[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siedział grzecznie w firmie. Co z niego za biznesmen?!
— Rozminął się pan z nim o kilka minut, panie Sturgis — zaświergotała
jasnowłosa sekretarka. - Wyszedł do banku, do First National na Main Street,
w śródmieściu - dodała, jakby Frog Point było wystarczająco duże na to, by
pozwolić sobie na śródmieście. Chciał powiedzieć dziewczynie, że jedna ulica
i trzy skrzyżowana ze światłami to żadne śródmieście, ale powstrzymał się, w
końca nie ona winna była temu, że miał kiepski humor.
Wsiadł do samochodu i pojechał do "śródmieścia". Tu szczęście chyba sobie o
nim przypomniało, bo kiedy mijał First National dostrzegł wychodzącego z
bankn Brenta z szarą brezentową torbą w ręku. Zwolnił, ale miejsca
parkingowe po obu stronach były zajęte i jakiś samochód z tyłu juz zaczął go
poganiać trąbieniem. - Hej, Brent! - krzyknął.
Brent Faraday obejrzał się, spojrzał na niego, sprawiając wrażenie
przyłapanego na gorącym uczynku, pomachał dłonią i... poszedł przed siebie.
W.S. już otworzył usta, by ponownie go zawołać, ale samochód za nim
zatrąbił znowu, tym razem dłużej i bardziej niecierpliwie. Dziś wieczorem
Henry będzie miał za co go skarcić! Do diabła, musi przecież tylko zawrócić i
poje-chaci za Brentem. Skręcił na najbliższym skrzyżowaniu, zawrócił przez
Drive-In Burger Kinga, ściągając na siebie nie-przychylne spojrzenie
dziewczyny w okienku, i wjechał na Main Street na żółtym świetle, co
wywołało trąbienia i gniewne reakcje innych kierowców. Zupełnie jak za
dawnych czasów, pomyślał. Już nie mógł się doczekać kolacji, podczas której
Henry obedrze go zapewne ze skóry za nieostrożną jazdę.
Jechał znów Main Street, ale nigdzie nie widział Brenta, który znikł, jakby go
nigdy nie było. Dwa razy okrążył „śródmieście", obserwował parking
centrum handlowego i boczne uliczki, ale bez skutku. Różni ludzie unikali w
przeszłości jego towarzystwa, ale nikt aż tak konsekwentnie i z takim
zapamiętaniem jak Brent Faraday. Facet musi mieć coś potężnego na
sumieniu.
Dobra, dobra, znajdzie go, choć raczej później niż wcześniej, i z pewnością
dowie się o wszystkim. We Frog Point sekretów nie dało się długo zachować.
W godzinę po przeszukaniu biura Benka Maddie i Treva siedziały przy
kuchennym stole i gapiły się na dwie znalezione tam, i rzeczywiście
interesujące, rzeczy.
Jedną z nich była paczuszka prezerwatyw.
- Myślałam, że jesteś na pigułkach...? - zdziwiła się Treva, wyciągając je z
dolnej szuflady biurka Brenta.
- Jestem. Boże, przecież to niemożliwe, żeby on mnie zdradzał!
- Mam nadzieję, że się przekręci! - syknęła Treva i powróciła do poszukiwań,
ale kolejny sukces odniosła Maddie, która wyszarpała metalową kasetkę o
wymiarach mniej więcej trzydzieści pięć na dwadzieścia pięć centymetrów,
opatrzoną napisem „prywatne", zdradzającym rękę Brenta.
- Chcę zajrzeć do niej - oznajmiła Treva, ale w tym momencie pojawiła się na
scenie sekretarka Brenta, Kristie, i poprosiła, by opuściły gabinet.
- Nie powinnyście grzebać w biurku pana Faradaya - protestowała cienkim,
drżącym głosem.
- Naprawdę to on jest właścicielem tylko ćwierci biurka -warknęła Treva. -
Tak się bowiem składa, że obie, pani Faraday i ja, mamy po dwadzieścia pięć
procent udziałów w firmie, więc biurko jest w połowie nasze, my zaś
jesteśmy w połowie twoimi szefowymi i pozwalamy ci wyjść.
- Coś ty...? - zdumiała się Maddie, ale Kristie już wyszła, urażona i
nieszczęśliwa.
Wkrotcve potem zakończyły poszukiwania. Zabrały ze sobą kasetkę, żeby
otworzyć w domu, i kondomy, żeby jak orzekła Treva - pohamować Brenta w
jego zapędach.
Kasetka stała teraz pośrodku stołu w kuchni Maddie, kpiąc sobie z ich
ciekawości. Zamka nie dało się otworzyć, wieczka nie dało się podważyć,
Maddie gotowa była nawet rozjechać ją samochodem, ale w końcu uznała, źe
byłoby to postępowanie dziecinne, a poza rym nie dysponowała przecież
samochodem. Życie stawało się coraz ciekawsze.
- Boże, co on tam trzyma?!- denerwowała się Treva. -Spis swych zasad
moralnych?
- Kiedy wróci do domu, przejrzę jego klucze - zdecydowała Maddie.
- Świetny pomysł. „Kochanie, kiedy włamałam się do twojego biurka,
znalazłam w nim metalową kasetkę. Czy mógłbyś mi dać klucz do niej?"
Maddie przyjrzała się jej podejrzliwie.
- Nie wiem, czy to w ogóle da się otworzyć. Wepchnęłaś w zamek śrubokręt,
pamiętasz?
- Byłam wściekła.
- Nie należy kierować się uczuciami. Treva zerknęła na zegarek.
- O, do diabła, obiecałam Trzeciemu, że będę w domu pół godziny temu. -
Wstała energicznie, wymierzyła w przyjaciółkę palec. - Chcesz, żebym ją
schowała u siebie?
- Nie. Jeszcze trochę nad nią popracuję. Jesteś pewna, że Em może zostać u
was na noc?
- Oczywiście. Z Brentem powinnaś porozmawiać w cztery oczy. Tylko nie
kładź się spać, nim dostaniesz go w swoje ręce. - Jeszcze raz spojrzała na
kasetkę. - Nie rozwal jej przypadkiem, kiedy mnie nie będzie. Jeśli masz
ochotę coś rozwalić, to niech to będzie raczej łeb Brenta.
- Z dziką rozkoszą. - Maddie westchnęła głęboko. - Wiesz, on wczoraj bez
wahania zasłonił się naszym dzieckiem. Chciałam z nim porozmawiać, ale
stanął obok Em i powiedział: „Nie denerwuj Em". A ona stała, taka biedna i
śmiertelnie przerażona.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]