[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tylko dlatego, że nie stałam się pękatą, małą kobietką z sękatymi rękami?
Tak przyznał ze śmiechem.
Lucy mimo woli też się roześmiała.
Pewno powinnam czuć się pochlebiona, że jestem nadal choć trochę
atrakcyjna.
Oczywiście, że powinnaś. Mocno pochlebiona.
Pomyślę nad tym. Wcisnęła się głębiej w siedzenie pierwszej klasy.
Pózniej.
Kiedy się dowiem?
Czego chcesz się dowiedzieć?
%7łe zmieniłaś zdanie.
Zdanie na temat czego?
Mojej oferty wyjaśnił cierpliwie. Oferty, żeby zrobić z ciebie kobietę
upadłą.
Dam ci znać powiedziała, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. W swoim
czasie.
Kiedy pociąg zatrzymał się na stacji, Max podał Lucy jej torebkę. Była ze
sztucznej skóry i nieco podniszczona.
Nie bardzo mi się podoba ta torebka powiedział, krzywiąc się. Kupię ci
nową.
Nie, nie kupisz mi nowej sprzeciwiła się Lucy. Jak wytłumaczyłabym to
Robowi?
Powiesz mu, że to prezent od twojego wielbiciela.
On nie przepada za moimi wielbicielami.
Wobec tego oświadczył Max, podając jej płaszcz w taki sposób, że zrobiło
się jej zimno i gorąco na przemian będziemy musieli powiedzieć mu prawdę, nie
sądzisz?
Kiedy pokazali bilety i przeszli przez bramkę, Max się zatrzymał.
Przekaż moje uszanowanie twojej mamie.
Dziękuję, przekażę. Uśmiechnęła się uprzejmie. Biegnij już. Spóznisz się
na swoje ważne spotkanie.
Max skrzywił się.
Wolę zostać z tobą.
Nic z tego powiedziała stanowczo. Idz już i zachowuj się jak człowiek
dorosły.
Nie chcę.
Spadaj powiedziała z uśmiechem.
Jak sobie życzysz.
Odwrócił się i odszedł. Pilnowała się, żeby za nim nie patrzeć, i zaczęła się
rozglądać za postojem taksówek. Po chwili poczuła lekkie klepnięcie w ramię.
Tak?
Diabelnie mi się podobasz powiedział. Pochylił się i znienacka pocałował ją
prosto w usta. Uśmiechnął się pożądliwie. Będziesz ze mną chodzić?
Jeśli nie przestaniesz mnie napastować, wezwę policję zagroziła.
Za pózno oświadczył niewzruszony. Co się stało, już się nie odstanie.
I odszedł, pogwizdując wesoło.
Rozdział 26
Za każdym razem, kiedy zadzwonił telefon, Lucy podskakiwała. Max zapisał
sobie jej numer raz jeszcze w swoim oprawnym w skórę, eleganckim notatniku,
pod literą B Beresford. Ale nie zadzwonił.
Trzy dni pózniej spotkała go w szkole. Zobaczyła go już z daleka, stojąc w
korku na podjezdzie. Oparła się brodą na kierownicy i go obserwowała. Trzymał w
ramionach Jessicę, Cosima wisiała mu u łokcia, a Bruno patrzył na niego z
cielęcym zachwytem. Postawił Jessicę na ziemi, cierpliwie wyjął z bagażnika rangę
rovera wszystkie akcesoria szkolne i zgarnął całą trzódkę w stronę wielkich,
starych drzwi wejściowych. Pasował do tego nobliwego otoczenia. Parę matek
zatrzymało się, żeby do niego zagadać, uśmiechnął się czarująco i Lucy zauważyła,
jak dwie z nich wymieniły potem między sobą pełne aprobaty spojrzenia. Rob nie
cierpiał odwozić dziewczynek do szkoły i nie znał prawie nikogo z rodziców, jako
że nie zadawał sobie trudu, żeby brać udział we wspólnych spotkaniach. Wypychał
córki z samochodu i czym prędzej odjeżdżał, śpiesząc z powrotem na znane sobie
terytorium. Wiedziała, że czuje się tu nieswojo pośród bogatych i zadowolonych z
siebie ludzi sukcesu. Zabawne, jak rodzice podzielili się na grupki, myślała Lucy.
Nowobogaccy w modnych ubraniach znanych projektantów i w kabrioletach
trzymali się razem, podobnie jak ci zamożni od pokoleń, którzy dla odmiany
chodzili w starych, postrzępionych dżinsach i butach myśliwskich do kolan, a
jezdzili upaćkanymi błotem land roverami. Trzecią grupę stanowili wspinający się
po szczeblach kariery biznesmeni w nowych rangę roverach i bardzo porządnych
klasycznych płaszczach. Ciekawe, do której grupy ona należy, ze swoim starym
samochodem i niedbałym zwykle strojem, lecz z przebłyskami dawnej świetności.
Pewno po trosze do każdej z trzech.
Zaparkowała w wolnym miejscu i przejrzała się w małym samochodowym
lusterku. Nie jest tak zle. Przynajmniej pomalowała usta i miała świeżo umyte
włosy. Spulchniła je palcami i uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem.
Co robisz, mamusiu? spytała Olivia kryształowo czystym głosem. Odkąd
zaczęły chodzić do Radlett, ich akcent znacznie się poprawił. Spóznię się przez
ciebie na apel.
Wbiegły na korytarz równo z dzwonkiem.
Kurczę na grillu! powiedziała Laura głośno. Już się spózniłyśmy.
Cicho bądz! syknęła Lucy.
Ktoś za jej plecami parsknął śmiechem.
Co za czarujące wyrażenie!
Max! pisnęła Lucy nieswoim głosem. To jest Laura.
Dzień dobry. Laura zmierzyła go nieufnym wzrokiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]