[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cisza, kiedy niespodziewanie i przypadkowo nadjechała wojskowa ciężarówka.
%7łołnierze zobaczyli zbiegowisko, a także rybę na stole i zatrzymali się. Chwilę
między sobą porozmawiali. Podjechali tyłem do stołu, zeskoczyli na ziemię i
otworzyli klapę. My, którzy staliśmy bliżej, zobaczyliśmy, że na podłodze
skrzyni leżą zwłoki mężczyzny. I zobaczyliśmy, jak taszczą tę rybę do skrzyni, a
na stół rzucają nam martwego, bosonogiego człowieka. I zobaczyliśmy, jak od razu
odjeżdżają. I tylko usłyszeliśmy ich rubaszny, obłąkańczy śmiech. Rządy Amina
trwały osiem lat. Według różnych zródeł dożywotni marszałek wymordował 150-300
tysięcy ludzi. Następnie sam sprowokował swój upadek. Jedną z jego obsesji była
nienawiść do prezydenta sąsiedniej Tanzanii Jukusa Nyerere. W końcu 1978 roku
Amin zaatakował jego kraj. Armia Tanzanii odpowiedziała. Wojska Nyerere
wkroczyły do Ugandy. Amin uciekł do Libii, potem osiadł w Arabii Saudyjskiej,
która w ten sposób nagrodziła mu zasługi w szerzeniu islamu. Armia Amina
rozproszyła się, część wróciła do domu, część żyła pózniej z bandytyzmu. Straty
armii Tanzanii w tej wojnie wyniosły - jeden czołg. Zasadzka Jechaliśmy z
Kampali na północ Ugandy, w stronę granicy z Sudanem. Kolumnę wozów prowadził
jeep z wystającym ponad szoferką cekaemem, za nim ciężarówka wiozła pluton
żołnierzy, potem jechało kilka samochodów osobowych, a na końcu odkryta japońska
półciężarówka, w której siedzieliśmy my - trzej dziennikarze. Dawno nie
podróżowałem w tak komfortowych warunkach, ochraniany przez pluton wojska, a w
dodatku jeszcze i cekaem! Ale, oczywiście, nie o mnie tu chodziło. Była to
bowiem wyprawa pojednawcza trzech ministrów rządu Museveniego, udająca się do
grasujących na północy rebeliantów. Prezydent Joveri Museveni, wówczas u władzy
od dwóch lat, tj. od roku 1986, ogłosił właśnie amnestię dla tych, którzy
poddadzą się i dobrowolnie złożą broń. Chodziło o ludzi z armii Idi Amina,
Miltona Obote i Tito Okello - trzech kolejnych dyktatorów, zbiegłych ostatnimi
laty za granicę. Wszyscy jednak pozostawili swoje wojska. Teraz każde z nich, na
swoją rękę, grabiło i mordowało, paliło wsie i rabowało bydło, pustoszyło i
terroryzowało prowincje północne, a więc właściwie połowę kraju. Oddziały
Museveniego były zbyt słabe, aby zbrojnie uporać się z rebeliantami. Prezydent
wysunął więc hasło pojednania. Był w tym kraju pierwszym od dwudziestu pięciu
lat przywódcą, który zwrócił się do przeciwników ze słowami zgody, porozumienia
i pokoju. W naszym samochodzie, oprócz dwóch miejscowych reporterów i mnie,
jedzie jeszcze trzech żołnierzy. Swoje kałasznikowy zawiesili na nagich
ramionach (jest gorąco, więc zdjęli koszule). Nazywają się - Onom, Semakula i
Konkoti. Najstarszy z nich - Onom - ma siedemnaście lat. Czasem czytam, że w
Ameryce czy Europie dziecko strzeliło do innego dziecka. %7łe dziecko zabiło kogoś
z rówieśników czy z dorosłych. Informacjom takim zwykle towarzyszą głosy
przerażenia i grozy. Otóż w Afryce dzieci zabijają dzieci masowo, i to od lat,
od bardzo dawna. Właściwie współczesne wojny na tym kontynencie to wojny dzieci.
Tam, gdzie walki trwają już dziesięciolecia (jak w Angoli czy Sudanie),
większość starszych już dawno wyginęła albo wymarła z głodu i epidemii - zostały
dzieci i to one dalej prowadzą wojnę. W krwawym chaosie, jaki panuje w różnych
krajach Afryki, pojawiły się dziesiątki tysięcy sierot - głodnych i bezdomnych.
Szukają one, kto by je nakarmił i przygarnął. Najłatwiej znalezć jedzenie tam,
gdzie jest wojsko - żołnierze mają największą szansę zdobycia żywności: w tych
krajach broń jest nie tylko orężem walki, to także sposób na przetrwanie, czasem
jedyny, jaki istnieje. Opuszczone, osamotnione dzieci ciągną tam, gdzie
stacjonuje wojsko, gdzie ma ono swoje koszary, obozy, punkty postoju. Tu
pomagają, pracują, stają się częścią armii, "synami pułku". Dostają broń i
szybko przechodzą chrzest bojowy. Ich starsi koledzy (też zresztą dzieci!)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]