logo
 Pokrewne IndeksEdward M Lerner Small Miracles (pdf)Krentz Jayne Ann Noc poślubnaCarlos Castaneda Sztuka śÂšnieniaLe Guin Ursula K. śÂšwiat Rocannona2 semestr historia staroćąć˝ytnej GrecjiBaglaj Ewa BroszkaIsaac Asimov & Robert Silverberg The Ugly Little BoyJames P. Hogan Giants 4 EntoverseHerries Anne Dom na urwiskuAldiss, Brian W Yale 01 The Circulation of the Blood
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lorinka.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Wprawdzie świąteczne prezenty kupowano przez cały rok, chowając je
    przed dziećmi, jednak trzeba było upiec ciasta, obrać z łupinek i posortować
    orzechy, ozdobić dom i wybrać choinkę. Poza tym były jeszcze mikołajki.
    Każde dziecko, które przybywało do domu Brownów, dostawało drewniany
    but, na którym widniało jego imię wymalowane farbą  znak przynależności
    do rodziny. Przed mikołajkami dzieci wystawiały buty za drzwi sypialni.
    Rano znajdowały w nich podarunki.
    W tym roku Bob wkładał prezenty do butów, a Jo dokładała gałązki
    choinki i orzechy.
     A rózgi?  zapytała. Bob pokręcił głową.
     Stosujemy bodzce pozytywne.
    Nie przerywając robienia na drutach, pani Thomas zapytała:
     Czy w waszej rodzinie był kiedyś jakiś Holender lub Niemiec?
     Wielu. Musiała pani zauważyć pragmatyzm mojej matki.
    Pani Thomas zachichotała.
    Zadziwiła wszystkich swym talentem kulinarnym. Lubiła, gdy dzieci
    pozostawiały czyste talerze. Bob specjalnie podawał dzieciom mniejsze
    porcje, żeby mogły prosić o dokładkę. Starsza pani promieniała.
    Gdy Salty i Felicja zatelefonowali, dzieci mogły oświadczyć z dumą:
     Zostawimy dla was piernik!
     Dlaczego ta kobieta podważa reputację Salty'ego jako najlepszego
    kucharza?  zapytała Felicja Boba.
     Ośmielasz się to powiedzieć?  odparł jej syn.
    Dom wypełniały odgłosy wesołej krzątaniny. W powietrzu dzwięczał
    śmiech, rozchodziły się ponętne zapachy pieczonych ciast, cynamonu i gałki
    muszkatołowej.
    Rozdział 7
    Na początku grudnia Bob miał dużo pracy; spóznialscy przyprowadzali
    samochody, żeby przestawić je na eksploatację zimową albo zmienić opony
    przed świątecznym wyjazdem.
    Biuro usług finansowych także nie narzekało na małe obroty. Mary
    Swanson organizowała pracę i utrzymywała porządek, a Vincent Harding
    okazał się świetnym księgowym. Bob zastanawiał się czasem, czy Salty nie
    wynalazł ich już wcześniej, zanim jeszcze on sam postanowił wrócić do
    domu?
    Mrozna pogoda i śnieg sprawiały, że świat wyglądał tak, jak powinien o
    tej porze roku.
    Młodsze dzieci przynosiły do domu karty z kolorowymi obrazkami i
    świątecznymi wierszykami. Wieszały je na oknach i drzwiach, uzupełniając
    w ten sposób bożonarodzeniowe dekoracje. W domu Brownów było to
    tradycją.
    Bob rzadko widywał Jo sam na sam, za to często ze sobą rozmawiali.
    Gdy wracał z pracy, zwykle całowali się na powitanie. Mówili o tym, co
    robili danego dnia, a pani Thomas dodawała swoje uwagi. Podczas posiłków
    dzieci przysłuchiwały się rozmowom i wtrącały własne trzy grosze. Bobowi
    przypominało to czasy dzieciństwa; dookoła wielu ludzi, wiele różnych
    opinii, słów...
    Zorientował się, jaki był przedtem samotny.
    Czasem udawało się mu dopaść Jo w jakimś pustym korytarzu. Całowali
    się wtedy żarliwie, korzystając z chwili, którą mogli dla siebie wyrwać.
    Wodził dłońmi po jej ciele, jednak ona nie pozwalała mu posunąć się zbyt
    daleko.
    Na wszystko można znalezć sposób. Bob wymyślił, że pójdzie na strych
    i przyniesie zabawki na choinkę. Oczywiście, Jo musiała mu w tym pomóc.
    Postanowił wrócić wcześniej z pracy udając, że przypomniał sobie nagle
    o zabawkach. Wiedział, że tego dnia pani Thomas wyjdzie na
    przedświąteczne spotkanie swego kobiecego klubu. Nie będzie jej przez całe
    popołudnie. Zajrzał do kalendarza Jo i stwierdził, że nie ma tam
    zaplanowanych żadnych spotkań. A więc Josephine będzie w domu. Sama.
    Wspaniała okazja, żeby... Uśmiechnął się.
    Wrócił do domu, otworzył drzwi i zawołał:
     Dzień dobry!
    Odpowiedziały mu dwa cienkie głosiki. Zajrzał do salonu. Dwie małe
    dziewczynki leżały na kocach przy kominku i czytały. Ucieszyły się na
    widok Boba. Długo przywoływał na twarz powitalny uśmiech.
     Niespodzianka, prawda?  spytała Jo, stając w drzwiach.
     Przeziębienie?  zapytał Bob, z trudem panując nad rozdrażnieniem.
     Bolały je brzuszki, ale to nic poważnego.
     Czy trzeba coś zrobić?  Nie wiedział co powiedzieć, więc zaoferował
    pomoc.
    Pokręciła przecząco głową.
     Co tu robisz o tej porze?
     Muszę sprawdzić lampki na choinkę. Jo uśmiechnęła się.
     Dobra myśl. Wiesz, na tym terenie, który odziedziczyłam, rośnie kilka
    jodeł. Moglibyśmy jedną ściąć. Zabralibyśmy dzieci i psy, urządzilibyśmy
    piknik na śniegu.
     Może pojedzmy tam najpierw sami i rozejrzyjmy się.  Bob brał już
    udział w tego rodzaju wyprawach. Każde dziecko wybierało inną choinkę i
    kłótniom nie było końca. Salty uważał, że to dobra szkoła dyskusji, jednak
    Bob wolał wszystko z góry zaplanować.
     Dobry pomysł. Kiedy pojedziemy?
     Kiedy tylko będziesz miała czas. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl