[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozumiem. No cóż zaczął dyrektor wiele tego nie będzie, choć Zawidzki pracował u nas bli-
sko piętnaście lat. Miał za sobą studia rolnicze oraz staż dziennikarski w województwie wrocławskim. Do-
bry i zdolny pracownik. ale... okien przy nim nic trzeba było zamykać nie orzeł, nie poleci, jak to się po-
pularnie mówi. Za to świetny organizator i wolę miał żelazną, można by nazwać to ambicją... Parł do przodu
jak czołg. I tak dorobił się funkcji kierownika dużej samodzielnej redakcji; został również członkiem kole-
gium redakcyjnego. Jak wysoko mierzył, nie wiem; może polował już na mój fotel? Za dwa lata wybieram
się na emeryturę, droga byłaby otwarta. Czy by się na to nadawał? No... funkcja dyrektora w tego rodzaju
przedsiębiorstwie wcale nie jest łatwa, niech mi pan wierzy. Tak zwane środowisko twórcze" jest bardzo
zróżnicowane; co krok to wygórowane ambicje, zawiść, konkurencja... Tu ścierają się ze sobą różne aspek-
ty, sprawy prywatne, walka o stanowiska, o honoraria, nagrody, premie, wyjazdy zagraniczne itp. A dyrek-
torowi nieraz trudno wyznać się" w tym wszystkim i ocenić ludzi tak, jak nu to zasługują.
Miał pan dyrektor podobne kłopoty z Zawidzkim? zainteresowałem się. Przytaknął. ' Coś w
tym rodzaju. Wic pan, do pasji doprowadzają mnie ludzie, którzy nic uznają żadnych mierników porównaw-
czych i nic potrafią odróżnić drobiazgów od rzeczy ważnych i istotnych. Wszystko oceniają z jednej per-
spektywy. A Zawidzki był właśnie tiki.
Może jakiś przykład?
Oczywiście. Niech pan posłucha. Jeden z redaktorów tzw. prowadzących" w redakcji Zawidzkiego
przygotowywał do druku pewną książkę, która pod względem merytorycznym została opracowana ..na zle-
cenie" przez kogoś z zewnątrz. Nasz redaktor stwierdził szereg niedociągnięć w opracowaniu tego tytułu i
zgłosił to Zawidzkiemu. czym naraził mu się śmiertelnie, ponieważ, juk się potem okazało, reduktorem z
zewnątrz był znajomek Zawidzkiego. Jako kierownik, Zawidzki zaczął stosować takie szykany w stosunku
do tego sumiennego pracownika, że dla świętego spokoju przeniosłem gościa do innej pracy, może nawet i
lepszej. Do dziś dnia jestem jednak wściekły na siebie, że nic zareagowałem wtedy mocniej wobec Zawidz-
kiego. Ale wie pan, jak to jest: nie chciałem wprowadzać do instytucji niezdrowej atmosfery podniecenia i
wojny podjazdowej.
Czy pan dyrektor stykał się z Zawidzkim na terenie towarzyskim?
Nic. nigdy, nic znam nawet jego żony: słyszałem, że była ostatnio w szpitalu, szczegółów jednak
nie znam.
A nie dotarły do pana jakieś pogaduszki na temat męsko- damskich spraw redaktora?
Owszem, dotarły, ale tym to już naprawdę nie chcę się. zajmować. Myślę, że sekretarz redakcji po-
informuje pana porucznika bardzo szczegółowo w tej materii. I dyrektor uśmiechnął się znacząco, co mnie
trochę speszyło. Po chwili jednak spoważniał:
A co się właściwie dzieje z żoną Zawidzkiego, czy możemy jej w czymś pomóc?
Na razie w niczym jej pomóc nic można. Doznała szoku i przebywa w klinice, pod dobrą opieką. A
propos, może pan dyrektor wic coś o krewnych czy przyjaciołach Zawidzkiego?
Nie. On nic należał do ludzi, którzy lubią o sobie mówić. Przypadkowo znam jedynie jego przyja-
ciela z tal dziecinnych, Zygmunta Krzyckiego; po prostu jako pracownik PAP-u współpracuje z nami od
czasu do czasu. Zawidzki chciał go nawet przeflancować do swojej redukcji. Krzycki jednak odmówił, mo-
tywując żartobliwie, że nic ma ochoty zmieniać przyjaciela nu zwierzchnika.
Na biurku dyrektora rozdzwoniły się telefony, spojrzał na mnie znacząco.
Czy jeszcze w czymś mogę panu pomóc, panie poruczniku?
Prosiłbym o przydzielenie m: jakiejś klitki, gdzie mógłbym swobodnie przesłuchiwać personel oruz
o udostępnienie akt personalnych, a także dokumentów redakcyjnych. Będę musiał również dokładnie spe-
netrować pokój redaktora Zawidzkiego.
Bardzo proszę zaraz sprowadzimy tutaj sekretarza redakcji, aby się panem zajął powiedział dy-
rektor.
No i wyobraz sobie, za chwilę do pokoju wmaszerowała zamaszyście postawna brunetka około trzy-
dziestki, uczesana na paziu, w sportowych półbutach, szerokiej spódnicy midi" koloru miodu i w brązo-
wym golfie, opinającym kształtne piersi. Twarzy nie miała może pięknej, ule regularne rysy, wyraziste, po-
dłużne, szare oczy i skore do uśmiechu usta. Jednym słowem całość miła dla oka.
Ty wracaj lepiej do tematu, bo do wieczora nie skończysz uśmiechnął się Roszczyk.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]