[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wracajmy do pracy. Straciliśmy już za dużo czasu.
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
Kilka godzin pózniej Sasha siedziała w kolorowym, zagraco-
nym saloniku i masowała stopy, z których przed chwilą zdję-
ła za małe buty.
-Teraz wiem, jak się czuje balerina po występie. Przestań
się kręcić. Usiądz i pogadajmy! - krzyknęła. - Po co myć ok
na od środka, skoro jest zima i są brudne na zewnątrz?
Faylene odstawiła spray do szyb.
Jak tylko się ociepli, wypoleruję wszystkie z obu stron. Masz
ochotę na mrożoną herbatę?
Chętnie. Nalejesz nam obu? Jest w lodówce.
Sasha rozparła się wygodnie na poduszkach i ułożyła nogi na
sofie. -I przynieś ciasteczka! - zawołała za przyjaciółką. Po-
pijając orzezwiający napój, obie kobiety przeszły do konkre-
tów. Faylene poprawiła delikatnie dłonią fryzurę a la Dolly
Parton, upewniając się, czy misterna, wylakierowana budow-
la nadal się trzyma bez zarzutu. -I co ona na to?
-Lily? Trudno wyczuć. Może ty z niej coś wyciągniesz,
bo mnie się nie udało.
S
R
To przez to, że ciągle tylko wypełnia setki druków urzędo-
wych. Mnie też nigdy nic nie mówi, a ostatni raz sprzątałam
u niej rok temu.
Jedyne, czego się od niej dowiedziałam, to że skończyła
Wharton. Jej ojciec prawdopodobnie jest wysokiej rangi woj-
skowym, ale to tylko moje przypuszczenia. A, i nie znosi
muzyki country.
Bob mówi, że pan Stevens ma gitarę na swojej łodzi.
W takim razie może poszerzymy jej horyzonty -oświadczyła
Sasha, pociągając łyk herbaty o konsystencji syropu.
Nadal mam wrażenie, że oni do siebie nie pasują. Ona jest po
uniwersytecie, ma dobrą pracę i w ogóle. Może powinnyśmy
się jeszcze rozejrzeć. Co powiesz na jakiegoś napuszonego
biznesmena, na przykład jednego z tych, dla których teraz
pracujesz?
Wszyscy żonaci, geje lub okropni nudziarze. Powinnaś bar-
dziej docenić naszego przystojnego stolarza, który włas-
noręcznie wybudował swój dom...
Jaki dom? Jeśli ma dom, to dlaczego mieszka na starej łodzi?
To nawet nie jest jacht.
Wiem z pewnych zródeł, że kiedyś był bardzo dobrze sytu-
owany. Był dyrektorem w znanej firmie developerskiej w
Wirginii. Był żonaty z córką szefa, potem wybuchł jakiś
wielki skandal, oczywiście, w przedsiębiorstwie. Firma splaj-
towała, on został bez pracy, a prawnicy jego żony wyczyścili
mu konto. Dlatego mieszka na łodzi i bierze prace dorywcze,
aby związać koniec z końcem.
S
R
Nie wiem, jaka jest jego sytuacja finansowa, ale nic nie wziął
od Boba Eda za wstawienie okien. I zapłacił za wynajęcie kei
za dwa tygodnie z góry.
Tym lepiej. Nie sądzę, aby Lily chciała się wiązać z nie-
udacznikiem bez gorsza.
.- Przejrzałam cię, ty chcesz go wyswatać z Marty, a nie z
Lily - uśmiechnęła się znacząco Faylene.
-I co ty na to? Nie była z mężczyzną od lat, więc dobry i facet
bez kasy.
Faktycznie, ostatnio jest coraz bardziej marudna, więc przy-
dałoby się jej...
Mhm... A on jest jak pyszne ciastko w zasięgu ręki. A tak z
innej beczki, zamierzacie wyprawić Bobowi równie huczne
przyjęcie urodzinowe jak w zeszłym roku?
Oczywiście, z gulaszem z gęsi, grillem i różnymi innymi
smakołykami. Tylko nie wkładaj szpilek tak jak ostatnio.
Jeszcze obcas wejdzie ci między deski na pomoście, co wy-
korzysta jakiś sprytny prawnik. Wtedy Bob już nigdy więcej
cię nie zaprosi.
Bądz spokojna. Ubiorę się odpowiednio do okazji. Może po-
życzę od ciebie tenisówki. A wracając do pana Stevensa. Mój
informator w Wirginii doniósł mi, że ta jego była żona to
prawdziwa jędza, więc nasz wspaniały stolarz może być
odrobinę nieśmiały.
Znasz takiego, który by nie był? Szczególnie kiedy się czuje
osaczony.
A ty i Bob Ed?
Nie spieszymy się i tyle. A ty? Miałaś czterech mężów,
S
R
z których żaden nie zagrzał miejsca dłużej niż liście na drze-
wach jesienią.
- Dlatego jestem ekspertem. Zresztą nie prowadzimy ni
kogo siłą do ołtarza. Po prostu zachęcamy dwoje miłych
ludzi, żeby zwrócili na siebie uwagę.
Faylene nadęła usta, które od zastrzyków z botoksu i tak już
były bardzo wydatne.
Na przyjęcie przyjdą też inni faceci. Może zaproszę Lily i
zobaczymy, co się wydarzy.
To się nazywa upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
Może nawet trzy, jeśli będziemy miały szczęście. Bob Ed
zaprosił żeglarzy z tego jachtu, który wczoraj przybił do por-
tu.
Ty przyprowadz Lily, a ja postaram się ściągnąć Marty.
Umowa stoi - zgodziła się Sasha, robiąc minę rozpusz-
czonego perskiego kota.
Marty miała ochotę poprosić Cole'a o pomoc, ale kiedy usły-
szała na górze warkot piły mechanicznej, pomyślała, że lepiej
mu nie przeszkadzać. Skoro udało jej się na własnych ple-
cach zatargać te wszystkie półki do garażu, pomagając sobie
tylko małym wózkiem i intelektem, dlaczego nie miałaby ich
z powrotem wnieść sama. Jeśli pokona schodek do kuchni,
dalej droga jest już prosta. Po całej zimie stania na dworze
samochód też w końcu zasługuje na trochę luksusu, jakim
jest garaż, pomyślała, wciągając półkę na wózek i przesuwa-
jąc się tyłem w kierunku drzwi. Bardzo powoli i ostrożnie
weszła na schodek i kiedy próbowała wciągnąć za sobą wó-
zek, pół-
S
R
ka nagle zaczęła się zsuwać, przechylając się niebezpiecznie
na jedną stronę. Marty wydała okrzyk przerażenia. Na górze
ucichł odgłos piłowania. Krzyknęła jeszcze raz. Opierając się
plecami o framugę, próbowała przytrzymać nogą przewraca-
jącą się półkę.
Cole, ratunku! - zawołała głośniej.
O rany! - wrzasnął z przerażeniem stolarz, pojawiając się
nagle za jej plecami. - Wytrzymaj jeszcze chwilę, już ci po-
magam!
Nie przejdziesz tędy - jęknęła, walcząc z przewracającym się
regałem.
Kilka sekund pózniej Cole był już w garażu i od drugiej stro-
ny chwycił przechyloną półkę.
-Co ty, u diabła, wyrabiasz? Nie, lepiej nic nie mów. Powoli.
Już ją trzymam. Kiedy pochylę ją do tyłu, wyciągnij wózek.
Potem zaczekaj, aż przejdę z drugiej strony, żeby ją wnieść.
Spojrzenie, które mu rzuciła, było jednoznaczne z po-
wiedzeniem: po moim trupie.
Dokąd, u Ucha, się z tym wybierałaś?
Do salonu.
Akurat teraz? Dlaczego? Potrząsnęła tylko głową.
Tędy, przytrzymaj, a ja podwinę chodnik. Kwadrans pózniej
ogromny regał stanął pod ścianą
w salonie. W otoczeniu sofy, dwóch stolików, fotela i krzeseł
wydawał się monstrualny. To dopiero pierwszy krok. Od
czegoś zawsze trzeba zacząć.
S
R
Zapomniałam, jak wielkie są te regały - wyszeptała. -Gdzie ja
je wszystkie wstawię?
Pytasz o radę? Poczekaj, aż przytnę wszystkie i wyniesiemy
stąd meble.
Stanął tuż za nią, położył jej na ramieniu dłoń i zaczął deli-
katnie kciukiem masować napięty kark.
Wybrałaś niewłaściwą kolejność czynności, stąd problem.
Następnym razem poproś o pomoc.
Nie ma znaczenia, od czego zacznę. Ty masz pilną pracę na
górze, a ja potrafię poradzić sobie sama.
Przestań być taka uparta - zbeształ ją łagodnie.
Nie jestem. Po prostu wiem, ile jeszcze jest pracy, i nie chcę
czekać do ostatniej minuty z tym, co można zrobić wcześniej.
Poczuła, jak dłonie Cole a ześlizgują się z jej karku i jego
silne ramiona biorą ją w objęcia.
- Jasne. Ty nie jesteś uparta, deszcz nie jest mokry, a tem-
peratura na zewnątrz nie spadła do zera. Przyszła wiosna,
tak? I wszędzie wokół zakwita bujna przyroda.
-No dobrze. Popełniłam błąd. Najpierw powinnam była
wnieść wszystko na górę. Ale bardzo chciałam zobaczyć, jak
będą tu wyglądały regały.
Kiedy zaczął się śmiać, usztywniła się i nadęła.
- Wiem, nie musisz mi mówić. Zrobił się okropny bałagan i
prawdopodobnie popełniam drugi największy błąd w moim
życiu.
Jego ręce znów zaczęły wędrować po jej karku, szyi, wło-
sach, dając cudowne ukojenie.
S
R
- Co w takim razie było tym pierwszym? Pytam przez czystą
ciekawość. Nie musisz odpowiadać.
-I nie zamierzam.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]