logo
 Pokrewne IndeksDwyer, Dixie Lynn Were Trilogy 01 Were She BelongsBrowning Amanda Grecka przysięgaGregory Benford & Martin H. Greenberg (eds.) What Might HaCraig Sinnott Armstrong God A Debate between a Christian and an AtheistChristie, Agata Hercule Poirot 21 MorphiumDiana Palmer Long Tall Texans 45 Merciless0855. Leclaire Day Ksić…śźć™ce pary 02 MiśÂ‚ośÂ›ć‡ czy koronaGold Advanced_WordlistWalter Jon Williams VideostarAnnie Flanigan Love and a Bad Hair Day (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lafemka.pev.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - Wracajmy do pracy. Straciliśmy już za dużo czasu.
    S
    R
    ROZDZIAA DZIEWITY
    Kilka godzin pózniej Sasha siedziała w kolorowym, zagraco-
    nym saloniku i masowała stopy, z których przed chwilą zdję-
    ła za małe buty.
    -Teraz wiem, jak się czuje balerina po występie. Przestań
    się kręcić. Usiądz i pogadajmy! - krzyknęła. - Po co myć ok
    na od środka, skoro jest zima i są brudne na zewnątrz?
    Faylene odstawiła spray do szyb.
    Jak tylko się ociepli, wypoleruję wszystkie z obu stron. Masz
    ochotę na mrożoną herbatę?
    Chętnie. Nalejesz nam obu? Jest w lodówce.
    Sasha rozparła się wygodnie na poduszkach i ułożyła nogi na
    sofie. -I przynieś ciasteczka! - zawołała za przyjaciółką. Po-
    pijając orzezwiający napój, obie kobiety przeszły do konkre-
    tów. Faylene poprawiła delikatnie dłonią fryzurę a la Dolly
    Parton, upewniając się, czy misterna, wylakierowana budow-
    la nadal się trzyma bez zarzutu. -I co ona na to?
    -Lily? Trudno wyczuć. Może ty z niej coś wyciągniesz,
    bo mnie się nie udało.
    S
    R
    To przez to, że ciągle tylko wypełnia setki druków urzędo-
    wych. Mnie też nigdy nic nie mówi, a ostatni raz sprzątałam
    u niej rok temu.
    Jedyne, czego się od niej dowiedziałam, to że skończyła
    Wharton. Jej ojciec prawdopodobnie jest wysokiej rangi woj-
    skowym, ale to tylko moje przypuszczenia. A, i nie znosi
    muzyki country.
    Bob mówi, że pan Stevens ma gitarę na swojej łodzi.
    W takim razie może poszerzymy jej horyzonty -oświadczyła
    Sasha, pociągając łyk herbaty o konsystencji syropu.
    Nadal mam wrażenie, że oni do siebie nie pasują. Ona jest po
    uniwersytecie, ma dobrą pracę i w ogóle. Może powinnyśmy
    się jeszcze rozejrzeć. Co powiesz na jakiegoś napuszonego
    biznesmena, na przykład jednego z tych, dla których teraz
    pracujesz?
    Wszyscy żonaci, geje lub okropni nudziarze. Powinnaś bar-
    dziej docenić naszego przystojnego stolarza, który włas-
    noręcznie wybudował swój dom...
    Jaki dom? Jeśli ma dom, to dlaczego mieszka na starej łodzi?
    To nawet nie jest jacht.
    Wiem z pewnych zródeł, że kiedyś był bardzo dobrze sytu-
    owany. Był dyrektorem w znanej firmie developerskiej w
    Wirginii. Był żonaty z córką szefa, potem wybuchł jakiś
    wielki skandal, oczywiście, w przedsiębiorstwie. Firma splaj-
    towała, on został bez pracy, a prawnicy jego żony wyczyścili
    mu konto. Dlatego mieszka na łodzi i bierze prace dorywcze,
    aby związać koniec z końcem.
    S
    R
    Nie wiem, jaka jest jego sytuacja finansowa, ale nic nie wziął
    od Boba Eda za wstawienie okien. I zapłacił za wynajęcie kei
    za dwa tygodnie z góry.
    Tym lepiej. Nie sądzę, aby Lily chciała się wiązać z nie-
    udacznikiem bez gorsza.
    .- Przejrzałam cię, ty chcesz go wyswatać z Marty, a nie z
    Lily - uśmiechnęła się znacząco Faylene.
    -I co ty na to? Nie była z mężczyzną od lat, więc dobry i facet
    bez kasy.
    Faktycznie, ostatnio jest coraz bardziej marudna, więc przy-
    dałoby się jej...
    Mhm... A on jest jak pyszne ciastko w zasięgu ręki. A tak z
    innej beczki, zamierzacie wyprawić Bobowi równie huczne
    przyjęcie urodzinowe jak w zeszłym roku?
    Oczywiście, z gulaszem z gęsi, grillem i różnymi innymi
    smakołykami. Tylko nie wkładaj szpilek tak jak ostatnio.
    Jeszcze obcas wejdzie ci między deski na pomoście, co wy-
    korzysta jakiś sprytny prawnik. Wtedy Bob już nigdy więcej
    cię nie zaprosi.
    Bądz spokojna. Ubiorę się odpowiednio do okazji. Może po-
    życzę od ciebie tenisówki. A wracając do pana Stevensa. Mój
    informator w Wirginii doniósł mi, że ta jego była żona to
    prawdziwa jędza, więc nasz wspaniały stolarz może być
    odrobinę nieśmiały.
    Znasz takiego, który by nie był? Szczególnie kiedy się czuje
    osaczony.
    A ty i Bob Ed?
    Nie spieszymy się i tyle. A ty? Miałaś czterech mężów,
    S
    R
    z których żaden nie zagrzał miejsca dłużej niż liście na drze-
    wach jesienią.
    - Dlatego jestem ekspertem. Zresztą nie prowadzimy ni
    kogo siłą do ołtarza. Po prostu zachęcamy dwoje miłych
    ludzi, żeby zwrócili na siebie uwagę.
    Faylene nadęła usta, które od zastrzyków z botoksu i tak już
    były bardzo wydatne.
    Na przyjęcie przyjdą też inni faceci. Może zaproszę Lily i
    zobaczymy, co się wydarzy.
    To się nazywa upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
    Może nawet trzy, jeśli będziemy miały szczęście. Bob Ed
    zaprosił żeglarzy z tego jachtu, który wczoraj przybił do por-
    tu.
    Ty przyprowadz Lily, a ja postaram się ściągnąć Marty.
    Umowa stoi - zgodziła się Sasha, robiąc minę rozpusz-
    czonego perskiego kota.
    Marty miała ochotę poprosić Cole'a o pomoc, ale kiedy usły-
    szała na górze warkot piły mechanicznej, pomyślała, że lepiej
    mu nie przeszkadzać. Skoro udało jej się na własnych ple-
    cach zatargać te wszystkie półki do garażu, pomagając sobie
    tylko małym wózkiem i intelektem, dlaczego nie miałaby ich
    z powrotem wnieść sama. Jeśli pokona schodek do kuchni,
    dalej droga jest już prosta. Po całej zimie stania na dworze
    samochód też w końcu zasługuje na trochę luksusu, jakim
    jest garaż, pomyślała, wciągając półkę na wózek i przesuwa-
    jąc się tyłem w kierunku drzwi. Bardzo powoli i ostrożnie
    weszła na schodek i kiedy próbowała wciągnąć za sobą wó-
    zek, pół-
    S
    R
    ka nagle zaczęła się zsuwać, przechylając się niebezpiecznie
    na jedną stronę. Marty wydała okrzyk przerażenia. Na górze
    ucichł odgłos piłowania. Krzyknęła jeszcze raz. Opierając się
    plecami o framugę, próbowała przytrzymać nogą przewraca-
    jącą się półkę.
    Cole, ratunku! - zawołała głośniej.
    O rany! - wrzasnął z przerażeniem stolarz, pojawiając się
    nagle za jej plecami. - Wytrzymaj jeszcze chwilę, już ci po-
    magam!
    Nie przejdziesz tędy - jęknęła, walcząc z przewracającym się
    regałem.
    Kilka sekund pózniej Cole był już w garażu i od drugiej stro-
    ny chwycił przechyloną półkę.
    -Co ty, u diabła, wyrabiasz? Nie, lepiej nic nie mów. Powoli.
    Już ją trzymam. Kiedy pochylę ją do tyłu, wyciągnij wózek.
    Potem zaczekaj, aż przejdę z drugiej strony, żeby ją wnieść.
    Spojrzenie, które mu rzuciła, było jednoznaczne z po-
    wiedzeniem: po moim trupie.
    Dokąd, u Ucha, się z tym wybierałaś?
    Do salonu.
    Akurat teraz? Dlaczego? Potrząsnęła tylko głową.
    Tędy, przytrzymaj, a ja podwinę chodnik. Kwadrans pózniej
    ogromny regał stanął pod ścianą
    w salonie. W otoczeniu sofy, dwóch stolików, fotela i krzeseł
    wydawał się monstrualny. To dopiero pierwszy krok. Od
    czegoś zawsze trzeba zacząć.
    S
    R
    Zapomniałam, jak wielkie są te regały - wyszeptała. -Gdzie ja
    je wszystkie wstawię?
    Pytasz o radę? Poczekaj, aż przytnę wszystkie i wyniesiemy
    stąd meble.
    Stanął tuż za nią, położył jej na ramieniu dłoń i zaczął deli-
    katnie kciukiem masować napięty kark.
    Wybrałaś niewłaściwą kolejność czynności, stąd problem.
    Następnym razem poproś o pomoc.
    Nie ma znaczenia, od czego zacznę. Ty masz pilną pracę na
    górze, a ja potrafię poradzić sobie sama.
    Przestań być taka uparta - zbeształ ją łagodnie.
    Nie jestem. Po prostu wiem, ile jeszcze jest pracy, i nie chcę
    czekać do ostatniej minuty z tym, co można zrobić wcześniej.
    Poczuła, jak dłonie Cole a ześlizgują się z jej karku i jego
    silne ramiona biorą ją w objęcia.
    - Jasne. Ty nie jesteś uparta, deszcz nie jest mokry, a tem-
    peratura na zewnątrz nie spadła do zera. Przyszła wiosna,
    tak? I wszędzie wokół zakwita bujna przyroda.
    -No dobrze. Popełniłam błąd. Najpierw powinnam była
    wnieść wszystko na górę. Ale bardzo chciałam zobaczyć, jak
    będą tu wyglądały regały.
    Kiedy zaczął się śmiać, usztywniła się i nadęła.
    - Wiem, nie musisz mi mówić. Zrobił się okropny bałagan i
    prawdopodobnie popełniam drugi największy błąd w moim
    życiu.
    Jego ręce znów zaczęły wędrować po jej karku, szyi, wło-
    sach, dając cudowne ukojenie.
    S
    R
    - Co w takim razie było tym pierwszym? Pytam przez czystą
    ciekawość. Nie musisz odpowiadać.
    -I nie zamierzam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl