[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niem nawiązuje kontakt z Lucasem.
Anton chrząknął kilka razy, po czym zwrócił się do syna:
- Rozmawialiśmy z twoją matką i doszedłem do wniosku, że się myliłem.
Reed popatrzył na niego ze zdumieniem.
- Słucham?
- Mam na myśli to, że odradzałem ci adopcję. Reed nie mógł uwierzyć własnym uszom.
- Zmieniłeś zdanie?
- Jak już mówiłem, rozmawiałem z twoją matką i uważam, że może to wcale nie taki zły pomysł, jak
mi się wydawało. Zwłaszcza teraz, kiedy widzę, jak to dziecko uszczęśliwia Jacqueline.
- Elizabeth też jest szczęśliwsza dzięki temu chłopcu - zauważył Reed.
- Dlatego powinieneś, synu, polecieć do Kaliforni i porozmawiać z Vancesami, zanim się zacznie roz-
prawa. Oni czegoś chcą, dowiedz się, co to jest.
- Chcą Lucasa - stwierdził Reed z przekonaniem.
- Tak mówią, ale musisz się dowiedzieć, czego chcą tak naprawdę.
Reed popatrzył na ojca z powątpiewaniem. Jakoś trudno mu było uwierzyć w wyrachowane zamiary
Vancesow. Z pewnością kochali chłopca i chcieli dla niego jak najlepiej.
143
- Poleć do nich i porozmawiaj. Nie możemy stracić Lucasa.
Reed uścisnął dłoń ojca w szorstkim i jednocześnie ciepłym geście, który wyrażał wdzięczność i
podziw.
Wystarczyło trzydzieści sekund, aby Reed się zorientował, że Vancesom nie chodzi o pieniądze. Nie
chcą podważać testamentu, by wyciągnąć od Wellingtonów pieniądze. Kochali swojego wnuka ponad
wszystko i nie mogli się pogodzić z rozstaniem.
Reed, choć z początku zamierzał grać chłodnego profesjonalistę, szybko zmienił zdanie i postanowił
szczerze opowiedzieć im o swoim małżeństwie, problemach Elizabeth z zajściem w ciążę, o tym, jak
jego żona przywiązana była do brata i wreszcie o ostatniej woli Brandona i Heather, by chłopiec
pozostał z nim i jego żoną.
Vancesowie w spokoju słuchali tego, jak Reed wyobraża sobie przyszłość Lucasa. Chciał zapewnić
mu świetne wykształcenie, możliwość podróżowania i poznawania różnych kultur.
Wreszcie zdobył się na to, by powiedzieć im o podejrzeniach ze strony komisji finansowej i o tym, że
próbował chronić Elizabeth, a zamiast tego ją stracił, ale że zrobi wszystko, by ratować swoją rodzinę.
Kiedy Margaritę Vances zrozumiała, że Reed nie przyjechał do nich we wrogich zamiarach, też po-
stanowiła szczerze opowiedzieć o swoich obawach, o swojej miłości do wnuka i o strachu, że go
straci, że będzie go widywała rzadko i że jej więz z jedynym
144
dzieckiem Heather zerwie się bezpowrotnie. Nowy Jork leży tak daleko od Kalifornii, a oni są
starszymi ludzmi i nie będą w stanie odwiedzać wnuka tak często, jak by chcieli. Tak naprawdę nie
chcieli być rodzicami dla chłopca, tylko dziadkami, chcieli uczestniczyć w jego życiu, patrzeć, jak
dorasta.
- Mój prywatny samolot zawsze będzie do państwa dyspozycji - przekonywał Reed. - Jeśli tylko
zatęsknicie za Lucasem, będziemy na was czekać w Nowym Jorku, a Elizabeth z Lucasem będą
odwiedzać państwa w Kalifornii tak często, jak to tylko będzie możliwe. Obiecuję, że będziemy
przysyłali chłopca do was na ferie i wakacje i zawsze, kiedy tylko poczujecie się samotni.
Vancesowie entuzjastycznie odnieśli się do propozycji Reeda i zgodzili się wycofać pozew z sądu.
Reed chciał im obiecać, że odwiedzą ich z Lucasem w weekend, ale zdecydował się poczekać do
czasu, aż dojdzie do porozumienia z żoną.
W drodze powrotnej myślał tylko o Elizabeth i o tym, jak bardzo się ucieszy, kiedy jej powie, że bę-
dzie mogła zatrzymać Lucasa na zawsze. Chciał jak najszybciej znalezć się w domu i zdziwił się,
kiedy na lotnisku zobaczył Selinę i Collina.
- Odejdzcie - krzyknął. Tym razem Elizabeth była na pierwszym miejscu i nie zamierzał tracić czasu
na rozmowy o Pysanskim, komisji finansowej i oskarżeniach.
- Musimy porozmawiać - powiedział Collin poważnie.
145
- Nie obchodzi mnie to. - Chciał natychmiast wrócić do domu i nikt ani nic nie mogło go powstrzymać.
- To ważne - dodała Selina.
Reed lekceważąco wzruszył ramionami, wychodząc z hali przylotów.
- Mamy pewne informacje - nie ustępował Collin.
- A ja muszę ratować swoje małżeństwo.
Nie zważając na nich, wsiadł do samochodu. Collin w sekundę ocenił sytuację i razem z Seliną
dosiedli się do Reeda mimo jego protestów.
- Jadę prosto do domu i nie zamierzam z wami jechać do biura czy na policję.
- W porządku. - Selina kiwnęła głową. - To naprawdę ważne, co mamy ci do powiedzenia.
- Zawsze tak mówicie. I to jest mój największy problem. Każdego dnia, w każdej godzinie było nie-
ustannie coś ważniejszego od mojej żony i jej spraw. To z wami i Gageem spędzałem wieczory,
próbując jakoś wyjść cało z tych problemów z szantażystą i komisją finansową.
-Więcej nie będzie problemów - przerwał mu Collin. - Chcieliśmy ci powiedzieć coś o Pysanskim i
Hammondzie.
- O nie, tylko nie mówcie, że jest gorzej.
- Przecież Collin powiedział ci, że problemów już nie będzie - odparła .rzeczowo Selina. - Spędziłam
dwa dni w Waszyngtonie i dowiedziałam się ciekawych rzeczy. Otóż Pysanski i Hammond kupowali
akcje firm na czterdzieści osiem godzin przed tym, jak
146
rada rządowa oficjalnie wydawała zgodę na podpisanie kontraktu.
- Czyli Kendrick jest winny? - domyślił się Reed. - Jak tylko rząd decydował się na współpracę z
przedsiębiorstwami, Kendrick informował Pysanskiego i Hammonda, a ci kupowali akcje?
- Z początku też myśleliśmy, że to Kendrick, dopóki nie odkryliśmy tego. - Selina wskazała na
dokument, który trzymała w dłoni. - Za każdym razem, kiedy Py-sanski i Hammond kupowali akcje,
na konto asystenta senatora, niejakiego Cliva Nevillea, wpływało dziesięć tysięcy dolarów. Mamy
dowody, że pieniądze przelewali Hammond i Pysanski. I tylko oni. Tam nie ma twojego nazwiska.
Poza tym ty i Gage kupiliście akcje Elias Technologies na tydzień przed tym, jak rząd w ogóle
zdecydował się podjąć współpracę.
Reed westchnął głęboko.
- Czyli to koniec? - Uśmiechnął się z ulgą.
- Koniec. - Collin poklepał przyjaciela po ramieniu. - Mamy dowody twojej niewinności, a tym sa-
mym szantażysta nie stanowi już żadnego zagrożenia.
- Dobra robota - pochwalił Reed. - Jestem wam bardzo wdzięczny, ale mam nadzieję, że się nie po-
gniewacie, jeśli teraz się z wami pożegnam. Muszę porozmawiać z żoną.
- Może jest jakieś inne rozwiązanie. - Hanna nie szczędziła wysiłków, by przekonać Elizabeth, aby
dała szansę Reedowi.
147
- Nie ma.
Hanna upiła łyk kawy i pokręciła głową z dezaprobatą.
- Przecież go kochasz, porozmawiaj z nim, powiedz, że się pomyliłaś, że chcesz ratować małżeństwo.
- No właśnie! - usłyszały męski głos i gwałtownie odwróciły głowy w kierunku drzwi wejściowych. -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]