaje mi się. Czy to taki wysoki brunet, co najczęściej chodzi w
    zamszowych półbutach?
     Tak. On również wyszedł na spacer piątego listopada po południu i też skierował się w
    stronę Domku pod Cisami. Nie spotkał go pan przypadkiem?
     Nie& Nie przypominam sobie&
    Po raz pierwszy pan Gerald Wright zdradził pewne zakłopotanie.
     Hm& Pogoda nie zachęcała wtedy do spacerów  podjął tonem zastanowienia
    inspektor Neele  zwłaszcza do spacerów po zmroku, błotnistą alejką. Dziwna historia, że tyle
    osób odczuło nagły przypływ energii.
    W Domku pod Cisami sierżant Hay radośnie powitał przełożonego. Niewątpliwie był
    zadowolony z siebie.
     Wyniuchałem dla pana inspektora coś na temat kosów  oznajmił.
     Naprawdę, Hay? Słucham.
     Były w pasztecie, panie inspektorze. Na niedzielną zimną kolację pozostawiono pasztet
    zapiekany w cieście. Ktoś, w spiżarni lub gdzie indziej, wyjął farsz z ciasta i zastąpił go&
    Niech pan inspektor zgadnie, czym? Zmierdzącymi, nieżywymi kosami, które wziął z szopy
    ogrodnika. Paskudny kawał, panie inspektorze! I głupi, co?
      Co za pyszne danie na królewski dwór!  zacytował półgłosem Neele. i jeszcze raz
    zbił z tropu swojego sierżanta.
    XVIII
     Zaraz. Chwileczkę powiedziała panna Ramsbottom.  Ten pasjans chyba wyjdzie.
    Króla z potężnym taborem przeniosła na wolne miejsce, czerwoną siódemkę na czarną
    ósemkę, komplet pików uzupełniła czwórką, piątką i szóstką. Następnie wykonała kilka
    błyskawicznych posunięć i rozparła się w fotelu.
     To podwójny soliter  odetchnęła z ulgą.  Bardzo rzadko wychodzi.
    Przez chwilę siedziała spokojnie z zadowoloną miną, pózniej zwróciła wzrok ku młodej
    kobiecie, która stała obok kominka.
     Ha! Wiec ty, moja droga, jesteś żoną Lancelota  podjęła.
     Tak, ciociu! odparła Pat, dopiero co wezwana na piętro, przed oblicze starszej damy.
     Wysoka dziewczyna, szczupła  mruknęła do siebie ciocia Effie.
     Wygląda na zdrową.
     Mam żelazne zdrowie, ciociu.
    Panna Ramsbottom z uznaniem kiwnęła głową.
     A żona Parcivala to mięczak. Je za dużo słodyczy. Za mało ma ruchu. No, siadaj, moje
    dziecko, siadaj. Gdzie poznałaś Lancelota?
     W Kenii, ciociu, kiedy byłam tam u przyjaciół.
     Słyszałam, że poprzednio byłaś zamężna.
     Tak. Dwa razy.
    Panna Ramsbottom wymownie pociągnęła nosem.
     Rozwódka, hę?
     Nie, ciociu  odpowiedziała Pat trochę drżącym głosem.  Obaj moi mężowie&
    umarli. Pierwszy był pilotem myśliwca& Poległ na wojnie.
     A drugi?& Zaraz, moje dziecko& Coś mi ktoś mówił& Zastrzelił się, prawda?
    Pat twierdząco skinęła głową.
     Z twojej winy?
     Nie, ciociu. Nie z mojej winy.
     Zdaje się trzymał stajnię wyścigową, grał w totalizatora, co?
     Tak, ciociu.
     Nigdy w życiu nie byłam na wyścigach  oznajmiła sędziwa dama.  Totalizator, gra w
    karty to wymysły szatana.
    Pat nie podjęła dyskusji.
     Za żadne skarby nie poszłabym też do teatru ani kinematografu  ciągnęła ciocia Effie.
     Cóż, grzeszny ten świat, grzeszny, w dzisiejszych okropnych czasach, i w tym domu działo
    się wiele zła, ale Bóg pokarał występnych.
    Młoda kobieta milczała nadal. Zastanawiała się, czy ciocia Effie ma w głowie wszystko po
    kolei. Po chwili zaniepokoiło ją zwrócone ku niej przebiegłe spojrzenie starszej damy.
     Co ci wiadomo, moje dziecko, o rodzinie, do której weszłaś?  padło pytanie.
     Myślę, że ani mniej, ani więcej niż zwykle w takich razach.
     Hm& Jest w tym sens& Zapewne.  Ciocia Effie zrobiła krótką pauzę.  Powiem ci,
    moja droga, to i owo. Moja siostra była idiotką, szwagier łajdakiem. Parcival to wąż, a Lance
    zawsze uchodził w rodzinie za niedobrego chłopca.
     Chyba to przesada, ciociu  obruszyła się Pat.
     Czy ja wiem? Pewno masz rację, moje dziecko  zgodziła się nieoczekiwanie panna
    Ramsbottom.  Nie można przyczepiać ludziom etykiet. Ale nie lekceważ Parcivala, nie
    lekceważ. Na ogół panuje pogląd, że ludzie z etykietą dobroci są także głupi. Nie! Dobry
    chłopiec Parcival to nie głupiec. Bynajmniej nie głupiec, lecz spryciarz na świętoszkowatą
    modłę. Nigdy go nie lubiłam. A Lance? Zapamiętaj dobrze: nie mam do niego zaufania, nie
    pochwalam go, ale jestem do nicponia przywiązana, wbrew przekonaniu& Rozumiesz? To
    lekkomyślny chłopak, zawsze był taki& Musisz go mieć na oku, moje dziecko, bo inaczej
    może się posunąć za daleko. Powiedz mu, niech nie lekceważy Parcivala, nie zawsze wierzy w
    to, co Parcival mówi. Ten dom roi się od kłamców.  Ciocia Effie podniosła głos i dodała z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl