logo
 Pokrewne Indeks00000215 Konopnicka O krasnoludkach i o sierotce MarysiCourths Mahler Jadwiga Moja kochana dziewczynajames L. Halperin The First Immortallib_0365Linux Newbie Administrator GuAlan Burt Akers [Dray Prescot 04] Swordships of Scorpio (pdf)Debbie Macomber KwiecieśÂ„ w San FranciscoAnthony Evelyn Nasionko tamaryndowcaHolly Lisle Vengeance Of DragonsJames P. Hogan The Multiplex Man (BAEN)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl



  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    został doszczętnie zniesiony przez hrabiego Brodacza Pancernego. Rzekomą królewnę pojmano żywcem i
    odstawiono pod eskortą do stolicy, gdzie wydano ją Jego Królewskiej Mości Padelli I.
    W i a d o m o ś c i U n i w e r s y t e c k i e. - Wczoraj na tamtejszym uniwersytecie wypowiedział mowę
    doktorską po łacinie pan Incognito. Rektor uniwersytetu, dr Omniscino, wyraził mu największe swe
    zadowolenie i obdarzył go najwyższą odznaką akademicką - drewnianą łyżką.
    - Ach, co mnie to wszystko obchodzi! - rzekł Lulejka z oznakami najgłębszego wzburzenia.
    - Chodzcie ze mną, dzielny kolego Paliwodo i wy, nieustraszony kolego Bałaguło. Odsłonię wam
    tajemnicę, która w zdumienie wprawi wasze dusze!
    - Zmiało, koleżko! - zawołał zapalczywy kolega Paliwoda.
    - Gadajże, co masz gadać! - wykrzyknął rubasznie kolega Bałaguła.
    Trudno opisać królewski gest, którym Lulejka powstrzymał te oznaki poufałości koleżeńskiej, które teraz
    nie były już na miejscu!
    - Przyjaciele moi - rzekł do nich dobrotliwie - nie będę dłużej taił przed wami prawdziwego mego
    nazwiska. Nie jestem kolegą Incognito, za jakiego mieliście mnie dotychczas, ale ostatnim potomkiem
    królewskiego rodu...
    - Wiem, wiem, atavis edite regibus, stary druhu - przerwał Paliwoda, ale jeden błysk królewskiej zrenicy
    nakazał mu milczenie i zmusił do pochylenia czoła w głębokim uszanowaniu.
    - Przyjaciele - ciągnął dalej książę - jam jest królewiczem Lulejką, jedynym prawym władcą państwa
    paflagońskiego... Podnieś się, Bałaguło, nie klękaj że w miejscu publicznym. I ty nie padaj mi do nóg,
    poczciwy mój Paliwodo!... Zdradliwy stryj, gdym dzieckiem był nieletnim, pozbawił mnie i tronu, i korony,
    jak Hamleta, nieszczęsnego księcia Danii. Chował mnie wśród pustych uciech, a jeśli pomyślałem kiedy o
    wyrządzonej mi krzywdzie, to mnie zwodził i córkę swą, księżniczkę Angelikę, obłudnie przyrzekał dać za
    żonę. Skradziony tron i ojców mych koronę w dzień mych zaślubin miałem dostać w wianie! Kłamstwo za
    kłamstwem padało z jego warg chytrych, jak chytre było jego starcze serce. Ach, fałszem były jego
    obietnice, fałszem była Angeliki dusza, fałszem miłość jej i uroda. Bulbo, głupkowaty następca tronu
    Krymtatarii, w jej zezowatych oczach znalazł łaskę. Ja zaś zwróciłem me książęce serce ku skromnej
    Rózi, służebnej na dworze, która, jak właśnie gazeta podaje, jest zaginioną królewną Różyczką,
    spadkobierczynią prawą Krymtatarii. Anielska dusza mojej ukochanej światlejsza jest od świetlnych
    blasków słońca i czystsza od drżącej kropli rosy. O niej wciąż myślę we śnie i na jawie, do niej należy
    serce me i dusza, bowiem nie znajdę piękniejszej nad nią, cnotliwszej, skromniejszej, łagodniejszej...
    itd., itd.
    Nie powtarzam całej przemowy Lulejki, gdyż była bardzo długa. Wprawdzie panowie Paliwoda i Bałaguła
    słuchali jej z ogromnym zajęciem, ale zapewne dlatego, że nie znali wszystkich wypadków zaszłych na
    dworze królewskim. Wam powtarzać ich nie będę, bo znacie je już dokładnie, powiem wam tylko, że
    Lulejka po skończonej przemowie zaprowadził kolegów swoich, przejętych zarówno niespodziewanymi
    wiadomościami, jakich im książę udzielił, jak też i świetną wymową Lulejki, do swego pokoiku, w którym
    tak pilnie rok cały przesiedział nad książkami.
    Na biurku jego, jak zawsze, leżała torebka Czarnej Wróżki. Lulejkę zastanowiło zaraz, że jest nadmiernie
    wydłużona. Szybko ją otworzył i - o dziwo! Z torebki wysunął się przepyszny miecz obosieczny ze złotą
    rękojeścią, w aksamitnej pochwie, na której czerwonym tle widniał złoty napis:
    ZA CZEZ I %7Å‚YCIE KRÓLEWNY RÓ%7Å‚YCZKI!!!
    Lulejka pochwycił miecz, a gdy przeciął klingą powietrze, cały pokój zajaśniał od oślepiającego blasku. -
    Za cześć i życie królewny Różyczki! - wykrzyknął z zapałem, a obaj koledzy powtórzyli za nim jak echo: -
    Za cześć i życie królewny Różyczki! - lecz nie hałaśliwie jak dawniej, tylko z należytym umiarkowaniem i
    szacunkiem. W tej chwili kufer, wyładowany książkami Lulejki, westchnął i podskoczył usiłując zwrócić na
    siebie uwagę, a gdy Lulejka podniósł wieko, oczom jego ukazał się wspaniały hełm rycerski z zamkniętą
    przyłbicą, zdobny w złotą koronę i pióropusz ze strusich piór; dalej złoty pancerz i złote ostrogi, słowem -
    całe uzbrojenie wojenne. Wszystkie książki zniknęły jak kamfora. Zamiast grubych słowników leżały w
    głębi kufra wojskowe buty z ostrogami i napisem: "W. P. Porucznik Bałaguła" i "W. P. Porucznik
    Paliwoda". Dla każdego z nich znalazł się doskonale dopasowany mundur oficerski, hełm i miecz, szabla i
    pancerz. Wszyscy trzej młodzieńcy szybko wdziali zbroje i jeszcze tego samego wieczora dosiedli koni
    (których również dostarczyła im torebka) i galopem wyjechali z miasta Studentopolis, nie poznani ani
    przez pedela uniwersyteckiego, ani nawet przez stróża miejskiego, któremu na myśl nie przyszło, że
    wspaniali ci rycerze są skromnymi słuchaczami uniwersytetu, panami: Incognito, Paliwodą i Bałagułą.
    Dojechawszy do miasteczka na granicy Krymtatarii, rycerze nasi zatrzymali siÄ™ na popas i uwiÄ…zawszy
    konie u żłobów weszli do gospody. Właśnie zapijali piwem skromny posiłek, złożony z chleba i sera, gdy
    do uszu ich dobiegł dzwięk bębnów i trąb. Ku granicy Krymtatarii zmierzał hufiec wojska. Wkrótce plac
    przed gospodą zapełnił się żołnierzami. Jego Królewska Mość wychylił się z balkonu i rozeznał z radością
    paflagońskich żołnierzy powiewających paflagońskimi sztandarami i wygrywających narodowy hymn
    paflagoński.
    %7łołnierze zapełnili wkrótce całą gospodę. Lulejka rzucił okiem na ich dowódcę i zawołał:
    - Kogóż ja widzę? Nie, nie, to niemożliwe! Ależ tak, to on, mój zacny, stary przyjaciel, dzielny kapitan
    Zerwiłebski! Czyżbyś, kochany, stary weteranie, nie poznał dzisiaj księcia Lulejki? Wszakże na dworze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl