[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bić. Ma wyczucie - dodał i pokiwał przy tym głową z mą
drą miną. - I zdarzyło się, że dzięki niemu pomnożyłem
również moje pieniądze, choć, oczywiście, nie na tak dużą
skalę. - Razem wyszli ze stajni na słońce. Adelia milczała,
zatopiona w rozważaniach nad tą nową stroną osobowości
mężczyzny, któremu oddała serce.
W dniu gonitwy Bluegrass Stakes niebo się zachmurzy
ło. Powietrze było ciężkie. Ołowiane chmury zalegały
w górze grubą warstwą. Adelia miała wrażenie, że napię
cie przenikają całą, począwszy od okolic brwi, a kończąc
na palcach u nóg. Chcąc oderwać myśli od zbliżającego się
wyścigu, postarała się o to, by bez przerwy mieć zajętą
zarówno głowę, jak i ręce. W pewnym momencie pod
niosła wzrok i zobaczyła, że do budynku stajni wchodzi
energicznym krokiem Travis. Kiedy się do niej zbliżył,
pozdrowiła go uśmiechem.
- Mam wrażenie, że gdybyś tylko mogła, przebrałabyś
się w jedwabny kostium dżokeja i pojechała dziś na Maje-
stym.
- Chodzi o to - zaczęła, nieco uspokojona jego pogod
ną miną - że byłabym wówczas mniej przerażona. Ale nie
sądzę, by Steve'a to obeszło.
- To prawda. - Jego słowom towarzyszyło powolne,
uroczyste skinięcie głową. - Myślę, że masz rację. Chodz
ze mną na trybuny. Teraz zajmie się nim Paddy.
- Ale...
IRLANDZKA WR%7łKA & 113
Nie zważając na jej sprzeciw, ujął ją stanowczo pod
ramię i szybko pociągnął do wyjścia.
- Zaczekaj! - zawołała. Obróciła się na pięcie, prędko
podbiegła z powrotem od Majesty'ego, zarzuciła mu ręce
na szyję i coś szepnęła do ucha.
Gdy znów znalazła się przy Travisie, popatrzył na nią
uważnie, rozbawiony, a zarazem szczerze zaciekawiony.
- Co mu powiedziałaś?
Zamiast odpowiedzi, tylko tajemniczo się do niego
uśmiechnęła. Kiedy podeszli blisko trybun, wetknęła rękę
do tylnej kieszeni spodni, wyciągnęła stamtąd dwa bank
noty i wcisnęła mu je w dłoń.
- Postawisz zakład w moim imieniu? Nie wiem, jak to
się robi.
- Zakład? - powtórzył, patrząc na dwa zmięte banknoty
jednodolarowe. Gdy w końcu uniósł wzrok, jego mina była
stanowczo zbyt poważna. - Na kogo chcesz postawić?
Słysząc to pytanie, zmarszczyła czoło, ale kiedy przy
pomniała sobie niektóre sformułowania zasłyszane w staj
ni, twarz jej się rozpogodziła.
- Na Majesty'ego, naturalnie. %7łeby wygrał...
Trzeba przyznać, że Travis zachował powagę.
- Rozumiem. Cóż, pomyślmy... jego szanse są w tej
chwili jak pięć do dwóch. - Ze ściągniętymi brwiami stu
diował tablicę totalizatora. - Numer trzeci jest jak dzie
więć do jednego, ale to zbyt ryzykowne nawet dla hazar-
dzisty. Numer szósty to dwa do jednego. Powiedziałbym,
że to dość konserwatywny wybór.
114 IRLANDZKA WR%7łKA
- Nie znam się na tym. - Machnęła bezradnie ręką.
- Dla mnie to tylko zbiór numerków.
- Adelio - powiedział powoli i lekko poklepał ją po
ramieniu - nie wolno grać na wyścigach, jeśli się nie oceni
prawdopodobieństwa wygranej. - Ponownie przeniósł
wzrok na migające numery. - Trzy do jednego na numer
drugi. To całkiem bezpieczna opcja, jeśli chce się obstawić
porządek czy pierwszą trójkę. Na numer pierwszy jest
osiem do pięciu.
- Travis, od tego wszystkiego kręci mi się w głowie.
Chcę tylko...
- I piętnaście do jednego na numer piąty. - Znów po
patrzył na dwa zmięte banknoty. - Gdyby wygrał, mogła
byś zgromadzić niewielką fortunę.
- Nie chodzi o pieniądze - sapnęła z irytacją. - To na
szczęście.
- Aha, rozumiem - uroczyście skinął głową, a potem
wargi rozciągnęły mu się w uśmiechu, który z miejsca ogar
nął całą twarz. - Nie należy drwić z irlandzkiego szczęścia.
Chociaż przez chwilę rzucała mu dość ponure spojrze
nia, objął ją ramieniem i poprowadził do okienka.
Wkrótce stała obok niego i wlepiała oczy w tłumy wy
pełniające trybuny. Któregoś dnia Travis powiedział jej, że
ogromny stadion może pomieścić sto dwadzieścia pięć
tysięcy widzów. Teraz zdawało się jej, że było ich co
najmniej tylu. Od czasu do czasu pozdrawiali ich jacyś
znajomi Travisa. Z trudem skrywała zażenowanie, czując
na sobie ich zaciekawiony wzrok. Wkrótce jednak zapo-
IRLANDZKA WR%7łKA * 115
mnjała o zakłopotaniu, przejęta zbliżającym się startem.
Obserwowała konie wchodzące na tor i jej oczy natych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]