logo
 Pokrewne IndeksEwa wzywa 07 131 Frey Danuta Fiat z placu TeatralnegoKaflińska Jadwiga Ewa wzywa 07... 107 Magiczny papierekWiktorowski Wojciech Ewa wzywa 07... 130 Na skraju niĹźuFoley Ewa Powiedz Ĺźyciu Tak!. Poradnik dobrostanuBerberyusz Ewa Glos z GulaguBaglaj Ewa BroszkaSarah Winn The Silver HeiressMonroe Lucy Serce milionera lMoscone Felice PrzypowieśÂ›ci z kośÂ„ca wiekuIan R. MacLeod The Light Ages
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lorinka.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Tylko japatrzyłamprzez okno.
    Innigoście pensjonatu, zajęci swoimi sprawami, nie zauważyli jej nieobecności.
    Zresztą, kogo miałaby obchodzić Królowa Zniegu,która wypadła z sań?
    Szminka w kolorze cyklamenu
    Już jesień - pomyślała, patrzącw lustro, w którym zatrzymał się promień
    słońca.
    Oświetliłjej twarz, potemskręcił gdzieśpod umywalkę i schował się pod małydywanik.
    Przydepnęła go nogąw szerokim kapciu,którego kiedyśnie użyłaby nawet do zabicia
    muchy.
    Nie ze względu na miłość do much, tylko obrzydzenie, jakim napawały ją takie
    właśnie,
    deformujące stopy kapcie.
    Kiedyi dlaczego,u licha, je kupiła?
    - zaczęła się zastanawiać, ale nic rozsądnego nie przychodziło jejdo głowy.
    Zbliżyła twarzdo szklanej tafli, naktórej od razupojawił się maleńki obłoczek
    pary.
    Nie starła go ręką,bo w niczym jej nie przeszkadzał.
    I tak widziała zbytdokładnie swojątwarz - z siateczką zmarszczek wokół oczu i przy
    nosie.
    Zmatą, czarną naroślą, którądermatolog już dawno zakwalifikował do usunięcia,z
    niewielkim śladempo ospie, niegdyś tak rozczulającym jej pierwszego kochanka.
    Spojrzała na swoją szyję pokrytą brązowymi piegami, pamiątką po ostatnim
    nierozważnym lecie, kiedy jeszczeumiała się śmiać, pragnąć i pożądać.
    Wszystko razem - twarz iszyja - wyglądało żałośnie.
    Jednak nie potrafiła oderwaćoczu od błyszczącej tafli lustra.
    Odwrócić się, wyjść.
    140
    A gdyby tak uderzyć w nie pięścią, pogruchotać namałe kawałki?
    Może wtedydoznałaby ulgi, może wtedy.
    Ale to przecież "jego" lustro,w drogich ramach,z porządnego szkła.
    Jejwłasna była tylko starzejącasię twarz.
    Próbowała wywołać na niej uśmiech, jednak ustaułożyły się w jakiś grymas.
    Chwyciłaszminkę stojącąna "jego" umywalce i zaczęła malować półotwartew
    krzywym
    uśmiechu wargi.
    Ostro zaznaczone kontury nadały twarzy nowywyraz.
    W lustrze ukazałasię postać obcej kobiety, twardej,zdecydowanej, która mówiła:
    Musisz
    tozrobić!
    Uderz, no, uderz!
    Odsunęła nabok flakoniki z perfumami, kremyw zielonych pudełkach.
    Ale ręka zwinięta w pięśćzatoczyła tylko jakiś krąg.
    Zamiast uderzyć, musnęła jedynie lustrzane szkło.
    Sięgnęłapo wacik kosmetyczny, starła w pośpiechu czerwoną szminkę.
    Teraz twarz była znowu zwyczajnie stara, pozbawiona siłyi energii.
    Opróczbrzydoty zobaczyła w niej tylko takdobrzeznanystrach- przed
    mężczyzną, z
    którym kiedyś wymieniła ślubne obrączki, przed tym, co stanie się jutro albo pojutrze,
    przed życiem pozbawionym sensui radości.
    To właśnie strach zatruwał jejciało i duszę.
    Patrząc w lustro, próbowałaustalić, kiedy się zjawił.
    To było w tym dniu, kiedy zdała sobie sprawę, żejest krzesłem.
    Zwyczajnym meblem, ani szczególniecennym, anioryginalnym, łatwymdo
    przestawianiai
    banalnie prostym - oparcie, siedzisko i cztery nogi.
    Jest, a nieistnieje.
    Od kiedy stała się krzesłem, nie czuła takpodniecającego kiedyś drżenia ciała,
    owej tajemniczej mowy
    kochanków.
    Była jak wysiedziany materiał, bez żadnej niespodzianki.
    Wiedziała, że krzesłonie może się zbuntować.
    Boczy ktoś widział zbuntowane krzesło?
    Jej łzy też byłyzwyczajne - zpowodu bólu głowy, fizycznej niemocy, a oczy
    straciłydawny
    blask,jak tkanina na meblu.
    Jeszcze nie chciała się z tym pogodzić, pisała pełne rozpaczy listy,
    którenatychmiast zwijała w małekulki i dla pewnościdarła na drobne kawałeczki.
    Jużniewkładała do kieszeni jego marynarki karteczekz wykaligrafowanym "Kocham
    cię".
    Zrezygnowała zjedwabnej bielizny ze sztywną koronką,upychając jąna dnie szuflady.
    Krzesło w falbankach?
    To jakaś bzdura, rozpaczliwy kicz.
    Chwyciła znowu cyklamenową szminkę.
    Niedawno, szukając w jegokieszeni dowodu rejestracyjnego,odkryła, że taką samą
    kupiłswojej kochance.
    Kiedyspytała, kogojeszcze chce obdarowaćtakim samymprezentem, wzruszył tylko
    ramionami.
    Nie będzieprzecież prowadził dialogu z krzesłem, pomyślała.
    I nie ponowiła pytania.
    Niedawno czytała powieść amerykańskiej pisarki.
    Nazwiskanie pamiętała.
    W pamięci utkwił jej tylkofragment o mężczyznie,który kupił kochance nocnąkoszulę
    z
    koronki, a żonie żelazko.
    Apotem pomyliłprezenty.
    I ta żona cieszyła się jak idiotka.
    Aon siedział wściekły,bo nie mógł sobie darować pomyłki.
    Kiedy ostatniraz byli w restauracji?
    Nie potrafiłasobie przypomnieć.
    Zwykle wracał pózno, jadł coś ciepłego,krzywiącsię przy tym, jakby danie go
    parzyłoalbo
    napawało obrzydzeniem,i czytał gazetę.
    Ona siedziałanaprzeciwko i czekała, żeby się odezwał, zapy.
    142
    tał o cokolwiek.
    Z przodu ściana, z tyłu ściana, w środku gazeta.
    - A może by tak podejść,pomachaćmuprzed oczami ręką i spytać jak kiedyś:
    "Boisz
    się wilka?
    "Bardzolubili tę dziecinną zabawę.
    On tak śmiesznie machałrzęsami, na dowód, że się boi, albo krzyczał, żewcale się
    nie
    boi i zaraz pokona grozne zwierzę.
    Rzucałsię na nią, próbował obezwładnić, apotem długo całował.
    - Zrobię to, muszęsię przekonać, czy to jeszczenaniego działa.
    Wiele razy próbowaławstać, podejść,pomachać przed oczami schowanymi za
    gazetą, alew
    końcu uznała, że tożałosne.
    Zaraz usłyszy: "Wariatko, co robisz?
    Czy we własnym domu nie można już spokojniepoczytać?
    " - Akcent jak zwykle położy na wyrazie "własnym", potemObrazi się, pójdzie do
    gabinetu, do sypialni,gdziekolwiek, byle dalej.
    Kiedy ostatnioprzyglądała musięuważnie,w ostrym świetle
    halogenowejżarówki,zauważyła, żezaczął mocno siwieć, od czubka głowy, nie na
    skroniach,
    jak inni.
    Ale on pod każdym względem był kimśwyjątkowym,a ona była tylko zwykłą, głupią
    starą
    babą, której nie zostawia się z litości,ale niepieprzy nawet zobowiązku.
    Zresztą, poco?
    Niedawno słyszała, jak opowiadałkumplowi przez telefon: "Wiesz, mam świeżą dupę.
    Dobra jest i dyspozycyjna".
    Narysowałanowy kontur ust.
    Znowu spojrzaław lustro.
    Szminka rozmazała się, pogrubiając nienaturalnie wydatne wargi.
    - Muszętozetrzeć - mówiła do pustych ścian, nerwowo szukała wacika, potem
    kremu.
    Ale usta ciąglebyły rozmazane.
    Szybciej!
    Zaraz wróci i powie: "Nawet umalowaćsię nie potrafisz!
    " A potem zacznie sięjej przyglądaćmałymi oczami krótkowidza.
    Nienawidziła, kiedy tak na nią patrzył, jakby byłabrudna.
    Instynktownie wycierała policzek, chcąc usunąć niewidoczną sadzę.
    "Starzejesz się - mówił wtedy.
    - To chybata nowazmarszczka daje taki cień.
    Wiedział, jaknie znosiła mentorskiego tonu, więcz upodobaniem wygłaszał
    swoją
    tyradęna temat kobiet, które wchodząw smugę cienia, ich nieusprawiedliwionych
    seksualnych apetytów.
    "To jest bulimiawieku starczego" - śmiał się,a brzydki grymaswykrzywiałjego
    twarz.
    Okno łazienki było otwarte.
    Zachłysnęła się słodkim powietrzem, rozpoznała zapachbiałego kapryfolium.
    Kiedyś kochali się na posłaniu z tych drobnychkwiatów, o nieznanym jej przedtem
    zapachu.
    To dlatego posadziła w ogrodzie ten krzew, kiedyś dorodny,teraz skarlały.
    Przecież już nie kwitnie, więc skądtenzapach?
    Zamknęłaoknoi pochyliła się nad umywalką.
    Czuła, że ją mdli.
    Wypiłałykzimnej wody.
    - To nerwy, tylko nerwy!
    Gdzieś tutaj powinny byćkrople.
    W końcu znalazła małą buteleczkę.
    Piła z namaszczeniem,jakby wierząc, że lek od razu zadziała.
    Znowuspojrzała w lustro.
    Przez chwilę wydawałojej się, że widzitwarz własnej matki, z ustami ułożonymi
    wwężyki.
    I tengrymas wiecznego niezadowolenia.
    144
    Kiedy byładziewczynką i rysowała jej portret, najwięcej wysiłku poświęcała
    ustom. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl