logo
 Pokrewne IndeksAlan Burt Akers [Dray Prescot 04] Swordships of Scorpio (pdf)0903. Dunlop Barbara Skandale w wyĹźszch sferach 04 Prawdziwe szczęścieClive Staples Lewis Opowieści z Narnii 04 Książe KaspianKukliński Piotr Saga Dworek Pod Malwami 04 Młoda ĹťonaD B Reynolds [Vampires in America 04] Sophia [ImaJinn] (pdf)Lien_Merete_ _Zapomniany_ogrĂłd_04_ _Glosy_z_przeszłościJana Downs His Guardian Angels 04 Angel WedLyda Morehouse Archangel 04 Apocalypse ArrayLois McMaster Bujold 04 The Warrior's ApprenticeIain Banks Culture 04 Use Of Weapons
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lorinka.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    dalszych pytań.
    Po drugiej strony polany rozległy się jęki i biadolenie.
    Bonnie obejrzała się i zobaczyła Tylera, w tej jego okropnej
    na wpół ludzkiej, na wpół zwierzęcej postaci. Podniósł się
    na nogi. Kij Caroline nie był ju\ potrzebny. Tyler wpatrywał
    się w Elenę oraz kilka pozostałych widmowych postaci i beł-
    kotał niewyraznie:
    - Nie oddawajcie mnie im! Nie pozwólcie, \eby mnie
    te\ zabrali!
    Zanim Elena zdą\yła przemówić, obrócił się. Spojrzał
    na moment w ogień, który przewy\szał teraz jego wzrost,
    a potem skoczył prosto w płomienie, przedarł się przez nie
    i runął w las. Przez szczelinę w ścianie ognia Bonnie zo-
    baczyła, jak upadł na ziemię, tłamsząc ogarniające go pło-
    mienie, a potem podniósł się i znów rzucił biegiem. Pózniej
    ogień wystrzelił w górę i ju\ nic więcej nie widziała.
    Ale coś jej przypomniało: Meredith  i Matt. Mere-
    dith le\ała na ziemi, z głową opartą na kolanach Caroline,
    i patrzyła. Matt nadal le\ał na plecach, ranny, ale nie tak
    cię\ko jak Stefano.
    - Eleno  powiedziała Bonnie, przyciągając uwagę
    świetlistej postaci, a potem po prostu spojrzała na niego.
    Jasność się zbli\yła. Stefano nawet nie mrugnął. Spojrzał
    w samo serce jasności i się uśmiechnął.
    - Teraz został powstrzymany. Dzięki tobie.
    - To Bonnie nas przywołała. A nie zdołałaby zrobić
    tego we właściwym miejscu i czasie, gdyby nie ty i po-
    zostali.
    - Próbowałem dotrzymać obietnicy.
    - Wiem, Stefano.
    Bonnie wcale nie podobało się to, co słyszała. Brzmiało
    to trochę za bardzo jak jakieś po\egnanie  takie na zawsze.
    Wróciły do niej jej własne słowa:  On mo\e przenieść się
    w jakieś inne miejsce albo po prostu zniknąć . A nie chciała,
    \eby Stefano gdziekolwiek znikał. Oczywiście, \e ktoś kto tak
    bardzo wyglądem przypominał anioła...
    - Eleno  odezwała się. - Nie mo\esz czegoś zrobić?
    Nie mo\esz mu pomóc? - Głos jej dr\ał.
    A mina Eleny, kiedy odwróciła się, \eby na Bonnie spoj-
    rzeć, łagodna, ale tak bardzo smutna, przygnębiła ją jeszcze
    bardziej. Przypomniała jej kogoś, a potem dotarło do niej
    kogo. Honoria Fell. Oczy Honorii te\ tak wyglądały, jakby
    patrzyły na całe nieuniknione zło tego świata. Na całą jego
    niesprawiedliwość, wszystko to, co nie powinno się zdarzać,
    a jednak się dzieje.
    - Mogę coś zrobić  powiedziała. - Ale nie wiem, czy on,
    chce takiej pomocy. - Znów spojrzała na Stefano. - Stefano,
    mogę uleczyć rany po Klausie. Dzisiaj mam taką moc. Lecz
    nie odmienię tego, co zrobiła Katherine.
    Oszołomiony umysł Bonnie usiłował przez chwilę mo-
    cować się z tą informacją. To, co zrobiła Katherine? Ale
    przecie\ Stefano ju\ całe miesiące temu doszedł do siebie po
    torturach zadanych mu przez nią w krypcie. A potem zrozu-
    miała. To przecie\ Katherine zamieniła Stefano w wampira.
    - To ju\ tak długo  mówił Stefano do Eleny. - Gdybyś
    to odmieniła, zamieniłbym się w stos pyłu.
    - Tak. - Elena nie uśmiechnęła się, tylko nadal patrzyła
    na niego uwa\nie. - Chcesz moje pomocy, Stefano?
    - śeby nadal \yć w świece cienia... - Głos Stefano
    osłabł do szeptu, jego zielone oczy zrobiły się nieobecne.
    Bonnie chciała nim potrząsnąć. śyj, przesłała mu myśl, ale
    nie ośmieliła się jej wypowiedzieć w obawie, \e tylko go
    skłoni do podjęcia decyzji dokładnie przeciwnej. A potem
    pomyślała o czymś jeszcze.
    - śeby nadal próbować  powiedziała, a oni oboje spoj-
    rzeli na nią. Nie spuściła wzroku, wysunęła brodę do przodu
    i zobaczyła uśmiech rodzący się na jasnych wargach Eleny.
    Elena obróciła się do Stefano i przekazała mu ten leciutki
    cień uśmiechu.
    - Tak  odrzekł cicho, a potem, do Eleny, dodał: - Po-
    mó\ mi.
    Elena pochyliła się i go pocałowała.
    Bonnie zobaczyła, \e jasność przepływa od niej do
    Stefano, zupełnie jak pochłaniająca go rzeka świetlnych
    błysków. Zalała go tak samo, jak ciemna mgła zagarniająca
    Klausa, jak kaskada diamentów, a\ całe jego ciało rozjarzyło
    się tak samo jak postać Eleny. Bonnie przez moment wyda-
    wało się, \e widzi krew wewnątrz jego ciała, płynącą, napeł-
    niającą ka\dą tętnicę, ka\dą \yłę, uleczającą wszystko, czego
    dotknęła. A potem blask osłabł, stał się złotawą aurą, która
    wtopiła się pod skórę Stefano. Koszulkę nadal miał podartą,
    ale ciało pod nią było bez ran. Bonnie, czując, jak szeroko
    otwarła oczy ze zdumienia, nie mogła oprzeć się pokusie,
    \eby go dotknąć.
    Ta skóra była zupełnie zwyczajna. Straszliwe rany znik-
    nęły.
    Roześmiała się głośno z radości, a potem podniosła oczy,
    powa\niejąc.
    - Eleno.. Jest jeszcze Meredith...
    Jasna postać Eleny przesunęła się przez polanę. Meredith
    spojrzała na nią spod kolan Caroline.
    - Witaj, Eleno  powiedziała Meredith niemal normal-
    nym głosem, tyle \e bardzo słabym.
    Elena pochyliła się i ją pocałowała. Jasność znów napły-
    nęła, otaczając Meredith. A kiedy się cofnęła, Meredith stała
    na własnych nogach.
    Potem Elena zrobiła to samo z Mattem, który obudził
    się nieco zdezorientowany, ale przytomny. Pocałowała te\
    Caroline, która przestała dygotać i się wyprostowała.
    A potem zbli\yła się do Damona.
    Nadal le\ał tam, gdzie upadł. Duchy minęły go, nie
    zwracając na niego uwagi. Jasność Eleny zawisła nad nim,
    jedna świetlista dłoń dotknęła jego włosów. A potem Elena
    pochyliła się i ucałowała Damona.
    Kiedy blask światła słabł, Damon usiadł i pokręcił gło-
    wą. Zobaczył Eleną i znieruchomiał, a potem, kontrolując
    ka\dy ruch, ostro\nie i powoli wstał. Nic nie powiedział,
    tylko patrzył, jak Elena wraca w stronę Stefano.
    Widać go było wyraznie na tle ognia. Bonnie prawie do
    tej pory nie zauwa\ała, \e jego czerwony blask tak urósł, \e
    niemal ju\ przyćmił złotą poświatę Eleny. Ale teraz zoba-
    czyła ten ogień i ogarnął ją strach.
    - Mój ostatni podarunek  powiedziała Elena, i wtedy
    zaczęło padać.
    To nie była jakaś burzowa ulewa, ale porządny, rzęsisty
    deszcz, który wszystko przemoczył  z Bonnie włącznie -
    i zgasił ogień. Był świe\y i chłodny. I wydawało się, \e zmy-
    wa wszystkie okropieństwa ostatnich godzin, \e oczyszcza
    polanę ze wszystkiego, co się na niej stało. Bonnie uniosła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl