[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jake to prawdziwy bohater! - oznajmiła Millicent.
- Zrobiliśmy mu medal - poinformował Noel, pokazu
jąc srebrny krążek ze wstążką przewleczoną przez wybi
tą w metalu dziurkę. - Ojciec pozwolił nam wziąć wiecz
ko od pudełka na drobiazgi.
Wieczko wyglądało na zrobione z prawdziwego srebra.
- Jak miło z jego strony - powiedziała Georgina.
- Dzieci, czas spać. Pożegnajcie się i marsz do łóżek.
Millicent pochyliła się nad Giną i wycisnęła na jej po
liczku wilgotnego całusa.
- Jestem taka szczęśliwa, że nic ci się nie stało, mamo.
Serce Giny ścisnęło się i łzy napłynęły jej do oczu.
- Ojciec powiedział, że możemy tak się do ciebie zwra
cać - wyjaśnił Noel. - Ale jeżeli nie chcesz, nie będziemy.
Objęła oboje i mocno do siebie przytuliła.
- Nie, jestem szczęśliwa, że chcecie nazywać mnie ma
mÄ…. Bardzo was kocham.
- My też cię kochamy - odparł Noel.
- Tata też cię kocha - dodała Millicent.
Giną zerknęła na Devona. Jego policzki płonęły.
- Wystarczy już, wystarczy. Mama potrzebuje odpo
czynku - oznajmił surowo Devon stojący jak na posterun
ku u stóp łoża.
- Ale powiedziałeś... - zaczęła Millicent.
- Wiem, co powiedziałem. Zmykajcie już.
Dzieci zsunęły się z łóżka i popędziły do drzwi. Devon
pozostał na miejscu z rękoma splecionymi za plecami. Gi
nie przypomniały się ich pierwsze wspólne dni w Londy
nie, gdy Devon zachowywał się wobec niej tak oficjalnie,
że aż miała ochotę krzyczeć.
- Rzeczywiście pozwoliłeś im, by nazywali mnie ma
mą? - spytała.
- Uznałem, że to już najwyższy czas. Jesteś dla nich
matką bardziej niż Margaret.
Georgina zerknęła w kierunku kominka. Od razu po od
zyskaniu przytomności zauważyła puste miejsce na ścianie.
- Co się stało z portretem Margaret? - spytała.
- Przeniosłem go gdzie indziej. Nie chciałbym, żeby
dzieci myślały, iż nie żywię dla niej żadnych uczuć, ale
zdecydowałem, że ten pokój nie jest właściwym miejscem
dla jej portretu.
- Rozumiem.
- Naprawdę? Kiedy zaproponowałem, że dam ci dziec
ko, a ty odrzuciłaś mnie, poczułem się jak ogłuszony. Po
myślałem, że postąpiłaś tak, gdyż brzydzi cię myśl
o związku z mężczyzną, który pracuje w polu. Nie wzią
łem pod uwagę twojej wspaniałomyślności, twojego
szczodrego serca i szlachetnej natury, zawsze gotowej da
wać, niczego w zamian nie żądając. Choć twierdziłaś, że
akceptujesz moją pracę w polu i żywisz dla mnie za to
szacunek, ja nie podzielałem twoich poglądów.
- To więcej niż szacunek, Devonie. Ja się w tobie zako
chałam. Myślałam, że zdołam pogodzić się z twoją nie
zmienną miłością do Margaret...
Devon pośpiesznie podszedł do wezgłowia ogromnego
łoża, usiadł na jego brzegu i położył palec na ustach Gi
ny, zmuszajÄ…c jÄ… do milczenia.
- Margaret była największą miłością mojego życia... do
póki nie spotkałem ciebie.
Giną poczuła ucisk w sercu.
- Obiecałeś zawsze mówić mi prawdę.
- To prawda, Gino. Kochałem Margaret. Pasowaliśmy
do siebie, inaczej mówiąc byliśmy wprost dla siebie stwo
rzeni. Lecz nasze szczęście okazało się bardzo ulotne.
Margaret zaczęła pogardzać mną i tym, co robiłem. Brzy-
dziła się moim dotykiem. Sprawiła, że nie czułem się
w pełni mężczyzną. Doszło nawet do tego, że zacząłem
jej unikać, by nie widzieć w jej oczach ciągłego rozczaro
wania. Jej piękno było takie powierzchowne.
Giną przymknęła oczy. Devon pochylił się nad nią i de
likatnie pocałował jej skroń.
- Pamiętasz jeszcze warunek, jaki postawiłaś mi, zanim
się pobraliśmy? - spytał.
Uniosła powieki i spojrzała mu prosto w oczy.
- %7ładnych kłamstw - odparła.
- Właśnie. - Devon ujął twarz żony w szorstkie od pra
cy dłonie i uśmiechnął się ciepło. - A więc, moja droga
hrabino, wysłuchaj mnie teraz. Nakazałaś mi, bym nigdy
nie mówił, że jesteś piękna, jeśli nie będzie to prawda.
Przysięgam, że nigdy nie widziałem kobiety, która była
by od ciebie piękniejsza.
Oczy Giny napełniły się łzami.
- Devonie...
- Jeszcze nie skończyłem. Nakazałaś mi, bym nigdy nie
mówił, że cię kocham, jeśli nie będzie to prawda. Ten wa
runek również nie ma już znaczenia, gdyż kocham cię tak,
jak nigdy jeszcze nikogo nie kochałem. Pozwól, bym oka
zał ci moją miłość - prosił. - Pozwól, bym udowodnił ci,
że jesteś cudownie piękną kobietą.
Pokręciła głową.
- Nie w tym łóżku.
- To moje łoże, Gino - odparł cicho, dotykając warga
mi jej ust. - Przysięgam, że nigdy nie leżała w nim żadna
inna kobieta.
Całował namiętnie jej usta. Tego wieczoru unosił się
wokół Devona zapach wody kolońskiej, a nie zapach pól,
lecz mimo to Giną wyczuwała znajomą, charakterystycz
ną dla niego woń prawdziwego mężczyzny.
Poczuła, że mąż coraz mocniej przygniata ją do łoża
[ Pobierz całość w formacie PDF ]