[ Pobierz całość w formacie PDF ]
blisko. Jej skóra drżała i jej tętno biło gwałtownie. Zawsze jego bliskość
niosła dla niej te same konsekwencje. Jeśli byłaby jakakolwiek inna
droga, nie wybrałaby się do niego. Celibat był już i tak wystarczająco
dużym wyzwaniem, bez dodatkowych pokus.
Opuścili miasto i polecieli na północ, lecąc konturem ziemi.
Pozwoliła nocnemu wiatrowi ochładzać jej twarz i łagodzić jej już i tak
zniszczone opanowanie. Właśnie pomyślała o Philipie i tej fance, co
zakłóciło rytm jej skrzydeł. To nie powinno się liczyć. To nie liczyło się.
Z energicznymi ruchami zlokalizowała cel ich podróży. Rustykalna
rama w kształcie litery A domku letniskowego ukazała się. Nagle
zanurkowała, sunąc na ziemię z przodu budynku.
- To jest odrobinę za wydeptaną drogą. Wymamrotał.
Nie odpowiedziała na komentarz. Za to poprowadziła go w
kierunku domku letniskowego. Warknięcie i przyciszone głosy dotarły do
jej uszu nawet zanim otworzyła drzwi.
- Co się dzieje? - Spróbował wsunąć siebie między nią a drzwi.
Przesunęła go samym spojrzeniem. Wysapał, a ona szybko ukryła swój
zadowolony uśmiech. Jej cały potencjał nie był wykorzystany aż do czasu,
gdy złożyła swoje śluby.
Iomar skinął w kierunku sypialni, gdy tylko weszli do domu.
- Szybciej, Mistrzyni. Z nią jest coraz gorzej.
Phillip podążał jej śladem. Wysoki i chudy, Iomar zrobił, ile w jego
mocy, aby wyglądać przerażająco, gdy zablokował wejście. Brenna skinęła
na niego z powrotem, pozwalając Phillipowi wejść do sypialni. Szczupła
młoda kobieta była przywiązana do łóżka mistycznymi sznurami.
Zwierzęce syki i warknięcia uszły jej, gdy zwinęła się, szarpiąc za sznury i
rzucając jej ciemną głową.
- Maris. - Brenna pomalutku podeszła bliżej, niezdolna do skrycia
bólu w jej tonie. Słyszysz mnie kochanie?
Maris przegryzała z mocą sznury, które wbijały się w górną część jej
ciała. Jej oczy lśniły purpurowym światłem, a długie kły przekłuły jej
dolną wargę.
Phillip dołączył do Brenny przy łóżku.
- Jak wiele czasu minęło odkąd się karmiła?
- Myśleliśmy, że lepiej, jeśli ona&
Z przekleństwem na ustach, ugryzł swój nadgarstek i przytrzymał
go ponad ustami dziewczyny. Krew sunęła płynnie po jej języku w
szkarłatnych strumykach. Zajęczała i dyszała, liżąc z zachłannym
zapamiętaniem.
- Gdy tylko zapoczątkuje się przemianę, obowiązuje zakaz
zatrzymywania się. Nie nauczyłeś się niczego podczas czasu spędzonego
ze mną? Odmawianie jej krwi tylko wywołuje drapieżnika na
powierzchnię. Ona staje się coraz bardziej bezwzględna do czasu, aż
znajdzie zródło krwi albo umrze.
Maris zapadła się w łóżko, jej oczy dryfowały na powierzchni. Krew
usmarowała jej usta, a splątane włosy zakryły jeden bok jej twarzy. %7łal
przebiegł przez Brennę.
- Rada pomyślała, że poprzez odmówienie jej krwi spowolnimy
przemianę i dostaniemy więcej czasu, aby&
- Na co? By wyleczyć ją? To nie jest choroba. To jest genetyczna
mutacja. - Wrogość pozostała w oczach Phillipa w kolorze whisky. - Ich
niewiedza niemal kosztowała tę dziewczynę życie. Czy wiesz, kto
spróbował przemienić ją? Są kary za ten rodzaj ataku. Zaprzeczyła, więc
zapytał. Kim ona jest?
- Moją siostrą. - Jej ręce wciąż drżały, ale przejęła kontrolę nad
swoim głosem. Ma na imię Maris. Kiedy będzie trzeba znów ją
nakarmić? Co możemy zrobić, by jej pomóc?
- Wprowadzę ją w rodzaj niewoli snu. To powinno kupić dla nas
trochę czasu. Pomyślałem, że Ciemne Elfy przyklejają się do ich własnego
królestwa. Dlaczego była tu?
- Nie była. Została zaatakowana za murami D Arcy Aiden.
- To nie możliwe. Wampiry nie potrafią z korzystać z waszych
schowanych portali.
- Wiem. - Odetchnęła postrzępionym westchnieniem. Gdzieś tam
jej część płaszczyła się.
Potrząsnął głową, oddalając się od niej.
- Oczekujesz, że wyjaśnię to?
Nie miała pewności czy drżenie w jego głosie było niedowierzaniem
czy rozbawieniem.
- Dlaczego do kurwy powinienem troszczyć się tym, co wydarza się
któremukolwiek z twoich bliskich? Twój rodzaj potraktował mnie tylko z
pogardą i arogancją.
- To nie jest prawda. - Przełknęła ślinę. %7ływiołowi potraktowali
cię zle. Zostałeś przywitany przez kogoś z mojego rodzaju.
- Zostałem ośmieszony przez kogoś z twojego rodzaju, nic więcej,
oni uśmiechali się szyderczo.
Oblizała usta.
- To nie jest o tobie ani o mnie. Wampiry są& traktują brutalnie
nasze kobiety.
Spojrzał na Maris przez długi moment zanim przemówił jeszcze raz.
Jakby wywołana przez jakąś niezaprzeczalną siłę, Brenna wsunęła się do
jego umysłu. Zapewniała samą siebie, że nie będzie. Dlaczego ten temat
wywoływał u niego tyle goryczy? Pozwoliła sobie na nie więcej niż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]