[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzała go na wylot. Obawiał się Rudolfa, więc wysłał ten list, by go zupełnie
unieszkodliwić. Myślał, że jest sprytny, ale tym razem ruch był chybiony. Ale
jego przewrotność oburzała ją i przerażała jednocześnie. Tymczasem zbliżyły się
do leśniczówki, a leśniczy, słysząc turkot kół powozu, wyszedł na próg ze swoim
nieodłącznym, pociesznym jamnikiem. Ryszarda poprosiła woznicę, by się za-
trzymał i rzekła wesołym tonem:
Przedstawiam panu, panie leśniczy, naszego gościa, pannę Gretę Kraft i
zwróciła się do Kasi: Droga kuzynko, to jest pan leśniczy Stockmer.
Leśniczy przyjrzał się Kasi swoimi nieprawdopodobnie błękitnymi oczami i
po chwili pojawiła się w nich jakaś mgiełka. Szczebiocząca zwykle Kasia zamil-
kła i na jej policzkach pojawił się uroczy rumieniec. Dziwne rzeczy działy się te-
go wieczora. Nieśmiały, małomówny zazwyczaj leśniczy szybkim krokiem pod-
szedł do powozu i wyciągając na powitanie rękę, uścisnął dłoń Kasi zbyt mocno
chyba, ale z całą pewnością bardzo serdecznie.
Z całego serca witam panią w Herrenfelde, panno Greto Kraft powie-
dział. Mam nadzieję, że spędzi tu pani naprawdę miły czas. Dzięki paniom
Herrenfelde staje się coraz piękniejsze.
Ryszarda nie poznawała tego człowieka, nigdy go takim nie widziała. Zerknę-
ła ukradkiem na Kasię. Po jej buzi znów przemknął rumieniec. Wszystko już
wiedziała, nie potrzebowała żadnych zwierzeń.
Dziękuję za serdeczność, z jaką mnie pan wita szepnęła Kasia jakimś
nieswoim głosem. Czy pan tu mieszka? Tu jest ślicznie i spokojnie. Drzewa
szumią tak kojąco.
R
L
T
To są moi najlepsi przyjaciele. Za żadną cenę nie porzuciłbym ich. Nie
chciałbym mieszkać gdzie indziej. Ten las to moje miejsce, nie chciałbym go po-
rzucić.
Ależ nie musi pan przecież tego robić. Nikt chyba nie wyrzuca stąd pana.
Pański jamnik również wydaje się być zachwycony mieszkaniem w lesie włą-
czyła się Ryszarda.
Leśniczy uśmiechnął się i podniósł psiaka w górę.
Przywitaj się z paniami, Rudzielcu powiedział rozbawiony.
Ale pies nie był tym zachwycony i nie miał najmniejszego zamiaru podpo-
rządkować się poleceniu pana. Podniósł pyszczek, a potem odwrócił go. w inną
stronę, próbując pewnie zignorować obecność w domu gości, którym jego pan
poświęcał podejrzanie dużo uwagi. Dziewczęta zaśmiewały się, widząc co wy-
prawia. Był zupełnie komiczny.
Wstydz się strofował go śmiejąc się leśniczy. Jeszcze panie pomyślą
sobie, że naprawdę jesteś tak zle wychowany a potem postawił go z powrotem
na ziemi. Rudzielec schował się za jego nogami i udawał, że nic się w ogóle nie
wydarzyło.
Pasujemy do siebie skomentował jego zachowanie pan Stock-mer.
Dwa dzikusy i odludki.
Miło tu u pana, panie leśniczy, ale musimy już jechać. Zobaczymy się
wkrótce na kolacji Ryszarda w tej miłej atmosferze zupełnie zapomniała o li-
ście pana Heinego, mówiła teraz głosem, w którym była sama radość życia.
No cóż, skoro panie muszą już mnie opuścić, nie będę zatrzymywał. To
rozstanie nie jest tak ciężkie, do kolacji zostało niewiele czasu rzekł leśniczy i
skłonił się szarmancko.
Odkrywam w panu światowca, panie Stockmer roześmiała się Ryszarda,
która widziała wyrazną różnicę w zachowaniu leśniczego.
Proszę sobie ze mnie nie dworować, panno Kraft odparł, gdy powóz już
ruszał i zawołał za nimi: Do zobaczenia na kolacji.
Gdy odjechały kawałek, Kasia zapytała:
Czy to był jeden z kandydatów do ręki panny Trassberg? Ryszarda odpo-
wiedziała skinieniem głowy.
R
L
T
A czy ma szansę? drążyła temat Kasia.
Nie, chociaż bardzo go lubię.
Wydaje się być miłym, uczciwym człowiekiem i jest taki pogodny, taki
naturalny w głosie Kasi brzmiał jakiś nieznany dotąd ton.
Ryszarda uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Cieszyła się, że przypadli sobie
do serca. Byłaby z nich ładna para. Nie zdradziła się jednak z tym, że rozszyfro-
wała myśli Kasi. Spokojnie odpowiadała jej na pytania dotyczące tego jasnowło-
sego olbrzyma i udawała, że nie widzi zaaferowania przyjaciółki ani też nad-
miernego zainteresowania tym panem.
Zajechały wreszcie przed pałac, przywitały się z panią Wesemann i czym
prędzej pobiegły na górę, żeby wreszcie móc otwarcie porozmawiać.
Znalazłam się w nie lada opałach powiedziała Ryszarda, gdy zostały
same. Dwóch z tej trójki nie chcę, a ten, którego pragnęłabym, strajkuje.
Cóż to znaczy? Nie rozumiem.
Nie chce być manipulowany i nie chce się żenić dla majątku, po prostu dla
zasady nie chce panny Trassberg . Gwiżdże na majątek i na pannę dziedziczkę.
Poprosił mnie nawet, bym ją jakoś oględnie o tym zawiadomiła i usprawiedliwiła
go, bo to przecież nie o nią personalnie chodzi, tylko o pewne zasady, którym on
się nie chce sprzeniewierzyć. Ot, cała prawda.
Kasia padła na łóżko i zaczęła lamentować.
To fenomen, że tacy mężczyzni jeszcze istnieją. Ależ oni potrafią wszyst-
ko skomplikować. On nie chce, a ty pewnie bez niego żyć nie możesz. To ładna
historia.
- Zakochałam się w nim, Kasiu, od pierwszego wejrzenia, już na dworcu.
To poszło tak szybko, że nawet nie wiem kiedy. Jeżeli go nie dostanę, to mam w
nosie cały ten spadek powiedziała Ryszarda z egzaltacją.
Na Boga! westchnęła Kasia. Opanuj się, Ryszardo. To byłaby zupeł-
na lekkomyślność, to byłaby wręcz nieodpowiedzialność.
Nazywaj mnie Katarzyną nawet wtedy, gdy jesteśmy same. Potem wszyst-
ko ci się pokręci i całe nasze starania pójdą na marne. A poza tym nie mów mi,
że coś jest niemądre. To naprawdę nie jest teraz ważne czy to jest lekkomyślne,
czy też nie. Jeśli on mnie nie zechce, będę musiała zrezygnować z dziedzictwa i
R
L
T
tyle. Za dyrektora Heinego na pewno nie wyjdę za mąż, wolę biedę klepać do
końca życia. Pozostaje tylko wiara w cud. Jeszcze nic nie jest przesądzone.
Rozumiem, że mówisz cały czas o panu zarządcy. A co z leśniczym? w
oczach Kasi czaił się niepokój.
Już ci mówiłam, że lubię go, ale nie chcę wychodzić za niego za mąż.
A czy on liczy na to, że dziedziczka jego wybierze? Kasia kon-
sekwentnie rozpoznawała sytuację.
Ryszarda nie mogła się nie roześmiać na podobne pytanie.
Głuptasku powiedziała. On w ogóle o tym nie myśli. To skromny
człowiek, nie bierze nawet pod uwagę, że wybór mógłby paść na niego. Jest
wręcz przekonany, że ten kąsek dostanie dyrektor Heine. Leśniczemu też nie
opowiada taki ożenek. Pod tym względem nie różnią się wiele z panem Rudol-
fem. Ten jasnowłosy olbrzym jest bezradny jak dziecko, Kasiu, lęka się tego wy-
boru i czeka niecierpliwie, żeby to się wreszcie skończyło, żeby panem tego do-
mu został pan dyrektor i żeby życie znów popłynęło zwykłym nurtem.
A ten dyrektor? Co to za człowiek? Nie darzysz go, widzę, zbytnim sza-
cunkiem i sympatią.
To jest, moja droga, prawdziwie perfidna natura. Brakuje mi słów, by wy-
razić podłość tego człowieka. Na dodatek kocha pieniądze i władzę. Próbuje też
dopomóc losowi. Przeczytaj ten list to mówiąc Ryszarda podała Kasi list od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]