[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dlaczego tak sądzisz?
To jest zbyt silne.
Więc dlaczego tu jesteś?
Nie mam dokąd iść. Dlatego pytałam cię o Cabrę.
I dlatego przyszłaś tu wieczorem?
Nie. Przyszłam, żeby się przekonać, jaki jesteś.
Jestem atletą, który przerwał treningi. Czy tutaj się urodziłaś?
Tak. W lasach.
Dlaczego spotykasz się z tymi ludzmi?
A dlaczego by nie? Zawsze to lepiej niż co tydzień czyścić obcasy ze świń-
skiej mierzwy.
Nigdy nie miałaś swojego mężczyzny? Takiego na stałe?
Tak. Nie żyje. To właśnie on znalazł. . . Magiczny Pierścień.
26
Przepraszam.
Nie ma powodu. Miał zwyczaj upijać się, kiedy tylko udało mu się poży-
czyć lub ukraść dość pieniędzy. Potem wracał do domu i bił mnie. Cieszyłam się,
kiedy spotkałam Ganelona.
Więc uważasz, że to. . . ta rzecz jest zbyt silna? I że w walce z nią przegra-
my?
Tak.
Może masz rację. Ale uważam, że raczej się mylisz.
Wzruszyła ramionami.
Czy będziesz walczył razem z nami?
Boję się, że tak. . .
Nikt nie wiedział na pewno. Powiedzieliby mi. To może być ciekawe.
Chciałabym widzieć, jak walczysz z kozłoludem.
Dlaczego?
Bo zdaje się, że on jest ich przywódcą. Gdybyś go zabił, mielibyśmy jakąś
szansy. Może potrafisz tego dokonać.
Muszę powiedziałem.
Masz jakieś specjalne powody?
Tak.
Osobiste?
Tak.
Powodzenia.
Dzięki.
Dopiła swoje wino, więc znów napełniłem jej kielich.
Wiem, że on jest istotą nadprzyrodzoną.
Może byśmy zmienili temat?
Dobrze. Ale zrobisz coś dla mnie?
Tylko powiedz.
Włóż jutro zbroję, wez kopię, dosiądz konia i wysadz z siodła Haralda, tego
wielkiego oficera kawalerii.
Dlaczego?
Pobił mnie w zeszłym tygodniu tak, jak to robił Jarl. Zrobisz to dla mnie?
Jasne.
Naprawdę?
Czemu nie? Możesz uważać go za wysadzonego.
Podeszła i przytuliła się do mnie.
Kocham cię powiedziała.
Bzdura.
No dobrze. A co powiesz na: lubię cię?
To już lepiej. Ja. . .
27
Zimny, paraliżujący powiew dmuchnął mi w kark. Zesztywniałem i próbowa-
łem oprzeć się temu, co miało nastąpić, całkowicie blokując swój umysł. Ktoś
mnie szukał. Bez wątpienia był tu ktoś z rodu Amber i używał mojego Atutu czy
czegoś w tym rodzaju. Tego uczucia nie można było pomylić z żadnym innym. Je-
śli to był Eryk, to robił to lepiej, niż mógłbym się spodziewać. W końcu ostatnim
razem, kiedy byliśmy w kontakcie, niemal mu wypaliłem mózg. Nie mógł to być
Random, chyba że wydostał się z więzienia, w co trudno było uwierzyć. Julian
i Caine mogli iść do diabła. Bleys prawdopodobnie nie żył. Być może Benedykt
także. Pozostawali Gerard, Brand i nasze siostry. Z nich wszystkich jedynie Ge-
rard mógł mi dobrze życzyć. Tak więc opierałem się odkryciu, i to z dobrym skut-
kiem. Zajęło mi to jakieś pięć minut, po których drżałem mokry od potu. Lorraine
patrzyła na mnie dziwnie.
Co się stało? spytała. Nie jesteś przecież pijany. Ja też nie.
To tylko atak. Zdarzają mi się czasami wyjaśniłem. Taka choroba,
którą złapałem na wyspach.
Widziałam twarz oświadczyła. Może była na podłodze, a może tylko
w mojej głowie. . . To był stary człowiek. Kołnierz jego szaty był zielony, a on
sam bardzo podobny do ciebie. Tylko brodę miał siwą. Wtedy ją uderzyłem.
Kłamiesz! Nie mogłaś. . .
Mówię tylko, co widziałam! Nie bij mnie! Nie wiem, co to znaczyło! Kim
on był?
Myślę, że to był mój ojciec. Boże, to dziwne. . .
Co się stało? powtórzyła.
Atak stwierdziłem. Kiedy mnie dopadnie, to ludziom wydaje się,
że widzą mojego ojca, na ścianie albo na podłodze. Nie przejmuj się. To nie jest
zarazliwe.
Bzdury oświadczyła. Oszukujesz mnie.
Wiem. Ale zapomnij o tym, proszę cię.
Dlaczego?
Bo mnie lubisz odparłem. Pamiętasz? I dlatego, że jutro wysadzę
z siodła Haralda.
To prawda przyznała.
Znowu zacząłem się trząść, więc zdjęła z łóżka koc i zarzuciła mi go na ple-
cy. Podała wino, a ja wypiłem. Potem usiadła obok i oparła mi głowę na ramie-
niu. Objąłem ją. Zaczął wyć piekielny wicher, usłyszałem szybki stukot kropelek
deszczu, który przyszedł wraz z wiatrem. Przez chwilę zdawało mi się, że coś wali
w okiennice. Lorraine skuliła się.
Nie podoba mi się to, co dzieje się tej nocy powiedziała.
Mnie też nie. Idz i załóż sztabę na drzwi. Są tylko zaryglowane.
Zajęła się tym, a ja przesunąłem ławkę tak, by stała na wprost jednego okna
w komnacie. Wyjąłem spod łóżka Grayswandira i wyciągnąłem go z pochwy.
28
Potem wygasiłem wszystkie światła prócz jednej świecy, stojącej na stoliku po
mojej prawej ręce. Usiadłem z klingą na kolanach.
Co robimy? spytała Lorraine, siadając z lewej strony.
Czekamy odrzekłem.
Na co?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]