[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Miałem cholernie ciężki ranek, Harry. Czy mógłbym poprosić o twoją słynną babkę pasterską i
równie słynne kiepskie czerwone wino? Potrzeba mi pociechy cielesnej.
W gabinecie domu Rashidów na South Audley Street siedzieli baron i Marco Rossi.
- Masz jakiś plan? - spytał Marco.
- Zaczniemy od akcji przeciw pionkom. Tym gangsterom, Salterom.
- Coś wymyślę. Na moje polecenie Newton i Cook obserwują dom Dillona.
- Z jakiegoś szczególnego powodu?
- Nie, tylko chcę mieć na niego oko, sprawdzić, gdzie chodzi i do kogo. Dałem
Newtonowi adresy tych, z którymi spotyka się regularnie, a także ich zdjęcia z komputera.
- A skąd je wziąłeś?
- Z komputera stojącego w tym domu, w gabinecie. Jest w nim mnóstwo informacji, w
tym szczegóły różnych planów i operacji, które rozpoczęła Kate Rashid.
- Interesy?
- Coś w tym rodzaju.
- Tę sprawę na razie pozostawiam tobie, Marco. Połączenie dwóch konsorcjów zapewnia
mi wystarczająco dużo pracy. Po prostu informuj mnie, co się dzieje.
- Oczywiście, ojcze - zapewnił Marco i wyszedł.
Rankiem następnego dnia rada wojenna zgromadziła się w mieszkaniu Ropera na
Regency Square. Mieszkanie znajdowało się na parterze, miało osobne wejście i pochylnię, po
której mógł wjechać wózek. Roper twierdził, że nie potrzebuje pomocy, sam sobie ze wszystkim
poradzi; całe mieszkanie wraz z kuchnią dostosowane było do potrzeb niemogącego chodzić
kaleki.
Duży pokój zmieniony został w profesjonalną pracownię komputerową, w której
znajdowały się nawet maszyny ściśle tajne, głównie dlatego, że tak się podobało Charlesowi
Fergusonowi. Po tragicznym wypadku w Belfaście i powrocie do zdrowia Roper szybko stał się
legendą wśród komputerowców. Włamywał się do systemów na całym świecie od Moskwy po
Waszyngton. Swoją przydatność udowodnił Fergusonowi i premierowi przy niejednej okazji.
Jako pierwszy pojawił się Sean Dillon. Zaparkował mini coopera, zadzwonił do drzwi.
Chrypliwy głos z głośnika zapytał:
- Kto tam?
- Sean, idioto. Wpuszczaj, dobra?
Drzwi się otworzyły. Dillon wszedł do mieszkania, bezbłędnie trafił do dużego pokoju,
poszedł do barku i natychmiast nalał sobie whisky.
- Paddy? Jakby nie patrzeć, to nie Bushmills, ale i tak gust ci się poprawił.
- Jestem na rencie, Dillon. Jeśli wezmiemy pod uwagę, jak skrupulatnie liczy wydatki
Ministerstwo Obrony, należy uznać za szczęście, że w ogóle stać mnie na whisky.
- Zawsze możesz sprzedać medale. Krzyż Wojskowy nie wiele ci przyniesie, ale za
Krzyż Zwiętego Jerzego mógłbyś pożyć w luksusie długi czas.
- Dowcipny jak zawsze. - Roper uśmiechnął się z trudem; niełatwo jest zmienić wyraz
poszarpanej ranami, spalonej twarzy.
- Tylko nie zacznij się nad sobą użalać. Ferguson mówił, że coś znalazłeś.
- Owszem, ale poczekamy na niego. - W tym momencie zadzwonił dzwonek przy
drzwiach. - O, są! - ucieszył się Roper i otworzył drzwi przyciskiem na konsolecie. Do pokoju
wszedł Ferguson w towarzystwie kobiety tuż po czterdziestce, rudej, ubranej w kostium od
Armaniego. Wyglądała na wyższego menedżera dużej korporacji, w rzeczywistości była jednak
asystentką generała, wypożyczoną mu przez Wydział Specjalny. Nazywała się Hannah
Bernstein, miała magisterium z psychologii z Oksfordu, ale na służbie zabijała, i to wielokrotnie.
- Ach, jesteś, Dillon. Możemy przejść do rzeczy. Co masz dla nas, majorze?
- Chciałeś, żebym przyjrzał się von Bergerowi, zebrał o nim wszystkie dostępne
informacje, ze szczególnym uwzględnieniem tego, w jaki sposób przejął Rashidów, prawda? No
więc, rzeczywiście, znalazłem coś interesującego. Kilka lat temu dał Rashidom dwa miliardy na
prace na polach naftowych w Hazarze i na pustyni Ar-Rub al-Chali.
Zapadła pełna zdumienia cisza, którą przerwała Bernstein:
- A skąd on, do diabła, wytrzasnął taką forsę?
- Szwajcarskie banki. Mój nos mówi mi, że coś tu jest bardzo, ale to bardzo nie w
porządku.
- Pozwolicie, że zgadnę? - spytał Dillon. - Wpadliśmy na trop złota nazistów.
- Nie tylko, nie tylko - mówił dalej Roper. - Kolejna historia pochodzi ze zródeł wywiadu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]