[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trzymam w ręku oświadczenie...
- W tym biznesie - wszedł mu w słowo Christopher - nauczyłem się jednej
rzeczy, Dole, że nie ma tu czegoś takiego jak gwarancja.
- A więc znajdz sobie najbliższy możliwy odpowiednik dla tego słowa,
przyjacielu.
- W porządku, dzięki za wiadomość - powiedział Christopher i się rozłączył.
Nie do końca uwierzył oczywiście, że to się uda, ale wstąpiła w niego jakaś nowa
nadzieja, a na jego twarzy widniał uśmiech. Propozycja Cartera, żeby trochę
dofinansować farmę, by mogła tak długo funkcjonować, jak długo on będzie chciał
odbywać na niej staż, była jakimś wyjściem, choć z dnia na dzień coraz mniej
komfortowym. Natomiast interes z Pure Foods mógł go wyciągnąć z tych tarapatów.
Spojrzał na Larkin. Stała ze skrzyżowanymi rękami i zaciętą miną. Zciągnął
brwi, zrobił poważną minę i podszedł do niej.
94
S
R
- Przepraszam, ale sama rozumiesz, wielkie sprawy świata koziarzy.
- Jasne, nie ma problemu.
- A więc, na czym to stanęliśmy?
- Na zakładzie. Zakładasz się czy nie? - spojrzała na niego zadziornie.
Podobało mu się, że jej pokaże, jak wygląda na co dzień jego życie, ale
chodziło mu o coś jeszcze. Pewne sprawy między nimi nie były zamknięte.
Pomyślał, że ten zakład pozwoliłby mu upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.
- Czy kiedykolwiek w życiu pracowałaś fizycznie? - zapytał, mierząc ją
wzrokiem.
Larkin uniosła głowę.
- To nie twoja sprawa, liczy się zakład. Skoro jesteś taki pewny, że umoczę, to
co cię powstrzymuje? Powiedz tak, jeżeli jesteś taki pewien swego. Ale stawka jest
spora, przynajmniej jeśli wygrasz.
- A jeśli ty przegrasz, to co ja z tego będę miał?
Larkin, zniecierpliwiona, potrząsnęła głową.
- Cokolwiek będziesz chciał, to bez znaczenia. Nie zamierzam przegrać.
- Aha... Pozwól zatem, że podsumuję: będziesz pracować dwa tygodnie na
farmie, robiąc to, o co poproszę i w godzinach, jakich będę wymagał - ciągnął
Christopher z narastającym rozbawieniem i zadowoleniem - i do tego bez
marudzenia i składania zażaleń... - Tu spojrzał na nią pytająco.
- Bez składania zażaleń - potwierdziła Larkin.
- Nawet na kozy?
- Nawet na kozy - przytaknęła - i na twoich warunkach, przez dwa tygodnie.
- Przez miesiąc - rzucił niespodziewanie.
- Przez... m... miesiąc? - zająknęła się.
- Mam wiele do stracenia, nie dziw się. Ale jak wytrzymasz miesiąc, daję ci
słowo, że nie przyjmę żadnych pieniędzy od Cartera, nawet gdyby mnie błagał o to
95
S
R
na kolanach. Nie to, żebym miał się czym przejmować, bo nawet do głowy by mi
nie przyszło, że dasz radę, ale przez miesiąc przynajmniej się czegoś nauczysz.
- Wspaniale! To kiedy zaczynamy?
Christopher taksował ją wzrokiem: spódniczka mini, cienkie rajstopki i
umalowane usta.
- Może od zaraz? - powiedział rozbawiony.
Rozdział 10
Larkin wciąż miała na sobie koszulkę ze Schwarzenegerem i spodnie, które
pożyczyła od Christophera, chyba najstarsze, jakie posiadał, z paskiem wywiniętym
na zewnątrz niczym papierowa torebka. Na nogach miała ciężkie kalosze nałożone
na trzy pary skarpet. Włosy związała w kucyk, a na rękach miała znoszone
rękawiczki.
- Gotowa do boju? - zapytał Christopher i ruszył, nie czekając na odpowiedz.
Nie to, żeby jej niepohamowany temperament po raz pierwszy wpakował ją w
takie tarapaty, ale nigdy jeszcze nie było aż tak zle. Sielskie życie na wsi, to
brzmiało naprawdę dobrze, zawsze jednak cieszyła się, że brud, smród obornika,
zapachy stodoły i zwierząt nie są jej udziałem. Teraz jednak miało się to
diametralnie zmienić. Ledwo pojawiły się na horyzoncie kozy, a już dało się słyszeć
głośne meczenie. Gdy weszli na pastwisko, natychmiast zaczęły biec w ich
kierunku.
Larkin pomyślała, że te stworzenia o różnej maści śmierdzą i są naprawdę
szkaradne, jakby kościste i żylaste zarazem, ale mimo to... dziwnie milutkie. Miały
trójkątne pyszczki z dużymi oczami, małe noski i klapiaste uszy, zwisające po
bokach główki. Machały wdzięcznie swoimi krótkimi ogonkami, podekscytowane
ich przybyciem i niemiłosiernie meczały. Z bliska wydawały jej się większe, niż się
spodziewała, a na szyjach miały znakowane obroże, zupełnie jak zwierzęta domowe.
96
S
R
Niemniej, gdy ją tak otoczyły, trochę się spięła. Nie wykazywały jednak żadnej
agresji i poczuła, stojąc w tym morzu kóz, że nerwy jej jakoś odpuściły. Tłoczyły się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]