[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tu jest mój numer telefonu - wręczył nam po wizytówce. - Przedpołudniami jestem
niestety trochę zajęty, mam wykłady, ale za to po południu, jeśli tylko będę potrzebny,
proszę dzwonić o każdej porze... A co do tych trzech, to trzeba będzie skrzyknąć
chłopaków i wygłosić im prelekcje na temat szkodliwości śledzenia... Niektóre punkty
odpowiednio zaakcentujemy - stuknął pięścią w dłoń.
- Nie zgadzam się na żadne takie rozwiązania - powiedział z naciskiem pan Tomasz.
- Mogą być grozni - zauważyłem.
- Jeśli się tacy okażą i jeśli zaczną pierwsi, będziemy myśleli, co dalej - ostudził nas. -
Przemoc ma to do siebie, że bardzo szybko wymyka się spod kontroli. Spuścicie im
łomot, będą się chcieli odegrać... A na razie, mówiąc obrazowo, podłożyli nam świnię,
ale w sumie niegrozną...
- No to może wykombinujemy jakiś fortel, żeby też im dokuczyć? - zaproponowałem.
Kiwnął poważnie głową.
- To nam chyba wolno - uśmiechnął się nieoczekiwanie.
Pożegnaliśmy się z Marcusem i poszedł. Ruszyliśmy do naszych pokoi.
- Dobra - powiedział szef, patrząc na zegarek. - Ponieważ przyjechaliśmy tu
popracować, proponuję pół godziny na poobiednią sjestę i meldujesz się u mnie. Trzeba
odbyć naradę i wytyczyć kierunki poszukiwań na najbliższe dni. Dziś poniedziałek... Na
razie pomyślimy, jak rozplanować, powiedzmy, pierwszy tydzień.
- Tak jest - zasalutowałem.
Wszedłem do swojego pokoju. Nieduże okno, na podłodze gruby chodnik pleciony ze
sznurków, na ścianach sztych przedstawiający okręt w porcie, solidna szafa, stylem
trochę przypominająca szafy gdańskie. Rozpakowałem walizki i poukładałem swoje
graty na półkach. W małej szafeczce, o drzwiczkach rzezbionych w ornamenty
przypominające styl ze starego wikińskiego miasta Visby, odkryłem kolorowy telewizor.
Ułożyłem się wygodnie na tapczanie krytym skórą z renifera i przeciągnąłem się, aż mi
zaskrzypiały stawy. Sam nie wiem, kiedy zasnąłem.
ROZDZIAA DRUGI
NIEOCZEKIWANE SPOTKANIE * MAGDA - ISAURA * WIECZORNA
NARADA PRZY KOLACJI * DZIEJE HANZY
Obudziłem się pod wpływem delikatnego potrząsania. W pokoju było już ciemno, na
zewnątrz też. Potrząsał mną szef.
- Wstawaj, Pawle, kolacja.
Poderwałem się na równe nogi.
- Przepraszam, szefie... Trzeba było mnie obudzić wcześniej...
22
- Naradę odbędziemy po kolacji - powiedział łagodnie. - Ja też trochę się
zdrzemnąłem. Ale po długiej podróży to normalne... Zwłaszcza, że zarwaliśmy noc...
Organizm musi odreagować.
Ruszyliśmy na kolacje. Jadalnia przypomniała mi podobną salą zajazdu w Chartumie.
Spore pomieszczenie, którego kąty ginęły w półmroku. %7łyrandol, przerobiony ze starej,
wiszącej lampy naftowej, oświetlał rozległy stół z pociemniałych desek. Pod każdym
nakryciem leżała nieduża serweta z grubego płótna. Sztućce lśniły jak świeżo
wypolerowane. Policzyłem nakrycia. Tylko cztery. Na kominku za szybką płonęły grube
polana.
- Przytulnie tu - zauważyłem.
Szef pociągnął nosem.
- I coś dobrego się gotuje - powiedział z uśmiechem. - Z nieznanego zapachu
dedukuje, że to chyba coś z miejscowej kuchni.
Zasiedliśmy wygodnie na krzesłach. W tej chwili drzwi prowadzące do korytarza
otworzyły się i stanął w nich... Wiewiórka. Spojrzał na nas ze zdumieniem.
- A niech mnie! - wykrzyknął. - To przecież Pan Samochodzik!
- Wiewiórka? - zdziwił się pan Tomasz. - Góra z górą się nie zejdzie... W Polsce nie
możemy się jakoś spotkać, a tu proszę, na drugim końcu świata...
- Panowie pozwolą: moja córka.
W drzwiach stanęła niewysoka, drobna blondyneczka o dziecięcej buzi. Loczki na jej
głowie i lekko trójkątny owal twarzy sprawiały, że przypominała małą owieczkę.
Brakowało jej tylko dzwoneczka na szyi. Po ojcu odziedziczyła błękitne oczy.
Określiłem jej wiek na jakieś 12 lat i jak się okazało, nie pomyliłem się specjalnie.
- Zobacz, córeczko, to właśnie słynny Pan Samochodzik - pokazał jej szefa.
Mnie też poświęcił kilka słów.
- Miło mi poznać - powiedziała, podając dłoń panu Tomaszowi. - Słyszałam o panu...
- Jak masz na imię, młoda damo? - zapytał szef.
- Tata chciał, żebym nazywała się Fraisy, ciotka sugerowała, że pięknym imieniem
jest Isaura, ale mama ich niestety skrzyczała i dlatego nazywam się Magda...
- Możemy cię nazywać Isaurą - zaproponował.
Uśmiechnęła się i pokręciła przecząco głową.
- Już się przyzwyczaiłam - powiedziała.
Zasiedliśmy przy stole. Szef przez dłuższą chwilę zastanawiał się nad czymś.
- Powiedz mi, Wiewiórka, Biegnąca po falach to twój jacht?
Nasz towarzysz skinął głową.
- Zgadza się, panie Tomaszu. Jak pan odgadł?
- Skoro chciałeś nadać córce imię głównej bohaterki powieści Grina, to nie było mi
trudno odgadnąć.
- Rozbiliśmy się cztery dni temu - wyjaśnił. - Sztorm uszkodził mi ster i nie zdołałem
wymanewrować. Na szczęście rzuciło nas na szkiery na południe od miasta, i w zasadzie
nic się nikomu nie stało, jeśli nie liczyć zadrapań i siniaków. %7łonę odesłałem do kraju, a
sam zostałem tu, żeby dopilnować remontu statku.
- Zniszczenia są bardzo poważne - zauważyłem. - Musi to nielicho kosztować.
- Dlatego też nie będę robił tu remontu generalnego - wyjaśnił Wiewiórka. - Chcę
tylko, żeby z grubsza połatali mi burty, tak, żebym mógł na silniku dociągnąć do
Gdańska. Tam mam znajomego szkutnika, który przeprowadzi remont kapitalny.
23
Wypadnie taniej... Wprawdzie tu zrobiliby mi to równie dobrze, ale lepiej dać zarobić
przyjacielowi niż obcym...
- Tak wiec korzystamy sobie z przymusowego postoju - uśmiechnęła się Magda. - I
trochę jezdzimy po okolicy. Byliśmy na rejsie statkiem wycieczkowym po
Snognefjordzie...
- Słyszałem - uśmiechnął się szef. - Najpiękniejszy fiord w Norwegii. I chyba jeden z
najdłuższych?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]