[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jak mówiłem, między nami ju\ wszystko w porządku - mruknął. - Myślałem o tym,
co powiedziałaś mi tam na tarasie.
- O czymś, co przemieniło cię z chłodnego d\entelmena w jaskiniowca?
Zignorował tę uwagę.
- O twojej propozycji pracy dla Langleya.
- Ach, o tym.
- Tak. Co to miało znaczyć, Angie?
- Znowu się rozzłościsz, jak zacznę ci wyjaśniać.
- Jednak spróbuj.
- No więc dobrze. Uwa\am, \e powinieneś zaoferować Glenowi wysokie stanowisko
w swojej firmie. Mo\esz to z łatwością zrobić. Twoja pozycja ci na to pozwała.
- Podaj mi choć jeden powód, dla którego miałbym zaoferować Langleyowi wysokie
stanowisko.
- Podam ci trzy takie powody. Pierwsze dwa to Celia i twoja siostra, Kim. Docenią to
bardziej ni\ myślisz. Czują się pokrzywdzone przez testament twojego ojca. A twój brak
akceptacji dla Glena jeszcze to pogłębia. Gdybyś zło\ył mu ofertę pracy, dałbyś im dowód, \e
przynajmniej respektujesz ich \yczenia, \e liczysz się z ich zdaniem. Byłby to miły gest,
Owen.
- Firmy takiej jak Hotele Sutherland nie prowadzi się z pomocą miłych gestów.
- Jeden miły gest nic nie zaszkodzi. Mo\esz sobie na to pozwolić.
- Powiedziałaś, \e są trzy powody, dla których powinienem to zrobić. Jaki jest trzeci?
Angie uśmiechnęła się, wyciągając z zanadrza swój największy atut.
- Mo\esz wykonać swój wspaniałomyślny gest bez najmniejszego ryzyka. Glen nie
przyjmie twojej oferty.
- Co takiego?
- Słyszałeś. Glen nie ma zamiaru pracować dla ciebie. I wcale mu się nie dziwię.
Musisz być okropnym szefem. Ale nie w tym rzecz. Dostał doskonałą propozycję od pewnej
firmy in\ynieryjnej w Seattle i chce ją przyjąć.
- Więc dlaczego mam dokonywać jakichś sztuczek z oferowaniem mu stanowiska? -
spytał podejrzliwie Owen.
- Mówiłam ci ju\. Dla dobra Kim i Celii. Glen mówi, \e Kim się bardzo gryzie twoim
brakiem akceptacji jej mę\a.
- Dlaczego miałaby się tym przejmować? - mruknął Owen.
- Bo jesteś jej starszym bratem. To całkiem naturalne, \e jej zale\y na twojej
aprobacie. Sama jestem młodszą siostrą, więc wiem, co mówię, Glen chce, \ebyś zrobił ten
gest właśnie dla Kim. Wtedy grzecznie ci odmówi i wyjedzie do Seattle.
- Sam ci to powiedział?
- Tak, kiedy rozmawialiśmy po kolacji.
- I ty mu wierzysz?
Dopiero teraz dostrzegła oznaki sceptycyzmu z jego strony. Zmarszczyła gniewnie
brwi.
- Oczywiście, \e mu wierzę. Dlaczego miałby mnie okłamywać?
- śeby skłonić cię do tego, co właśnie robisz.
- Owen, jak mo\esz mówić coś podobnego? - nasro\yła się.
- Mam więcej doświadczenia \yciowego ni\ ty, kochanie. Nie zajmowałaś się nigdy
takimi przyziemnymi sprawami i nic dziwnego, \e jesteś trochę naiwna. Niestety, Kim ma ten
sam problem. Ona te\ dała się nabrać Langleyowi.
Angie usiadła, rozzłoszczona nie na \arty.
- Owen, powiedz mi prawdę. Czy masz jakieś konkretne dowody, \e Glen o\enił się z
twoją siostrą dla jej udziałów w Hotelach Sutherland? Czy jesteś wobec niego podejrzliwy po
prostu z zasady?
- Nie potrzebuję \adnych dowodów. Wystarczą mi fakty. Ten facet błyskawicznie się
przy niej zawinął. Doprowadził do ślubu w niecałe trzy miesiące po pierwszym spotkaniu. A
dwa miesiące pózniej Kim zamęcza mnie, \ebym urządził go w firmie. Sama powiedz, czy to
nie brzmi podejrzanie?
- Błyskawicznie się zawinął, powiadasz? - Angie uśmiechnęła się kątem ust. - Pobrali
się w trzy miesiące, tak? Czy nie tyle trwała nasza znajomość przed ślubem?
- Nie próbuj tego porównywać, Angie! Nasza sytuacja była zupełnie inna.
Angie z namysłem ściągnęła usta.
- No tak, zaledwie trzy miesiące znajomości i tu\ po ślubie okazuje się, \e pan młody
jest mocno zainteresowany firmą rodzinną panny młodej. Bardzo podejrzane. Doskonale
rozumiem, dlaczego ci się to nie podoba. Prawdę mówiąc, dokładnie wiem, co mo\esz czuć.
- Do diabła, Angie, nie zaczynaj wszystkiego od nowa. Nie chcę ju\ dzisiaj o tym
słyszeć.
- Jak sobie \yczysz, Owen. Popatrzył na nią spod zmru\onych powiek.
- To ju\ lepiej. - A kiedy nie zaoponowała, uśmiechnął się z satysfakcją, oplatając ją
ramionami. - O wiele lepiej.
Owen obudził się tu\ przed świtem. Le\ał spokojnie, rozkoszując się ciepłem ciała
Angie, która spala zwinięta u jego boku. Czuł się wspaniale. Nareszcie wszystko było tak, jak
być powinno. Angie była jego \oną. Naprawdę jego \oną.
Odwrócił głowę, \eby się jej przyjrzeć w bladym świetle poranka. Jej splątane włosy
płomiennym wachlarzem rozło\yły się na poduszce, ciemne rzęsy skrywały pod zamkniętymi
powiekami piękne, turkusowe oczy, a kuszące wargi były lekko rozchylone, jakby domagały
się pocałunku nawet we śnie. Wciągnął w nozdrza nieuchwytny kobiecy zapach i poczuł
narastającą ponownie falę po\ądania. Przez chwilę miał ochotę ją obudzić, \eby znów się z
nią kochać, ale pamiętając, jak wiele dała mu zeszłej nocy, niechętnie postanowił zachować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]