logo
 Pokrewne IndeksEwa wzywa 07 131 Frey Danuta Fiat z placu TeatralnegoKaflińska Jadwiga Ewa wzywa 07... 107 Magiczny papierekWiktorowski Wojciech Ewa wzywa 07... 130 Na skraju niĹźuFoley Ewa Powiedz Ĺźyciu Tak!. Poradnik dobrostanuGrętkiewicz Ewa Szminka w kolorze cyklamenuBaglaj Ewa Broszka33. Marshall Paula Dynastia Dilhorne'ow 03 Maskarada mimo woliJanny Wurts Light & Shadows 3 Warhosts Of VastmarkBalzac, Honore de Cäsar BirotteauDć™bski Eugeniusz Yeates 04 Flashback 2, czyli okradziony śÂ›wiat
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lafemka.pev.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    stanowili osadnicy z czasów
    reformy Stołypina. Gdyby to było
    do druku, to trzeba by to
    sprawdzić, kiedy to było...
    E.: - Nie, to nie jest praca
    historyczna.
    O.: - Reforma Stołypina
    polegała między innymi na tym,
    żeby problem ziemi, to
    przeludnienie wsi na obszarach
    centralnych, ukraińskich czy
    białoruskich, rozwiązać przez
    osadnictwo na Syberii. Więc
    dawano im ogromne ulgi, zasiłki;
    jak pamiętam - sto rubli - to
    było bardzo dużo na carskie
    pieniądze; ziemi tyle, ile jest
    w rodzinie rąk do pracy. Tak, że
    jak ktoś jechał na tę Syberię i
    miał trzech synów, to był
    właściwie obszarnikiem, bo mógł
    sobie, ile chce uprawiać tej
    ziemi; ziemia była pusta,
    leżała, i było na ileś tam lat
    zwolnienie od wszystkich
    podatków. Na tym polegał pomysł.
    No więc część ludzi na wsi, to
    byli ci, którzy przesiedlili się
    w związku z reformą Stołypina,
    tak że to była ludność rosyjska,
    ukraińska i trochę innych
    narodowości. Osiedlali się
    takimi chutorami, bo to
    właściwie nie były wsie, tylko
    takie małe osady, i żyli sobie
    niezależnym życiem. Może nie
    mieli za dużo pieniędzy, bo nie
    bardzo mieli gdzie sprzedawać
    swoich towarów, ale trzymali,
    powiedzmy, dwadzieścia krów,
    kilka czy kilkanaście koni; tych
    łąk mieli, ile chcesz, tych
    lasów, tych pól ile chcesz. I to
    trwało do czasów kolektywizacji.
    Dlatego tam właśnie wybuchło
    powstanie. Jak zaczęto robić
    kolektywizację, to ci zupełnie
    wolni chłopi, nie przyzwyczajeni
    do żadnych ograniczeń,
    zbuntowali się. Bo dotąd żyli
    zupełnie swobodnie: parę razy do
    roku robili jarmarki, zjeżdżali
    się, kto miał ładniejsze konie,
    ładniejszą uprząż, ładniejsze
    krowy... Mleko zamrażali w
    zimie w takich miednicach na
    bochny, a potem wozili do
    mleczarni, kilkadziesiąt
    kilometrów, wozili to raz na
    miesiąc czy coś takiego. I
    sprzedawali. Sprzedawali też
    skóry, sprzedawali "las",
    spławiony rzeką Obką, wpadającą
    do Obu. I tak żyli ci ludzie. W
    czasie kolektywizacji podnieśli
    bunt. Na czele powstania stało
    dwóch braci, leśniczych, którzy
    zorganizowali pierwszą grupę
    gdzieś tam w głębi powiatu. I
    potem, jak chyba w każdym
    chłopskim powstaniu, oddział
    szedł od wsi do wsi, komunistów
    wieszano, a wszystkich mężczyzn
    od lat osiemnastu brano do
    oddziału. I w związku z tym, gdy
    powstanie zostało stłumione i
    wszystkich tych powstańców
    aresztowano, przywódców
    rozstrzelano, resztę posłano do
    obozów, to ten cały teren
    ogarnięty powstaniem został
    praktycznie bez mężczyzn;
    chłopcy zdążyli akurat
    podrosnąć, żeby pójść na wojnę
    światową i już nie wrócić. Taką
    wsią była Kreszczenka.
    E.: - Czy czułeś się już
    lepiej wśród tych Rumunów?
    O.: - Odżyłem. Dawałem sobie
    radę, bo tam nie było żadnej
    normy; to zresztą byli ludzie
    starsi, też nie nawykli do
    rąbania lasu, jeden pułkownik,
    drugi felczer...
    E.: - Czy mieliście poczucie
    jakiejś tymczasowości, jakiejś
    nienaturalności sytuacji?
    O.: - Oni ją mieli. Oni mieli
    tę świadomość nienaturalności
    swojej sytuacji. Natomiast ja
    jej nie miałem. Przeciwnie. Ja
    miałem poczucie naturalności, że
    tak już musi być: z domu dziecka
    do obozu, z obozu na zesłanie -
    taki los. A oni mieli to
    poczucie, że to jest
    nienaturalne; że cała ta praca
    jakiegoś pułkownika armii
    rumuńskiej to nie jest naturalna
    sytuacja; jak to - on ma rąbać
    las? Toteż rąbał dlatego, żeby
    przeżyć, żeby nie zemrzeć z
    głodu czy z chłodu.
    E.: - No, ale chyba to was
    łączyło: pracować tylko tyle,
    ile trzeba, by przeżyć. Bo ta
    cała praca była krzywdą.
    O.: - Nie pamiętam. Ale
    opowiem o czymś innym. Wtedy
    bardzo serdecznie zaopiekowała
    się mną Olga Iwanowna Głagolewa.
    Podkarmiła mnie, rozmawiała ze
    mną, pocieszała mnie, bo wtedy
    bardzo potrzebowałem
    pocieszenia. I taki epizod,
    takie wspomnienie, które ciągnę
    przez całe swoje życie. To jest
    wiersz. Olga Iwanowna kiedyś
    zarecytowała z pamięci wiersz
    Mikołaja Gumilowa "%7łyrafa". Nie
    wiem, czy był tłumaczony na
    język polski.
    Dzisiaj ja widzę szczególny
    smutek twojego spojrzenia.@ I
    ręce, szczególnie kruche,
    obejmujące kolana.@ Posłuchaj:
    daleko, daleko, nad jeziorem
    Czad@ czarowna, nieziemska
    spaceruje żyrafa.@
    ...........................
    Ja śpiewam wesołe bajki
    tajemniczych krajów,@ o czarnej
    dziewczynie, o namiętnościach
    młodego wojownika.@ Ale ty zbyt
    długo wdychałeś ciężką mgłę,@ ty
    wierzyć nie chcesz w cokolwiek
    prócz deszczu.@ I jak ja mogę ci
    mówić o tropikalnych ogrodach,@
    o wysmukłych palmach, o zapachu
    traw, które trudno sobie
    wymyślić?@ Ty płaczesz? Nie
    trzeba. Posłuchaj, daleko stąd,
    nad jeziorem Czad,@ nieziemska,
    czarowna spaceruje żyrafa.@
    (tłumaczenie dowolne - E. B.)
    Olga Iwanowna na moją prośbę
    przepisała mi ten wiersz i ja
    ten papier złożony nosiłem jak
    talizman pod koszulą, a w nocy
    kładłem pod poduszkę. Ale zginął
    mi ostatecznie...
    Powracam do wątku. Nas chyba
    wyrzucili z tej szkoły, a może
    sami przenieśliśmy się? W każdym
    razie znalezliśmy sobie chałupę
    i o tym chciałbym opowiedzieć.
    Ty widzisz, to jest mój grzech,
    to moja wada - ja nie pamiętam
    nazwisk, bo tych ludzi bardzo
    chciałbym zapamiętać, a nie
    pamiętam nawet imion. To była
    wiejska syberyjska chałupa. Jak
    wchodzisz - przedsionek, kuchnia
    i potem izba. Izba prawie
    zwalona - ściana podgniła i dach
    się pochylił ukośnie - nie była
    używana. Natomiast w kuchni stał
    rosyjski piec, na którym się
    śpi, a gotuje się w ten sposób, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl