logo
 Pokrewne IndeksLisa Kleypas Wallflower 01 Secrets Of A Summer NightJane Lisa Smith Pamiętniki wampirĂłw 04 MrokLisa Oliver The Reluctant Wolf (Cloverleah Pack #1)Kleypas Lisa Give Me TonightFiona Bullen Liście na wietrzeWykończanie oraz ocena jakości obuwia gotowegoGill Judy Desperadotraktat_sw_ludwik_maria_grignion_de_montfortAleksander Bek Szosa wośÂ‚okośÂ‚amska. Obrona Moskwy (1953)Carrie Vaughn 02 Kitty i nocny Waszyngton
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lafemka.pev.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Teoretycznie wszyscy znamy różnice, a mimo to nie zawsze potrafimy określić
    rodzaj słyszanej opowieści. Dziecko może uwierzyć, że w sąsiednim hrabstwie
    żyją ludożercze potwory; wielu dorosłych bez trudu uwierzyłoby w ich istnienie
    w innym kraju; a niemal każdy, kto wierzy w życie w kosmosie, zaludnia inne
    planety niegodziwymi poczwarami.
    Byłem jednym z tych dzieci, do których zwracał się Andrew Lang  urodzi-
    łem się w czasach, gdy ukazała się Zielona księga baśni  dzieci, które według
    niego czytały baśnie tak, jak dorośli czytają powieści, i o których powiedział:  ma-
    ją one takie same gusty jak nasi nadzy przodkowie sprzed tysięcy lat i wyraznie
    wolą baśnie od historii, poezji, geografii albo rachunków . Ale cóż my naprawdę
    wiemy o naszych  nagich przodkach  oprócz tego, że z pewnością nie chadzali
    nago? Nasze baśnie, jakkolwiek stare zawierałyby elementy, z pewnością różnią
    się od ich baśni. Nadto, skoro zakładamy, że mamy baśnie, ponieważ i oni je mieli,
    to czemuż by nie założyć także, że mamy historię, geografię, poezję i arytmetykę,
    bo i oni je znali i lubili  przynajmniej o tyle, o ile były one dla nich dostępne
    i o ile podzielili już na odrębne działy swe ogólne zainteresowanie światem.
    Wszakże opis Langa nie pasuje ani do moich własnych wspomnień, ani do
    moich doświadczeń z innymi dziećmi. Nawet jeśli Lang nie mylił się co do zna-
    nych sobie dzieci, to przecież i tak dzieci różnią się, nawet w ciasnych grani-
    cach Wielkiej Brytanii, a wszelkie generalizacje, które każą je traktować jako
    jedną klasę (niezależnie od indywidualnych zdolności i od wpływu środowiska
    oraz wychowania), są zwodnicze. Nie odczuwałem jakiegoś szczególnego  pra-
    gnienia, by uwierzyć . Chciałem wiedzieć. Wiara natomiast zależała od sposobu,
    w jaki przedstawiono mi daną historię, od wewnętrznego tonu i jakości opowie-
    ści. Nie przypominam sobie, żeby choć raz przyjemność czerpana z opowieści
    wypływała z mej wiary, że wszystko, o czym opowiada, zdarzyło się lub mogło
    się zdarzyć w  prawdziwym życiu. Baśnie wyrażały nie możliwości, ale pra-
    gnienia. Były udane, jeśli wzbudzały tęsknotę, zaspokajając ją, ale i często nie-
    znośnie ją zaostrzając. Nie potrzeba tu rozwodzić się nad tym szerzej  mam
    nadzieję, że wrócę jeszcze do tej tęsknoty złożonej z wielu czynników zarówno
    uniwersalnych, jak i typowych tylko dla współczesnych ludzi (w tym także i dla
    współczesnych dzieci) albo nawet dla określonego rodzaju ludzi. Nigdy nie pra-
    gnąłem mieć snów czy przygód Alicji, a opowieść o nich po prostu mnie bawiła.
    Nie marzyłem o poszukiwaniu ukrytych skarbów czy o walce z piratami, więc
    nie przejąłem się zbytnio Wyspą skarbów [R.L. Stevensona]. Wolałem opowieści
    o Indianach: były w nich łuki i strzały (a moim nigdy nie spełnionym marzeniem
    było nauczyć się dobrze strzelać z łuku), obce języki, przebłyski archaicznego
    stylu życia, a nade wszystko lasy i puszcze. Jeszcze wspanialszy był kraj Merlina
    26
    i Artura, a najpiękniejsza była bezimienna Północ Sygurda Wólsunga i Fafhira,
    księcia smoków8. Tych krain pożądałem najbardziej. Nigdy nie przyszło mi do
    głowy, że smok jest zwierzęciem tego samego rodzaju co na przykład koń. I to
    nie tylko dlatego, że konie widywałem co dzień, ale nigdy nie udało mi się odna-
    lezć nawet śladu smoczej stopy. Smok nosił wyrazne piętno Królestwa Czarów:
    jeśli gdzieś żył, to było to w innym świecie. Fantazja  tworzenie innych świa-
    tów bądz ich  oglądanie  zrodziła się w sercu tęsknoty za innymi światami.
    Pożądałem smoków z całej duszy, z samej głębi mej istoty. Oczywiście w swym
    mdłym ciele nie życzyłem ich sobie w sąsiedztwie, nie pragnąłem, by wtargnęły
    w mój stosunkowo bezpieczny świat, w którym można było w spokoju i bez lęku
    czytać sobie opowieści. Zwiat, który zawierał choćby wyobrażenie Fafhira, był
    bogatszy i piękniejszy, nawet za cenę utraty poczucia bezpieczeństwa. Mieszka-
    niec spokojnych i żyznych nizin może słuchać opowieści o udręczonych górach
    i nieurodzajnych morzach  i tęsknić za nimi w głębi serca. Bo serce jest silne,
    choć ciało mdłe.
    Mimo że obecnie rozpoznaję w baśniach ważny aspekt mojej lektury, to nie-
    prawda, że jako dziecko lubiłem je najbardziej. Prawdziwe zamiłowanie do nich
    rozwinęło się dopiero po upływie mych  przedszkolnych lat. (Zob. notę D na s.
    78.)
    I właśnie to mają dzieci najczęściej na myśli, gdy pytają: Czy to prawda? Ro-
    zumieją przez to: Podoba mi się ta opowieść, ale czy to moja współczesność? Czy
    jestem bezpieczny w swoim łóżeczku? Jedyne, co pragną usłyszeć to: Oczywiście, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl