[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pierwszy od lat człowieka spełnionego, nie zaś dręczonego
przekonaniem, że nie jest zdolny sprostać stawianym mu wy
maganiom, i złorzeczącego losowi, który go oszukał.
Ten syn już odszedł i on, Tom, musi nauczyć się żyć z
nowym człowiekiem, który zajął jego miejsce. Sądził, że nie
będzie mu trudno dogadać się z Fredem.
Kirstie smacznie spała na wielkim łożu, kiedy Thomas po
wrócił do ich apartamentu. Usiadł na łóżku i patrzył na żonę.
Poruszyła się, wyczuwając jego obecność.
- Fred? - szepnęła, wyciągając rękę.
Kiedy wziął ją za rękę, usiadła i zdziwiona rozejrzała się
dokoła.
- Och, myślałam, że to wszystko sen. Ale to nie jest sen,
prawda?
- Nie - odparł łagodnie. - Mam ci tyle do powiedzenia.
Nazywasz mnie Fredem. Ojciec musi siÄ™ do tego przyzwy
czaić. Nie tylko po to, by ułatwić ci życie, ale i dlatego, że
to oznacza, iż pokonałem swoją smutną przeszłość.
Schylił głowę, uniósł jej rękę do swych ust; poczuła na
skórze jego gorące łzy.
- Wybacz, najdroższa.
Dumny Thomas Dilhorne, który był teraz Fredem, wresz
cie ronił łzy nad stratą Bethii. Powstrzymywane tak długo,
teraz płynęły strugą w obecności młodej żony. Wyrwała rękę,
obejmujÄ…c go czule.
- O co chodzi? Co się stało?
- Nic, kochanie. Płakałem za utraconą przeszłością. Nig
dy przedtem nie byłem do tego zdolny. To już minęło i muszę
się z tym pogodzić. Mamy teraz siebie nawzajem, a tam, w
Sydney, czeka na nas Lachlan. Mam nadzieję, że będziemy
też mieć nasze własne dzieci. Wiem, niepokoi cię to, że je
stem bogaty, ale nie przejmuj siÄ™ tym za bardzo. Moja matka
była jeszcze biedniejsza od ciebie, kiedy wychodziła za mo
jego ojca, a są ze sobą szczęśliwi. To będzie zupełnie inne
życie, niż sobie wyobrażałaś, poślubiając Freda. Musisz mi
pomóc w obowiązkach, które dziedziczę po starzejącym się
ojcu. Widząc, jak kierowałaś wszystkim w Ballarat, nie wąt
pię, że twoje zdolności przydadzą się w Sydney.
Kiedy mówił o Bethii, pocieszała go bez słów. Teraz prze
mówiła:
- Tak mi przykro, kochany, tak mi przykro. Jakie to mu
siało być dla ciebie straszne.
- Tak, ale to już przeszłość. Nienawidziłem ojca za jego
słowa, teraz wiem, że chciał mi jedynie pomóc. Nie mogę się
doczekać, kiedy zabiorę cię do domu, gdzie czeka na ciebie
nowe życie. Nie będziesz taka jak ja, nie odrzucisz przyszło
ści, prawda?
- Nie - powiedziała z namysłem. - Jednak trochę się bo
jÄ™. Nie jestem damÄ….
- Ależ, Kirstie, to nieprawda. Jesteś moją żoną, najdroż
szÄ… ze wszystkich dam. Popatrz!
Włożył rękę do kieszeni i wyciągnął paczuszkę.
- Chciałem zachować to na naszą pierwszą uroczystość,
nasze pierwsze wspólne pół roku, ale postanowiłem nie cze
kać. Zaraz po naszym ślubie kazałem to zrobić ze złota, które
znalazłem.
Podał jej paczuszkę; Kirstie odpakowała ją wolno, pod
nosząc jasne oczy na skupioną, pełną wyczekiwania twarz
męża. zanim wzięła do ręki prezent. Był to złoty łańcuszek,
niezwykle misternej roboty, z wisiorkiem w kształcie serca...
Serduszko było właściwie puzderkiem, które po otwarciu
ukazywało następujący napis: Dla wybranki mojego serca
- Fred".
- Oto kim jesteś, Kirstie - szepnął jej do ucha i zawiesił
łańcuszek na jej szyi. - Moim sercem, Kirstie, moim szcze
rozłotym sercem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]