logo
 Pokrewne IndeksFeehan, Christine Dark 06 Dark FireCynthia Thomason Christmas in Key West [HS 1528, MSM2 10, A Little Secret] (pdf)Craig Sinnott Armstrong God A Debate between a Christian and an AtheistChristian Jacq [Ramses 03] The Battle of Kadesh (pdf)46 Agatha Christie Kieszeń Pełna ĹťytaChristopher Moore Wyspa Wypacykowanej Kapłanki Miłości(ebook) MacDonald, George Lilith (Christian Library)Christie, Agata Hercule Poirot 21 MorphiumChristie Agatha Kieszeń pelna ĹźytaGraham Masterton The Pariah
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lafemka.pev.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    zimną lufę do skroni.
    Była gotowa udawać, że opadła z sił. Miała nadzieję, że uwierzy, iż osłabła,
    gdy nagle zaskoczeni usłyszeli pisk opon i ryk klaksonu.
    35
    Z samochodu wyskoczył Ted. Nie wierzył własnym oczom.
    - Malcolm!
    - Ted, uważaj! - krzyknęła Laura. - On ma broń. To on zabił J. B.
    Zaskoczony zatrzymał się, ale tylko na chwilę. Patrząc wujowi w oczy,
    ruszył pewnie do przodu.
    - Puść ją.
    - Nie ruszaj się - rozkazał Malcolm. - Jeszcze krok, a przysięgam, odstrzelę
    jej głowę.
    Ted nie miał wyboru, musiał się zatrzymać. Przeżył zbyt wiele takich chwil,
    żeby nie czuć respektu przed bronią i człowiekiem, który ją trzymał.
    - Spokojnie. - %7łałował, że nie był na tyle przewidujący, żeby zabrać ze sobą
    pistolet. Nie zrobił tego, mógł więc polegać tylko na tym, co miał do dyspozycji: na
    swojej głowie i sile mięśni.
    Usłyszał płacz i spojrzał w bok. Przy mustangu stała Barbara. Szlochała z
    pięściami przyciśniętymi do ust.
    Puść Laurę, wujku Malcolmie - powiedział spokojnie, bez cienia grozby. -
    Potem porozmawiamy. Tylko my dwaj.
    - Zamknij się. I trzymaj ręce tak, żebym je widział.
    Ted rozłożył szeroko ręce.
    - Nie rób głupstw, wujku. Bez względu na to, w jakie bagno wdepnąłeś, nie
    warto zabijać. W ten sposób tylko wszystko pogorszysz.
    - Nie wciskaj mi kitu, chłopcze. I nie próbuj zgrywać przede mną bohatera.
    Chyba że ci życie niemiłe.
    Barbara nie przestawała płakać.
    - Posłuchaj go, Ted. - Skrzyżowała ręce na piersi i choć nadal wyglądała na
    wystraszoną, chyba zaczęła przychodzić do siebie. - On nie ma nic do stracenia.
    Zabił już dwie osoby.
    - Dwie? - Ted gwałtownie odwrócił głowę w stronę Malcolma. Wuj
    wyglądał jak zwierzę w potrzasku. Dzikim wzrokiem spoglądał na samochód
    zaparkowany po przeciwnej stronie mustanga. Ale ręka trzymająca broń
    wycelowaną w głowę Laury była niewzruszona jak skała.
    - Kogo jeszcze zabił oprócz J. B.?
    - Ani słowa więcej, Barbaro! - ostrzegł Malcolm.
    - Bo co? - Teraz jej głos był donośny i wyrazny. Stawał się coraz
    mocniejszy. - Co zrobisz? Mnie też zabijesz? Zabijesz nas wszystkich?
    - Zamknij się!
    - Nie widzisz, że to koniec? To byłaby masakra. Nie ujdzie ci płazem.
    - Kogo on jeszcze zabił, Barbaro?
    Jakby nagle opuściły ją wszystkie siły, oparła się o mustanga.
    - Twoją matkę.
    Ted słyszał te słowa, ale nie był w stanie zrozumieć ich znaczenia.
    - Co powiedziałaś?
    - To był wypadek. Mieli romans. Elizabeth chciała rzucić Charlesa dla
    Malcolma. Ale Malcolm nie chciał do tego dopuścić. Owszem pragnął jej, ale
    chciał też kariery, bogatej żony i wspaniałej przyszłości.
    Zlepa, niepohamowana furia opanowała Teda.
    - Ty draniu - syknął. - Ty podły, podstępny draniu.
    Opuścił ręce i gwałtownie skoczył do przodu. Usłyszeli jęk, a także głuchy
    odgłos uderzenia, gdy Malcolm upadł na zderzak mustanga. Pistolet wyleciał mu z
    ręki.
    - Dzwoń na policję - krzyknął Ted do wrzeszczącej Barbary.
    Gdy Barbara wskoczyła do mustanga, Ted chwycił Malcolma mocno za
    marynarkę, odwrócił i walnął pięścią w twarz.
    Malcolm osunął się na ziemię, nie wydając dzwięku.
    Ted usłyszał stękanie za plecami. Laura próbowała podnieść się z ziemi.
    W dwóch skokach był przy niej i tulił ją do siebie.
    - Dzięki Bogu, że nic ci się nie stało. Dopiero, gdy dostrzegł krew na bluzce,
    zdał sobie sprawę, że jest ranna. - Chryste, ty krwawisz!
    - To nic takiego, tylko rana się otworzyła.
    Azy ciekły jej po twarzy. Ted wyciągnął chusteczkę z tylnej kieszeni spodni i
    wsunął jej pod bluzkę.
    - Co ty tu robisz? - zapytała głosem drżącym ze wzruszenia. - Powinieneś
    być teraz gdzieś nad Atlantykiem.
    - Zmieniłem plany.
    - Dlaczego?
    Delikatnie przyciskał chusteczkę do rany.
    - Bo cię kocham. Bo nie chcę się z tobą rozstawać. Ani na chwilę.
    - A Belfast& A twoja praca&
    Laura przytrzymała prowizoryczny opatrunek, a Ted pomógł jej wstać.
    - Nie jest tak ważna jak ty. Wiedziałem o tym od samego początku, tylko nie
    byłem gotów się do tego przyznać.
    - A teraz jesteś?
    - Tak. Przecież bym nie wrócił, gdybym nie był przekonany.
    - Och, Ted. - Chciała coś powiedzieć, ale jęk syreny przeszył powietrze. Po
    chwili podwórze zalało światło reflektorów i otoczyło ich kilka policyjnych
    radiowozów.
    - No i już& Skończone.
    Na ostrym dyżurze w szpitalu Houston Memoriał młody internista, który
    wyglądał raczej na ucznia szkoły średniej niż na chirurga, założył ostatni szew i
    uśmiechnął się kpiąco.
    - Powinno wytrzymać. Chyba że postanowi pani sprawdzić jego
    wytrzymałość i zgłosi się pani do komandosów.
    - Nie rozumiem, doktorze Ryan.
    - Och. - Plastrem przymocowywał do rany gruby prostokąt gazy. - Chodzą
    słuchy&
    - No cóż, pewnie tak. Ale nie zamierzam więcej uganiać się za przestępcami.
    Przynajmniej w najbliższym czasie.
    Podpierając się ręką, ześlizgnęła się ostrożnie ze stołu, na którym spędziła
    czterdzieści pięć minut.
    - A teraz, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, chciałabym wrócić do domu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl