[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pracować dosiadem i nogami, aby zechciał się ruszyć. To ostatnie akurat mu zostało, o
czym zdążyłam się już przekonać.
- Naprawdę? - udałam zdziwienie. Lepiej na tym wyjdę, jeżeli nie przyznam się do
kontaktu ze stadniną Wujka.
- Taaak... - Potarł brodę ręką, jakby coś rozważał. -Naprawdę uczyła panią w
podstawówce?
Zawahałam się. Co jest nie tak z tą historyjką?
- Może to jednak była inna osoba, nazwisko się tylko pani pomyliło. Albo jakaś
zbieżność... Ircia pracuje
51
w szkole od ubiegłego roku. Uczy polskiego. Wcześniej była w Słowie Podlasia".
Aha, dziennikarka. To dlatego ma ten odruch wkładania papierosa za ucho. %7łe też ja
na to nie wpadłam! Ale niby jak, przecież wszystkim przedstawiała się jako pedagog z
powołania, do głowy by mi nie przyszło, że kiedyś mogło być inaczej.
- Niezła posada - wyrwało mi się. - W najpopularniejszym regionalnym tygodniku...
Dlaczego z niej zrezygnowała?
Oj, to chyba za wiele. Przeholowałam z tą ciekawością, jak na początek. Zerknęłam z
obawą na instruktora, ale widać lubił plotkować o znajomych.
- Wie pani, sama nie odeszła. Nie lubili jej w redakcji, bo na wszystkich donosiła
naczelnemu. Kryli się przed nią z różnymi drobnymi grzeszkami, lecz ona i tak zawsze
je wypatrzyła i zaraz biegła podzielić się spostrzeżeniami.
- Za to ją wylali?
- Skąd! Naraziła się administraq'i, walcząc o ujawnienie jakichś machlojek. Podobno
przesadziła w oczernianiu pracowników pewnej instytuq'i samorządowej i nie
zamierzała się z tego wycofać. Chcieli ją podać do sądu za zniesławienie. W końcu
darowali, ale w redakq'i nie, dlatego zajęła się nauczaniem.
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
- Rzeczywiście musiało mi się coś pomylić - przyznałam rację panu z wąsami, kryjąc
zadowolenie. Hm, to, co usłyszałam, stawiało Irenę w zupełnie innym świetle. Cień
podejrzeń przesunął się w stronę poczciwego Józia. Kiedy podglądałam tych dwoje
nad rzeką, ona pewnie pracowała jeszcze w redakcji. Zbierała materiały do
52
artykułu. Czyżby wiedziała coś, czego nie zdradziła nam wtedy na werandzie? Może
dzięki swojej przenikliwości i umiejętności doszukiwania się ciemnych stron w
poczynaniach bliznich pierwsza zwietrzyła, że Józio coś planuje i próbowała go
namówić... Do czego? %7łeby wziął ją do spółki? Jedynie to przychodzi mi na myśl.
Albo, jeśli za kradzieżą Lolity stoi jakaś grubsza afera innego rodzaju, to może
pragnęła nakłonić go do zwierzeń na łamach prasy? Wszelkie reality show" jest takie
modne. Zrobiłaby z nim wywiad o tym, na przykład, jak za pomocą kradzieży cennego
konia odwrócić uwagę mieszkańców od granicy państwa i w ten sposób ułatwić
słynnemu szpiegowi NATO przedostanie się do byłego ZSRR w celu... No nie, co ja
plotę! Wszystkiemu winne to nałogowe oglądanie kryminałów i nieustanne myślenie o
kradzieży. Co za dużo, to niezdrowo. Jaki znowu szpieg? James Bond, część któraś
tam z kolei, czy inny diabeł wcielony? A nawet jeśli założyć taką wersję wydarzeń, to
tajemnicze zniknięcie konia tylko by całą akcję utrudniło. Wszyscy przecież zaczęli
interesować się ścieżkami wiodącymi wzdłuż Bugu w obie strony - do Terespola i do
Kodnia. To na nic. Nawet genialny Bond wolałby działać bez zbędnego zamieszania, a
co dopiero przeciętny wywiadowca. Zresztą Józio, który muchy by nie skrzywdził,
miałby mieć powiązania z takimi twardzielami? W życiu!
Ochłonęłam z przedziwnych wizji dopiero wtedy, gdy usłyszałam polecenie
instruktora:
- Spróbuje pani zakłusować. Na razie anglezowanym.
Lekko wypchnęłam Plinta kolanami. To znaczy tak, że mny koń zerwałby się do
galopu.
53
- A teraz kłus ćwiczebny.
Przestałam unosić się i opadać rytmicznie w siodło. Przywarłam do niego, amortyzując
kołysanie biegnącego żwawo wierzchowca.
- Bardzo dobrze - pochwalił mnie. - Na następny-narożniku wolta w prawo.
Zatoczyłam koło o średnicy sześciu metrów. Ko strzygł uszami. Zaczął żuć wędzidło.
- Taaak... - wyraznie ucieszył się instruktor. Mniej się po mnie spodziewał.
- Gdzie pani do tej pory jezdziła? Już nic nie stało na przeszkodzie, żeby się przyznać.
- W Kostomłotach. U pana... Sacharuka.
Z trudem przypomniałam sobie nazwisko człowieka, którego doskonale znałam, a o
którym mówiło się nie inaczej jak dyrektor - chociaż pegeer od paru lat nie istniał -
albo po prostu Wujek. Prawdziwym wujkiem był tylko dla Filipa. Bratem jego matki,
która zmarła na raka. To dla siostrzeńca pobudował ten piękny, duży drewniany dom,
który służy dziś letnikom. Przy okazji muszę zapytać Filipa, dlaczego w końcu w nim
nie zamieszkał. Nie musiałby dojeżdżać do pracy.
- Tak myślałem, że u Wujka.
A więc i on znał to przezwisko! Ciekawe, czy od Ireny? Ją chyba da się lubić, jeśli ktoś
nie ma uprzedzeń. Dlaczego akurat mnie tak się nie podoba od samego początku?
- Konia mu ostatnio ukradli, tak? Tę kobyłę w prostej linii po Bandosie?
Zesztywniałam w siodle, co natychmiast wpłynęło na moją zdolność amortyzowania
wstrząsów i wybiło mnie prawie na końską szyję. Skąd on wie?!
54
- Czytałem w gazecie. Wczoraj wyszło nowe Słowo". Dzisiaj dopiero kupiłem, do
kiosku stąd daleko.
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
Faktycznie, Wujek wspominał, że dał ogłoszenie. Wyjątkowo szybko się ukazało.
- Ja bym chyba coś wiedział. Zastrzygłam uszami nie gorzej od Plinta.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]