logo
 Pokrewne IndeksHeggan Christiane Nigdy nie mĂłw nigdyFeehan, Christine Dark 06 Dark FireCynthia Thomason Christmas in Key West [HS 1528, MSM2 10, A Little Secret] (pdf)Craig Sinnott Armstrong God A Debate between a Christian and an AtheistChristian Jacq [Ramses 03] The Battle of Kadesh (pdf)Christopher Moore Wyspa Wypacykowanej Kapłanki Miłości(ebook) MacDonald, George Lilith (Christian Library)Christie, Agata Hercule Poirot 21 MorphiumMy, dzieci z dworca ZOO Christiane FelscherinowPeters Ellis Kroniki brata Cadfaela 10 Pielgrzym nienawiśÂ›ci
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lafemka.pev.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Na ulicy! Byłam właśnie przed sklepem z materiałami piśmiennymi, kiedy zobaczyłam
    Adelę. Wychodziła z kancelarii adwokackiej. To, wie pan, firma Ansell i Worrall przy
    High Street.
    - Tutaj? W Baydon Healh?
    - Aha! Pytam:  Co tam robiłaś? Ona na to roześmiała się i mówi:  Chciałabyś
    wiedzieć, prawda? - a pózniej, jak szłyśmy razem:  Cóż, powiem ci, Jennifer.
    Spisywałam ostatnią wolę . Bardzo się zdziwiłam i mówię:  Testament? Po co,
    Adelo? Nie jesteś chora ani nic takiego . Odpowiedziała, że nigdy nie czuła się lepiej,
    ale każdy powinien załatwić tę formalność. Nie chciała pójść do zadzierającego nosa
    mecenasa, pana Billingsleya, który prowadzi sprawy rodziny, bo stary cwaniak gotów
    by wszystko wypaplać. Tak mówiła Adela i dodała jeszcze:  Nic z tego. Testament to
    moja osobista sprawa. Nikt się nie dowie, jak i czym rozporządziłam . Powiedziałam
    wtedy:  Bądz pewna, Adelo, że ja słowa nie pisnę . Wzruszyła ramionami i mówi:
     Możesz ile chcesz gadać. Nie znasz treści testamentu . Ale i tak nic nie
    powiedziałam nikomu, nawet mężowi. Moim zdaniem kobiety powinny trzymać ze
    sobą. Nieprawda, inspektorze?
    - Bez wątpienia to pogląd przynoszący pani zaszczyt przyznał dyplomatycznie
    detektyw.
    - Ja tam nigdy nie byłam złośliwa - ciągnęła pani Valowa - za Adelą nie
    przepadałam naturalnie, bo uważałam, że to typ, co przed niczym się nie cofnie, byle
    postawić na swoim. A teraz, jak ona biedactwo, nie żyje, myślę, że może byłam
    niesprawiedliwa.
    - Pozostaje mi tylko podziękować szanownej pani za wartościową pomoc -
    powiedział inspektor Neele.
    - Bardzo mi było miło, proszę pana. Zawsze chętnie pomogę, ile tylko zdołam.
    Cała ta historia jest okropna, prawda? Dziś z rana przyjechała jedna starsza pani.
    Kto to taki?
    - Nazywa się panna Marple. Postąpiła bardzo ładnie, bo przyjechała tu
    specjalnie, aby podzielić się z nami wiadomościami o Gladys Martin. Ta dziewczyna
    służyła u niej w swoim czasie.
    - Naprawdę? Ciekawa historia!
    - Aha... Jeszcze jedno pytanie... Czy wiadomo pani coś o kosach? Jennifer
    wzdrygnęła się gwałtownie. Upuściła torebkę na podłogę i schyliła się, by ją
    podnieść.
    - O kosach, inspektorze? Ptakach? O jakie kosy panu chodzi? - zapytała
    zdławionym głosem.
    Neele uśmiechnął się pogodnie.
    - Jakiekolwiek, proszę pani. %7ływe, martwe, nawet, że się tak wyrażę,
    symboliczne.
    - Nie mam pojęcia, o czym pan mówi - rzuciła szorstko kobieta. - Nie
    rozumiem!
    - Zatem o kosach nic pani nie wiadomo?
    - Aa... Pewno ma pan na myśli te, co były w pasztecie zeszłego lata - podjęła
    z wolna Jennifer. - Taki drobiazg bez znaczenia...
    - Znaleziono też nieżywe kosy na stole w bibliotece, prawda?
    - Jakieś niedorzeczne wybryki... Nie wyobrażam sobie, kto panu o nich
    powiedział. Pan Fortescue, mój teść, strasznie się wtedy złościł.
    - Złościł się tylko? Nic więcej?
    - Rozumiem. Wiem teraz, do czego pan zmierza. Teść wypytywał nas
    wszystkich, czy koło domu nie kręcił się ktoś obcy.
    - Obcy? powtórzył detektyw unosząc brwi ze zdziwieniem.
    - Ja tam nic nie wiem. Tak teść się wyraził.
    - Obcy powtórzył znów Neele tonem zastanowienia. - Czy pan Fortescue
    zdawał się przestraszony?
    - Przestraszony? znowu nic nie rozumiem.
    - Powiedzmy, czy byt zaniepokojony, gdy wypytywał o kogoś obcego?
    - Chyba tak... Miałam wrażenie, że był zaniepokojony. Oczywiście nie
    pamiętam dokładnie historii sprzed kilku miesięcy. Byłam zdania, że to jakieś
    niemądre żarty. Podejrzewałam... podejrzewam nadal Crumpa. To człowiek bardzo
    niezrównoważony i z pewnością często zagląda do kieliszka. Czasami zachowuje się
    impertynencko... Może miał jakąś urazę do pana Fortescue? Myślę, że to
    prawdopodobne... Jak pan sądzi, inspektorze?
    - Wszystko jest prawdopodobne - odparł Neele i wyszedł z saloniku pani
    Valowej.
    Parcival Fortescue wyjechał do Londynu? lecz Neele zastał w bibliotece
    Lancelota, siedzącego ze swoją żoną nad szachami.
    - Nie chciałbym państwu przeszkadzać - zaczął tonem usprawiedliwienia.
    - Nie szkodzi, inspektorze - powiedział Lance. - Zabijamy tylko czas. Prawda,
    kochanie?
    Pat twierdząco skinęła głową.
    - Zapewne moje pytanie wyda się panu niedorzeczne - zwrócił się detektyw do
    przybysza z Afryki. Zapytam jednak, czy wiadomo panu coś o kosach?
    - O kosach? Ptakach?
    - Tak. Może to dziwne, ale wzmiankę o kosach napotkałem w trakcie
    dochodzenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl