logo
 Pokrewne IndeksBeaton M.C. Hamish Macbeth 02 Hamish Macbeth i śmierć łajdakaCrownover Jay Zaryzykuj ze mną 02 Zaryzykuj miłośćCabot Meg Papla 02 Papla wielkim mieście186. Macomber Debbie Pora na romans 02 Pora na ślubSmith Ready Jeri [Aspect of Crow 02] Voice of CrowStar Wars Black Fleet Crisis 02 Shield of Lies Michael P Kube McDowellEssentials of Maternity Newborn and Women's Health 3132A 02 p021 041Andi Marquette [Far Seek Chronicles 02] A Matter of Blood (pdf)Harrison Harry Bill Bohater Galaktyki 02 Na planecie zabutelkowanych mĂłzgĂłwMargit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (02) Blask twoich oczu
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lafemka.pev.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    przebrnąć jeszcze przez rozmowy z kilkoma osobami, które niczego nie wiedziały, aż wreszcie
    trafiła na właściwego człowieka. Wprawdzie usiłował spławić ją obietnicą, że Rawley do niej
    zadzwoni, ale Jenny uparła się i w końcu ktoś poszedł go poszukać.
    - Mama? - zaczął Rawley ostrożnie. - Coś się stało?
    - Nie. Słuchaj... - Poczuła ulgę. Tyle miała mu do powiedzenia, ale teraz nic nie przycho-
    dziło jej do głowy. - Wróciłam wcześniej i chcę z tobą porozmawiać.
    - No dobra, ale tracę mecz - uprzedził.
    - To wracaj na boisko. Przyjadę jutro.
    - Aha... dobra - mruknął, jakby miał na głowie inne sprawy.
    Jenny odłożyła słuchawkę. Była wyczerpana, musiała usiąść. Opadła na kanapę i oparła
    głowę na dłoniach. Serce jej waliło, jakby właśnie ukończyła maraton. Rozkosze macierzyń-
    stwa. Człowiek robi się przewrażliwiony, a dzieci kompletnie nie zdają sobie z tego sprawy!
    Zadzwonił telefon. Jenny aż podskoczyła.
    - Halo? - Na myśl o tym, że to Hunter, w jej głosie zabrzmiała radość. Co za głupota!
    Wiedziała, że to niemożliwe.
    Cisza. Nasłuchiwała. Wydawało się, że ktoś się połączył, ale nie słychać było nawet od-
    dechu. Troy. To imię cisnęło się jej na usta, ale milczała. Znów ogarnęło ją upiorne uczucie,
    jak na lotnisku. Powoli odłożyła słuchawkę i patrzyła na nią, aż oczy zapiekły ją od łez.
    Boże, niech Hunter zadzwoni.
    Ale wiedziała, że nie ma na co czekać.
    *
    Samolot uderzył mocno o pas i skoczył do przodu, jakby miał wystartować w kosmos.
    Niezbyt miękkie lądowanie, pomyślał Hunter. Kobieta siedząca obok niego chwyciła się kur-
    czowo za gardło i wydała stłumiony okrzyk. Hunter trzymał się mocno poręczy fotela i próbo-
    wał nie myśleć o tym, że Jenny od niego uciekła.
    Mogłoby to być nawet zabawne, gdyby go tak nie rozwścieczyło. Podwinąłby ogon pod
    siebie i zniknął, zapominając o całej sprawie. Zwykle nie przejmował się za bardzo takimi rze-
    czami. Zwykle też trzymał się z dala od kobiet, z którymi nie mógł się dogadać. W tym wypad-
    ku jednak miał problem.
    W jego ciągle zmieniających się układach z Jenny Holloway nic nie było normalne. Te-
    raz musiał gonić za nią i przełykać afronty jak idiotycznie zakochany szczeniak, który nie
    może zostawić jej w spokoju. Dlaczego? Bo obiecał Allenowi Hollowayowi, że będzie ją chro-
    nił!
    Uderzył pięścią w poręcz, na co jego sąsiadka znów zapiszczała ze strachu.
    - Kiepski lot - mruknął, ale kobieta tylko patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
    Należała do najgorszego gatunku panikujących pasażerów, a ponure myśli i posępny nastrój
    Huntera nie poprawiały sytuacji.
    Zastanawiał się, czy ruszyłaby powieką, gdyby kilka razy pomachał jej dłonią przed no-
    sem. Wyglądała jak zahipnotyzowana. Tylko ciche miauknięcia wyrażające przerażenie
    świadczyły o tym, że żyje.
    Z przyjemnością wysiadł w końcu z samolotu i przepychał się, lawirując w tłumie, do
    wyjścia. Owionęło go wilgotne powietrze. Odetchnął głęboko, ale miał wrażenie, że się dusi,
    poza tym był rozdrażniony, jakby czuł każdy nerw. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze tak niedaw-
    no, dręczony depresją i znudzeniem, zastanawiał się, czy życie w ogóle ma jakiś sens. Ha! Te
    lata minęły. Przez chwilę poczuł ukłucie tęsknoty. Odrętwienie było lepsze od bolesnych do-
    świadczeń.
    - O, do diabła - mruknął. Wcale nie. To, co przeżywał teraz, graniczyło z torturą. Ale i
    tak nie rozumiał, dlaczego, na Boga, było to takie ważne.
    Złamał podstawową zasadę: związał się z kimś spoza własnej klasy społecznej. Z bogatą
    kobietą.
    A teraz musi ją znalezć, wymyślić jakieś kiepskie wytłumaczenie, dlaczego tu przyjechał,
    a potem chronić ją przed niebezpiecznym eksmał-żonkiem.
    Zacisnął pięści. Otrząsnął się. Pora zdecydować, czy najpierw szukać Jenny, czy spraw-
    dzić, co się dzieje z Rawleyem. Jenny to prawdziwy problem. Rawley w porównaniu z nią to
    kaszka z mleczkiem.
    - Niech to wszyscy diabli - syczał, idąc do swojego dżipa.
    Od Puerto Vallarta dzieliło go zaledwie kilka godzin, ale wydawało się, że minęły wieki.
    *
    Seks zaostrza apetyt, pomyślał Troy z satysfakcją. Wbił zęby w żeberka. Ze środka wy-
    płynął czerwony sok. Czerwony. Jak bluzka blondyneczki.
    Miała na imię Dana i zaprosiła go do swojego domku na jednym z tańszych przedmieść
    Houston. Poczciwa Dana miała spore doświadczenie i nie dziwiły jej żadne jego zachcianki.
    Im bardziej obrzydliwe, tym lepiej . Nawet ją to rajcowało!
    Przez dobre parę godzin szaleli w najlepsze, ale kiedy zapadła sobotnia noc, Troy miał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl