logo
 Pokrewne IndeksKlementyna z Tańskich Hoffmanowa dziennik franciszki krasinskiejAUTOBIOGRAFIA de San Ignacio de Loyola186. Macomber Debbie Pora na romans 02 Pora na ślubDebbie Macomber Zdobyć serce Carol0081. Macomber Debbie MĂłj bohaterMacomber Debbie Prywatny rajWilliam Gibson Cykl San Francisco (2) IdoruJulian May Trillium 3 Golden TrilliumMichaels Kasey Walentynki (1998) 01 Z wyrazami miśÂ‚ośÂ›ci, EmmalineChilde 03 śąośÂ‚nierzu nie pytaj
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    dokonała. Wierz mi, że zapomniałem, jakim dobrodziejstwem jest w życiu
    człowieka śmiech. Ty i Jeff pomogliście mi odbudować to, co zdawałoby się
    na zawsze utraciłem.
    Robin westchnęła ciężko. Wszystko, co mówił Cole, potwierdzało jej
    najgorsze przeczucia.
     Mamo  do kuchni wbiegł Jeff, a zaraz za nim Blackie  jestem
    okropnie głodny! Jest w tym domu coś do jedzenia? A może zabierzecie mnie
    na tę kolację, co?
    Cole zaśmiał się i wstał. Podszedł do Jeffa i poczochrał go po głowie.
     Nie tym razem, kochany, ten wieczór jest zarezerwowany dla twojej
    mamy i dla mnie.
    Dwie godziny pózniej Robin stała przed lustrem w łazience i próbowała
    się wyszykować na kolację z Cole'em. Miała poważne wątpliwości co do tego,
    czy powinna w ogóle przyjąć to zaproszenie. Problem tkwił w tym, że
    zakochała się w facecie, który żył przeszłością i tak naprawdę nie pojednał się
    z losem; z losem, który mu odebrał żonę i syna. Zbyt dobrze to rozumiała z
    130
    R
    L
    T
    własnego doświadczenia, by nie dostrzegać w spojrzeniu i w słowach Cole'a
    dramatu, który przeżył. Kochała Lenny'ego i czuła, że to się nigdy nie zmieni.
    Zginął parę lat temu, a jednak wciąż z nim rozmawiała i nie potrafiła do końca
    zaangażować się w inny związek. Jakaś jej część nieustannie go opłakiwała,
    nawet wtedy, gdy miała uśmiech na twarzy. Miała wrażenie, że tak już będzie
    na zawsze. Zmierzyła wzrokiem swoje odbicie w lustrze. Jasnobłękitna
    aksamitna spódnica do łydki dobrze pasowała do koronkowej białej bluzki i
    naszyjnika z pereł. Właśnie układała sobie włosy, gdy do łazienki wszedł Jeff.
    Oparł się o framugę i podjadał chipsy z torebki, którą trzymał w ręku.
     Aadnie wyglądasz  powiedział z aprobatą.
     Dziwi cię to?  zapytała, zakładając kolczyki z perłami.
    Wyraznie był zawiedziony, że nie może dzisiaj iść z nimi, ale starał się
    być dobrym kolegą dla Cole'a, tym bardziej że Cole obiecał mu wspólny
    wypad do portu na rybę z frytkami.
     Nie, dlaczego?  odparł z pełną buzią.  Ale założyłaś swoje perły...
     Tak, dziś jest dobra okazja.  Odwróciła się do niego.  I co, może być,
    podoba ci się?
     Raczej tak, nie znam się na takich rzeczach, ale pewnie Cole'owi będzie
    się podobać  rzucił bez większego entuzjazmu.  Może lepiej zapytaj panią
    Lawrence...
     Nie ma takiej potrzeby.  Nawet ta obojętna postawa Jeffa nie była dziś
    w stanie odebrać jej pewności siebie.
     To tata dał ci te kolczyki, prawda? I ten naszyjnik też?
     Zgadza się, na naszą pierwszą rocznicę ślubu.
     Tak mi się zdawało.  Jego twarz nabrała teraz refleksyjnego wyrazu. 
    Jak będę starszy, też będę robił takie przesłodzone rzeczy?
    131
    R
    L
    T
     Pewnie tak.  Rozbawiło ją to sformułowanie.  I nie tylko, będziesz
    zabierał swoją żonę na kolację, mówił jej, jaka jest piękna i jak bardzo ją
    kochasz.
     Fu! Przestań!  Jeff zmarszczył nos.  Naprawdę wiesz, jak zepsuć
    facetowi apetyt.  Odwrócił się na pięcie i wyszedł na korytarz.
     Możesz już iść do Kelly, Cole będzie za minutę!  krzyknęła za nim.
     Dobra! A co mam powiedzieć jej mamie?
     %7łe nie wrócę zbyt pózno.
     Na pewno nie mogę iść z tobą?
    Tym razem nic nie odpowiedziała, czując, że tak naprawdę Jeff nie
    oczekuje odpowiedzi. Słyszała jeszcze, jak wydaje z siebie pomruk
    niezadowolenia, bardziej na pokaz niż z zawodu, a potem zatrzasnęły się za
    nim wejściowe drzwi.
    Robin uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Wyobraziła sobie
    Jeffa za parę lat i niespodziewanie ujrzała Lenny'ego. Tak, z pewnością będzie
    równie przystojnym mężczyzną, pomyślała z zadowoleniem. Mam nadzieję, że
    nie przeszkadza ci, że włożyłam dziś dla Cole'a perły od ciebie, skierowała w
    duchu pytanie do nieżyjącego męża. Wiedziała, że nie miałby nic przeciwko
    temu. Zdążyła jeszcze lekko skropić perfumami nadgarstki, gdy rozległ się
    dzwonek do drzwi. Ostatni raz spojrzała w lustro i uśmiechnięta zeszła na dół,
    żeby otworzyć. Cole miał na sobie ciemny garnitur w drobne prążki, w którym
    wyglądał szalenie elegancko, aż zaparło jej dech w piersiach i nie była w stanie
    wydusić z siebie słowa. Wszedł do środka, ujął jej dłonie i powoli zlustrował
    wzrokiem uczesanie, makijaż, naszyjnik, a potem starannie dobraną kreację.
     Wyglądasz nieziemsko  powiedział z nieskrywanym zachwytem.
     To samo pomyślałam o tobie, gdy tylko wszedłeś.
    Uśmiechnął się zniewalająco.
    132
    R
    L
    T
     Pewnie gdy cię pocałuję, zrujnuję cały twój makijaż...
     Chyba tak...
     Ale i tak to zrobię  powiedział zniżonym głosem.
    Jego pocałunek był czuły i delikatny, ale wystarczył, by nogi miała jak z
    waty. I nagle zdała sobie sprawę, że pod jego dotykiem jej ciało jakby budziło
    się z letargu. Czuła, jak krew pulsuje w żyłach i jak bije jej serce. Przy nim
    stawała się kobietą w każdym calu. Gdy Cole odsunął się o krok, ze
    zdziwieniem zauważyła, że drży na całym ciele i że najchętniej spędziłaby z
    nim ten wieczór w domu, sam na sam.
     Chyba trochę zepsułem ci fryzurę  powiedział Cole.  Przepraszam. 
    Przez moment gładził ją zmysłowo po karku.
     A ty masz szminkę na ustach.  Jej głos także drżał. Uniosła rękę i
    delikatnie przejechała palcem wskazującym po jego wargach.  Zaczekaj, tylko
    poprawię włosy i możemy iść.
    Podeszła do lustra w przedpokoju, ostrożnie przeczesała włosy, które
    układały się we francuskie loki, i delikatnie odrzuciła je do tyłu. Potem wzięła
    do ręki spinki, by je upiąć. Cole stał w tym czasie tuż za nią.
     To hipnotyzujący widok  wyznał.  Już gotowe?
    Kiwnęła tylko głową, wciąż zbyt oszołomiona, żeby coś powiedzieć. Gdy
    znalezli się przy samochodzie, Cole otworzył drzwiczki od strony pasażera.
    Zanim wsiadła do środka, przelotnie musnął jej usta, a potem usiadł za
    kierownicą. Ruchy miał zwinne jak kot.
     Wciąż nie wiem, dokąd jedziemy  powiedziała.
     Wiem to tylko ja i pani Lawrence, na wypadek, gdyby cię
    potrzebowała. Dla ciebie ma to być niespodzianka.
    Naprawdę nie miała pojęcia, dokąd chce ją zabrać. W San Francisco było
    dużo znanych, renomowanych restauracji, ale nie bywała w nich, a zatem jej
    133
    R
    L
    T
    wiedza na temat ekskluzywnych lokali była poważnie ograniczona. Po chwili
    zorientowała się, że jadą w kierunku autostrady wijącej się wzdłuż nabrzeża, a
    więc za miasto.
     Cole... to dość daleko, prawda?  powiedziała z wahaniem, a w jej
    głosie brzmiała obawa.
     Nic się nie martw.  Obrzucił ją pełnym admiracji spojrzeniem, w
    którym czaiło się pożądanie.  Obiecuję ci, że kolacja będzie warta tej drogi.
    Restauracja położona była wysoko na klifie, z którego roztaczał się
    naprawdę niezwykły widok. W dole olbrzymie fale roztrzaskiwały się z
    hukiem o skały. Cole zaparkował samochód, obszedł go od tyłu i podał Robin [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl