[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Być może popełniła błąd, namawiając go na poszukiwanie chińskiego Heli-
konu. On gdzieś istniał, lecz najwyrazniej nie znajdował się nigdzie blisko. Praw-
dopodobnie miejscowi mieszkańcy podziemi byli ukryci równie dobrze, jak ci
w Ameryce. Poszukiwania byłyby więc bardzo trudne. Nie to jednak było jej ce-
lem. Chciała dać Varowi odpowiednie zadanie, w którym mogłaby brać udział
zanim dorośnie.
Zastanowiła się, co się stało z jej ojcem i Bezimiennym? Czy w końcu zrezy-
gnowali z pościgu? Wątpiła w to. Gdy tylko odzyska Vara, będzie musiała zorga-
nizować pojednanie. Ucieczka od Solą sprawiła jej ból, wiedziała jednak, że nie
mogła wrócić z nim do Helikonu. Najważniejsze było nie stracić z oczu Vara. Sol
był mężczyzną jej dzieciństwa. Var miał się stać mężczyzną jej życia.
Myśl o Helikonie przypomniała jej jednak Sosę jedyną matkę, jaką pamię-
tała. Pod pewnymi względami jej utrata była jeszcze gorsza niż rozstanie z So-
lem. Co robiła teraz ta mała, dumna kobieta? Czy pogodziła się z nieobecnością
zarówno męża, jak i córki? Soli wątpiła w to i ta myśl sprawiła jej ból. W końcu
jej wspomnienia, obawy i przypuszczenia uciszyły się i Soli zasnęła.
* * *
Ts in był tęższy niż jej mówiono. Wręcz tłusty! W rysach jego twarzy były
ślady świadczące, iż w młodości był przystojnym mężczyzną, lecz ta młodość
już dawno minęła. Nawet jego wspaniałe szaty nie mogły sprawić, by wyglądał
pociągająco.
140
Soli widziała go przez chwilę, gdy patrzyła przez frontowe okno w dniu za-
kończenia nauki. Dokonywał przeglądu swych oddziałów. Nie chciało mu się na-
wet podnieść z pluszowego siedzenia w otwartym samochodzie. Soli zwątpiła
nagle w swą zdolność zagrania na jego uczuciach. Sprawiał wrażenie zbyt tępego
prymitywa, by mogła na niego wpłynąć byle dziewczyna.
Zjadła szybko śniadanie i dokonała toalety. Najpierw ciepły prysznic, a potem
nudne, skrupulatne zakładanie strojów, warstwa po warstwie. Wreszcie czesanie
włosów, by stały się lśniące, piłowanie paznokci i makijaż. Gdy cały ten proces
przemieniający dziewczynę w damę dobiegł końca, dokładnie przyjrzała się sobie
w lustrze.
Ujrzała wielobarwne stworzenie ozdobione spódnicami, falbanami, paciorka-
mi i błyskotkami. Wymyślne pantofle sprawiały, że jej stopy wydawały się maleń-
kie. Twarz pod rozłożystym kapeluszem miała tajemniczy wyraz. %7ładna kobieta
w Ameryce nie nosiła podobnego ubrania, nie można było jednak powiedzieć, by
Soli wyglądała nieatrakcyjnie.
Ceremonia zakończenia szkoły odbyła się ściśle według planu. Trzydzieści
pięć dziewcząt otrzymało dyplomy i ruszyło gęsiego drobnymi kroczkami na
dziedziniec, gdzie oczekiwali na nie krewni. Soli szła ostatnia. Było to honorowe
miejsce podkreślające fakt, że dziewczęta występujące przed nią nie przyciągnęły
większej uwagi. Stało się tak częściowo z tego powodu, że była jedyną przedsta-
wicielkę swej rasy, ale przede wszystkim dlatego, że pomimo zaledwie trzynastu
lat była piękna. Wiedziała o tym, ponieważ ta wiedza mogła przynieść jej korzyść.
Potrafiła też odpowiednio to zaprezentować. Nie otrzymałaby dyplomu, gdyby
było inaczej.
Ts in czekał na nią, otoczony swymi oficerami. Wyglądał olśniewająco w woj-
skowym mundurze ozdobionym medalami i szarfami. Gdyby miał mniejszy
brzuch, mogłoby zabraknąć miejsca dla wszystkich tych dekoracji. Nie nosił jed-
nak złotej bransolety, a to było najważniejsze.
Uśmiechnęła się do niego, zwracając na chwilę twarz ku słońcu tak, by jej
oczy i zęby błysnęły w jego świetle. Następnie podeszła do Ts ina, poruszając
ciałem w taki sposób, że jej piersi i biodra wydały się bardziej wydatne, a talia
szczuplejsza. Wzięła go za ręce.
Dawała zebranym przedstawienie, za które zapłacił cesarz. Musiała błyszczeć,
by udowodnić, że dobrze ją wyszkolono. Pozory były wszystkim.
Ts in odwrócił się i Soli wykonała ten ruch razem z nim, jakby byli jedną
osobą. Oboje ruszyli do samochodu.
Ludzie tłoczyli się za kordonem strażników, pragnąc rzucić choć jedno zazdro-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]