[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pragnąc całym sercem, żeby był zwyczajnym mężczyzną i nie musiał się
przejmować grozbą skandalu lub żeby ona była kobietą, z którą można bez
obawy pokazać się publicznie. Wstała i wzięła go pod ramię.
- Dziękuję. Umieram z głodu. Pracowałam dziś w porze lunchu.
- O czym myślałaś przed chwilą? - zapytał niespodziewanie.
- O niczym ważnym - odparła ostrożnie.
- Wiesz, że twoje oczy ciemnieją, gdy nie jesteś szczera? -Przejechał
kciukiem wzdłuż jej kości policzkowych. - Brąz zastępuje złoto. Powiedz
mi prawdę. O czym myślałaś?
- Jest mi przykro, że mamy tylko tę noc - wyznała.
- To twój wybór, nie mój.
- Uwierz mi, mówię tak, bo mam ważne powody.
- Powiedz mi jakie.
- Może po kolacji.
Potrząsnął przecząco głową, jakby odrzucał tę propozycję, a ona
westchnęła.
- Znowu moje oczy?
- Zupełnie cię zdradziły.
- John też zawsze umiał odgadnąć, czy kłamię. Teraz wiem dlaczego.
Natychmiast zdała sobie sprawę, że popełniła błąd, wspominając
brata. Orzechowe oczy Landera zapłonęły zielonymi błyskami zazdrości.
Przysunął się do niej bliżej. W świetle było widać srogi wyraz jego twarzy.
- Myślę, że byłoby mądrzej nie rozmawiać dziś o twoim szefie. -
Jego balsamiczny głos był zimny. - Chyba że chcesz zakończyć tę noc
inaczej, niż planowaliśmy.
42
RS
Przez moment chciała się wycofać, ale to nie byłoby w jej stylu. Nie
pozwoli mu wierzyć, że jest jedną z kobiet Johna.
- Jesteś zazdrosny? Dlatego mam nie wspominać Johna? -Tak.
Zaskoczył ją tą szczerością.
- Pozwól mi cię zapewnić, że nie jesteśmy i nie byliśmy kochankami.
Nigdy.
- Wasze relacje są czysto zawodowe? - spytał z powątpiewaniem.
- Nie - przyznała. - To coś więcej i zawsze tak będzie. Znamy się
prawie całe nasze życie.
- Niech zgadnę. Jest dla ciebie jak brat. Nie mogła powstrzymać
uśmiechu.
- Dokładnie.
- Trudno mi uwierzyć, by mężczyzna przebywający przez dłuższy
czas w twoim towarzystwie nie zapragnął mieć cię w swoim łóżku.
Szczególnie ktoś taki jak John.
- Spójrz w moje oczy i powiedz, co tam widzisz. Prawdę czy
kłamstwo?
Odczekał chwilę i pogłaskał ją po twarzy tak, jakby próbował zebrać
informacje opuszkami palców. Po czym powiedział:
- Prawdę.
- Czy jest coś jeszcze w związku z Johnem, o co chciałbyś spytać?
Teraz masz szansę.
- Nie.
- Dobrze. - Uśmiechnęła się szeroko. - W takim razie chodzmy jeść.
Naprawdę umieram z głodu.
Pomogła mu podgrzać posiłek i przenieść na stół.
43
RS
- Mój ojciec był zadziwiającym człowiekiem. - Nagła deklaracja
Landera zawierała w sobie tyleż miłości co smutku. - Nie ma dnia, żeby
mi go nie brakowało. Mam nadzieję, że gdy będę królem, dokonam choć
połowę tego co on.
- Jestem pewna, że tak będzie.
- Dzięki za wyrazy zaufania, ale biorąc wszystko pod uwagę, to nie
będzie proste. Verdonia staje w obliczu wyzwań.
Umiała czytać między wierszami.
- Och, słyszałam pogłoski o ametystach. Rosną obawy, że złoża są
wyczerpane. Co będzie, jeśli okaże się to prawdą? Czy to nie podstawa
ekonomi Verdonii?
- Znajdziemy alternatywę dla podtrzymania rozwoju gospodarczego.
Biorę pod uwagę kilka możliwości. - W jego głosie brzmiała determinacja.
- To może chwilę potrwać, ale jesteśmy silnymi ludzmi. Dostosujemy się,
Julianna spuściła wzrok. Część układanki wskoczyła na swoje
miejsce. Była ciekawa, dlaczego John przyjechał do Verdonii. Twierdził,
że chciał ją zobaczyć i nakłonić do powrotu do dawnej pracy. Jakoś trudno
jej było w to uwierzyć. Teraz wydawało jej się, że zna odpowiedz. Jeśli
Verdonia ma kłopoty finansowe, to najlepiej wezwać finansowego
czarodzieja Johna Arnauda.
Nie mogła się długo rozwodzić nad tą kwestią. Lander pochylił się i
wziął ją za rękę.
- Powiedz mi, proszę, czy podjęłaś już decyzję.
- Jaką decyzję? - Wydawała się zaskoczona.
- Dotyczącą dzisiejszej nocy. Chciałabyś wyjść?
Czyżby nie wiedział? Nie wyczuł jej pragnienia?
44
RS
- Nie chcę wychodzić. Zostaję.
- W takim razie zróbmy mały eksperyment. Uwolnił jej rękę,
podniósł się i stanął za nią. Kiedy chciała wstać, posadził ją z powrotem na
krześle.
- Nie, nie, ty się nie ruszaj. Posiedz chwilkę.
- Co zamierzasz zrobić? - spytała rozbawiona, jednak z pewną
obawą.
- Tylko to. - Rozpiął klamerkę spinającą jej włosy na karku. Zatopił
dłonie w luzno opadających lokach. - O wiele lepiej, gdy są rozpuszczone.
- Och, zbytnio się kręcą.
Dłońmi oplótł jej szyję. Palcami prześliznął się po klapach żakietu.
Stojąc wciąż za nią, rozpinał kolejne guziki jej marynarki, a potem bluzki.
Jej oddech przyspieszył, a ręce zacisnęły się na poręczach krzesła.
Wydawało się, że nigdy nie skończy. Czy czekał na jej protest? Myślał, że
zmieni zdanie? To się nie zdarzy. W końcu żakiet i bluzka zostały zdjęte.
- Aadne - ocenił, wodząc palcem po koronkowym ramiączku jej
stanika. - Bardzo ładne. Kto by pomyślał, że pod sztywnym, biznesowym
kostiumem kryje się coś tak seksownego? Co jest prawdziwe? Kostium
czy bielizna?
- A dlaczego nie jedno i drugie?
Jego palec wkradł się pod koronkę.
- Tak? Ale czy jedno nie jest bardziej prawdziwe od drugiego?
Syrena czy bizneswoman? Co ci bardziej odpowiada?
- Dzisiejszego ranka, gdy próbowałam odmienić życie dziecka,
byłam bizneswoman. Ale dziś w nocy...
Wstała i odwróciła do niego twarz.
45
RS
- Co dziś w nocy? - zapytał.
- Nie jestem syreną. Jestem kobietą. Kobietą, która cię pragnie.
46
RS
ROZDZIAA CZWARTY
Lander nie potrzebował dodatkowej zachęty. Porwał ją w ramiona i
zaniósł do sypialni. Nie tracił czasu na zapalenie świateł. Poświata
księżyca wpadająca przez okna dawała dostateczne oświetlenie. Pochylił
głowę, składając pocałunki na jedwabistych ramionach i szyi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]