[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mi tylko, kochanie, że on jest jednym z tych?
Zamknął drzwi nie odpowiadając jej. To było najlepsze wyjście.
Nigdy nie wygrał z nią utarczki słownej, ponieważ z natury był człowiekiem spokojnym i
brakowało mu niezbędnego talentu do zadawania bólu przy pomocy słów. Nigdy zresztą nie
próbował go posiąść.
Kiedy jego żona czyniła podobne uwagi, uważał ją po prostu za osobę obrzydliwą i uciekał od
niej jak mógł najdalej. Rozmyślił się i postanowił nie kłaść się jeszcze. Wrócił na dół; zapalił
światła w swoim gabinecie i usiadł, chcąc posłuchać ostatniego nagrania, które puszczał Loderowi.
Było to Kyrie elejson w wykonaniu chóru katedry św. Piotra. Myśl, że osiemset lat temu
armie krzyżowców z tą pieśnią ruszały przeciwko niewiernym, działała kojąco.
W biurze Judith zadzwonił telefon. Odebrała go pani z centralki telefonicznej.
Pani Farrow, rozmowa prywatna do pani, jakiś pan Swierdłow na linii. Mam go połączyć?
Jej puls przyspieszył; zauważyła, że stoi z jedną ręką na lewej piersi, w teatralnej pozie
aktorek ze starych melodramatów.
Kiedy podczas weekendu dzwonił w jej mieszkaniu telefon, była przygotowana na to, że
usłyszy jego głos. Skoro to nie nastąpiło, uznała, iż on nie skontaktuje się z nią. Nie spodziewała
się, że może zadzwonić do biura.
Pani Farrow? Czy mam go połączyć?
Tak. Dziękuję bardzo.
Jego akcent był bardziej dobitny przez telefon.
Halo powiedział. Jak się masz?
Bardzo dobrze. A ty?
Ja też. Moglibyśmy powtarzać to do końca rozmowy. Chcę się z tobą zobaczyć. Zjesz ze
mnÄ… dzisiaj kolacjÄ™?
Nie odpowiedziała.
Skontaktuje się z panią powiedział Loder. Proszę mi tylko obiecać, że zawiadomi mnie
pani, gdy to nastÄ…pi .
Nie odpowiedziała. Nie sądzę, by to był dobry pomysł. Nie przyszedł jej nawet
do głowy żaden wykręt.
Oo. Miałaś gości?
Tak. Dokładnie jak mówiłeś.
I boisz się spotkać ze mną? Ton jego głosu sprawił, że zobaczyła go tak wyraznie,
jakby był w tym samym pokoju.
Wcale nie. Dlaczego miałabym się bać?
Ponownie pomyślała o Loderze.
Usłyszała, jak Swierdłow się śmieje. W takim razie będę na ciebie czekał po pracy. O
której kończysz?
O szóstej, szóstej trzydzieści. Ale czy jesteś pewien, że to rozsądne? Mam na myśli ciebie.
Bardzo rozsądne. I konieczne. Brakuje mi przekomarzania się z tobą. Spędziłem nudny
weekend.
Ja też. Zaczęła się uśmiechać. Gdzie będziesz czekał?
W samochodzie, na rogu DziewięćdziesiÄ…tej Ósmej Ulicy. DokÅ‚adnie o szóstej trzydzieÅ›ci.
Dobrze. O szóstej trzydzieści.
Nie powiedział: do widzenia; na linii zapanowała cisza.
Odłożył słuchawkę, a ona przez chwilę jeszcze trzymała ją w ręku. Drzwi były otwarte i
Nielson na pewno słyszał każde jej słowo. Niewiele jednak mógł z tego zrozumieć. Wróciła do jego
gabinetu, by zapisać to, co miał jej do podyktowania.
** ** **
Paweł Iljicz Golicyn miał siedemdziesiąt lat. Urodził się na Ukrainie w szóstym roku
panowania ostatniego cara. Jego pradziadkowie byli chłopami pańszczyznianymi; jego dziadek
został uwolniony na mocy dekretu liberalnego autokraty Aleksandra III, którego w nagrodę
rewolucjoniści rozerwali bombą na kawałki. Golicyn urodził się w nędznej norze w wiosce
należącej do włości moskiewskiego księcia, którego nikt nigdy nie widział na oczy.
Za pamięci ojca Golicyna olbrzymi pałac otoczony stoma akrami ogrodów nigdy nie był
zamieszkany. Książę był właścicielem ziemi, ojciec księcia był właścicielem ludzi ją
uprawiających; była tam szkoła, do której chodził Paweł; w przeciwieństwie do większości dzieci
bardzo starał się czegoś nauczyć. Kiedy ją ukończył zostając terminatorem u stolarza, umiał czytać
i pisać.
W rodzinie było ośmioro dzieci wszystkie jasnoblond, zwaliste wesołe i niezależne, bose, o
żołądkach, które znały mięso jedynie dwa razy w roku. Trzy dziewczynki i pięciu chłopców; jedna
siostra i bracia-blizniacy zmarli pewnej zimy, kiedy Paweł miał dwanaście lat. Nie było dla nich
lekarstwa ani nawet dodatkowego koca, by ogrzać umierającą dziewczynkę. Jego matka klęczała
przed prymitywnie namalowaną ikoną św. Mikołaja-cudotwórcy, modląc się monotonnym głosem
o ratunek dla swoich dzieci.
Jej syn obserwował ją uważnie; często, gdy cała rodzina klęczała razem z nią, Paweł milczał
przyglądał się i zastanawiał, ciekaw czy kawałek drewna ze stylizowaną podobizną nieżyjącego
świętego naprawdę uratuje im życie. Kiedy dzieci umarły w odstępie dwóch dni Paweł Golicyn
został ateistą.
Nic nie powiedział; lepiej było trzymać język za zębami, gdy chodziło o myśli dotyczące
rzeczy zakazanych, jak to, że całkowite uzależnienie ludzi od dekretów cara oznacza nieznośną
tyranię lub przypuszczenie, że życie po śmierci, obiecywane przez prawosławne chrześcijaństwo,
jest mitem.
Wyuczył się stolarskiego rzemiosła, a w wolnych chwilach pożyczał książki od nauczyciela.
Czytał wszystko, czyniąc zdecydowane wysiłki, by poprawić swoje wykształcenie. Miał
czternaście lat, kiedy pewnego letniego popołudnia po nauczyciela i jego żonę przyszła policja.
Znaleziono u niego i publicznie spalono skład rewolucyjnych książek i broszur.
Nikt nie znalazł literatury, którą nauczyciel powierzył Golicynowi. Zapakował on wszystko
do płóciennego worka i zakopał w rowie za domem, gdzie książki przeleżały przez rok.
Nowy nauczyciel był starym człowiekiem, który z trudem potrafił czytać z własnych
podręczników. Był niechlujny i kłótliwy, i wydawało się mało prawdopodobne, by mógł pobudzać
okoliczną młodzież do niezależnego myślenia lub działalności rewolucyjnej. Zajął się tym Paweł
Golicyn w imieniu poprzedniego nauczyciela, który został skazany na dwanaście lat ciężkich robót
w kopalniach Syberii. Jego żona zmarła od razów, jakie spadły na ich oboje po aresztowaniu. Ale w
tych pierwszych latach Golicyn postępował bardzo ostrożnie.
Nigdy nie przejawiał tej zapalczywej żarliwości, która wielu mu współczesnych oddała w
bezlitosne łapy carskiej Ochrany. Golicyn nie ryzykował; nie dostrzegał żadnych zalet męczeństwa,
gdy tyle było do zrobienia i tak niewielu wykształconych ludzi, którzy mogli to zrobić. Był
rewolucjonistą ulepionym z tej samej gliny, co jego idol Lenin, którego jednym z największych
sukcesów było spędzenie zaledwie czterech lat w więzieniu podczas tego burzliwego okresu.
Gorączka rewolucyjna nieco przygasła w momencie wybuchu wojny między Rosją a Niemcami.
Naturalny patriotyzm obywateli stanowił oparcie dla wojny i pomagał przez pierwszy rok znieść
ciężkie straty, bałagan i marnotrawstwo na niespotykaną skalę. Jednak w 1917 roku morale
żołnierzy rosyjskich było bardzo niskie; przyczyniły się do tego pogłoski, że rządy znajdują się w
rękach urodzonej w Niemczech carycy; ich straty były koszmarnie wysokie, a w wielu wypadkach
brakowało amunicji.
Armia zdetronizowała cara i wracała z frontu do kraju.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]