logo
 Pokrewne IndeksHaas Derek Srebrny NiedĹşwiedĹş 01 Srebrny NiedĹşwiedĹşAsimov, Isaac Black Widowers 01 Tales of the Black WidowersResnick Mike 01 Wróşbiarka WróşbiarkaMull Brandon BaśniobĂłr 01 BaśniobĂłrBurroughs, Edgar Rice Tarzan 01 Tarzan of the ApesD H Starr [Wrestling 01] Wrestling With Desire [FP MM] (pdf)Denise A Agnew [Daryk World 01] Daryk Hunter (pdf)Harris, Daisy [Men of Holsum College 01] College Boys398. Gerard Cindy Dzikie serca 01 Ni srebro ni złotoJacqueline Lichtenberg [Sime_Gen_01]_ _First_Channel_with_Jean_Lorrah_(v1.1)_[lit]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • boatlife.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    raz dobranoc. Daj mi spać.
    - W takim razie miłych snów.
    Był oto w łóżku z kobietą, którą kochał.
    A czuł się sam jak kaktus na pustyni.
    Przypomniał sobie inną, też niezłą piosenkę Simona
    i Garfunkela, którą zawsze lubił, lecz której nigdy do
    końca nie zgłębił. Jak to się zaczynało?
    S
    R
    - Witaj w Zoo, Fitzgeraldzie - zamamrotał pod no-
    sem. - Zabrania się dokarmiania zwierząt.
    - Powiedziałeś coś, Tim? - rozległo się po drugiej
    stronie Appalachów.
    - Po prostu zastanawiam się, czym ciotka Emmaline
    uraczy nas na śniadanie - rzekł, przewracając się i kładąc
    na brzuchu.
    - Pewnie będą naleśniki w kształcie serc. Z czerwo-
    nymi truskawkami.
    Uśmiechnął się w poduszkę.
    - Pewnie tak. Dobranoc, Moll.
    - Dobranoc. - Chwila ciszy. - Wiesz co?
    Poderwał głowę, uskrzydlony nadzieją.
    - Lubię cię, Tim. - Już z tonu jej głosu domyślił się,
    że zaraz nastąpi jakieś zasadnicze  ale". I nastąpiło: -
    Ale to nie zaradzi na nasze problemy.
    Znów opadł nosem w poduszkę.
    Musiał jakoś przetrzymać tę noc.
    S
    R
    ROZDZIAA CZWARTY
    To było rozkoszne przebudzenie. Jeszcze na wpół za-
    mroczona, lecz już rejestrująca zmysłami niektóre dozna-
    nia, Molly uśmiechnęła się, wchłaniając całym swoim
    ciałem ciepło, które biło od ciała śpiącego przy niej męż-
    czyzny. Leżeli przytuleni do siebie, jakby ta kołdra, która
    ich okrywała, była sztandarem jedności i zgody, auten-
    tycznego pojednania, a nie zwykłą puchową kołdrą, którą
    się odrzuca na brzęczenie budzika.
    Więc było jej tak dobrze, tak cudownie miło, że
    w swej wędrówce ku przebudzeniu cofnęła się o krok,
    ku miejscu, gdzie nie sposób odróżnić jawy od snu
    i gdzie wszystko wydaje się mieć tę nieokreśloną, dwoi-
    stą postać. Tutaj, na tej granicy oddzielającej dwa świa-
    ty, Molly wyciągnęła rękę i zaczęła po omacku szu-
    kać jakiegoś zaczepienia. Natrafiła na płaski brzuch
    Tima, przywarła doń dłonią, po czym ześlizgnęła się ni-
    żej...
    Tym sposobem wezwała go, on zaś odpowiedział na
    jej wezwanie. Odwrócił się i sięgnął po nią, tak jak za-
    wsze to robił. Jeszcze śpiący, a już aktywny. Poszukujący.
    Odnajdujący.
    Zanurzył twarz w jej włosach, tchnął ciepłem oddechu
    w ucho, odnalazł ustami pulsującą kolumnę szyi. Nie bro-
    S
    R
    niła się, kiedy odpinał guziki koszuli i zsuwał spodnie
    z jej bioder. Jego dłoń wsunęła się pomiędzy jej uda,
    a wargi zaczęły pieścić mleczną, nabrzmiałą pierś. Po-
    czuła się jak górska dolina, którą słońce, przetaczając się
    przez grań, oblewa światłem od jednej strony, podczas
    gdy druga wciąż pozostaje pogrążona w półmroku. Na
    dole rozkwitała, budziła się do życia i rozchylała niczym
    pąk, podczas gdy w jej świadomości wciąż zalegały mro-
    ki nocy.
    Wtedy zdobyła się na drugie wezwanie, które w isto-
    cie było przyzwoleniem. Zapragnęła spełnienia i wzlotu.
    Tim odebrał i ten sygnał i odpowiedział nań z ochotą.
    Wszystko, co sobie nawzajem dawali, było tak cudowne,
    bo jednocześnie pół-baśniowe i pół-realne, namacalne
    i nieuchwytne.
    I oto już miał uczynić zadość jej i swoim pragnie-
    niom, gdy nagłym ruchem odrzucił, a raczej skopał
    kołdrę.
    Oblało ich chłodne powietrze.
    W bramę marzenia sennego uderzył taran jawy.
    Dwoistość stała się jednorodnością.
    Molly w jednej chwili odzyskała świadomość i otwo-
    rzyła oczy. Zobaczyła baldachim, okno, komnatę nowo-
    żeńców.
    Zdrętwiała. Wszystko stało się jasne.
    - Zejdz ze mnie, Tim. Chyba nie chcesz wziąć mnie
    siłą?
    Nie musiała mówić nic więcej. Poczuła, jak słabnie
    jego gotowość, a równocześnie twardnieją mięśnie ra-
    mion. Podniósł się na łokciach i otworzył oczy. Ujrzała
    S
    R
    nad sobą jego szelmowski uśmiech. Już za ten jeden
    uśmiech powinna go pokrajać na kawałki.
    Bo były jeszcze inne powody. Wystarczyło spojrzeć
    na jego jasne oczy, by w jednej chwili uzmysłowić sobie,
    że podczas gdy ona błądziła po omacku, on działał z peł-
    ną premedytacją. Dałaby sobie rękę uciąć, że nie spał
    już przynajmniej od godziny. To on usunął koce, które
    z taką pieczołowitością ułożyła wczoraj między nimi.
    A potem cierpliwie czekał na odpowiedni moment, by
    senność uczyniła ją pragnącą i bezwolną.
    Ażeby go wszyscy diabli!
    - Ażeby cię diabli, Timothy! - wybuchnęła, zrzucając
    go z siebie silnym pchnięciem ramion. - I jak tu wie-
    rzyć...
    Opadł na materac, po czym przewrócił się na plecy
    i najbezczelniej w świecie przeciągnął.
    - To było bardzo przyjemne, Moll. Szkoda, że trwało
    tak krótko. - Zadrżał z zimna. - Co to? - zdziwił się.
    - Czemu jest tak cholernie zimno? Może to twoje serce
    zmieniło się w bryłę lodu?
    Molly tymczasem zdążyła już wciągnąć spodnie i po- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl