[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czyżby? - spytała sceptycznie Clementine. Nadal jednak pozostaje mały
problem do rozwiązania. %7ładen agent was nigdy nie skojarzy. Tym bardziej, że rejestracja
Gardenii już wygasła.
- Proszę się o to nie martwić. Już zrobiłem plan.
Gardenię obudził dzwonek telefonu. Dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na
zegarek stojący obok łóżka. Dochodziła czwarta po południu. Spała prawie cały dzień, odkąd
wróciła ze szpitala. Powoli odzyskiwała nadwyrężone siły.
Automatyczna sekeretarka odebrała telefon.
- Gardenio? Tu ciocia Willy. Cały dzień usiłuję się z tobą skontaktować. Dlaczego mi
nie powiedziałaś, że pan Chastain należy do Klubu Ojców Założycieli? I ani słowem nie
wspomniałaś o balu! Sądzę, że pan Chastain nie powinien się procesować ani z tym okropnym
brukowcem, ani z Rexfordem Eatonem. Zadzwoń, jak tylko znajdziesz czas.
W głosie ciotki wyraznie pobrzmiewała nutka szacunku. A więc teraz mówiło się o
Panu Chastainie. Może więc Nick miał rację. Zapewne nic tak trudno kupić szacunek.
Wystarczy jedno zdjęcie w Synsacjach", nawet w pozycji leżącej.
Gardenia wyskoczyła z łóżka, marząc o prysznicu. Kiedy jednak zamierzała wejść do
łazienki, znowu zadzwonił telefon. Zatrzymała się więc w progu, nasłuchując.
- Siostruniu? Tu Leo. Właśnie wróciłem ze szpitala. Lekarka chce zostawić Nicka na
obserwacji, ale on się chyba na to nie zgodzi. Zadzwoniłem sprawdzić, jak się czujesz. Pewnie
jeszcze śpisz.
Gardenia podbiegła do aparatu i podniosła słuchawkę.
- Cześć, Leo! Nic śpię. Właśnie chciałam się wykąpać.
- Wypoczęłaś? Martwiłem się wczoraj o ciebie. Wczoraj, po sesji wyglądałaś
strasznie. Zupełnie jakbyś wyszła z dżungli.
- Nic ma to jak młodszy brat, kiedy się chce usłyszeć jakiś komplement. Szybko
odzyskuję siły. Właściwie doszłam już do siebie. Jak tam Nick?
- Mówiłem ci przecież. Wbrew zaleceniom lekarskim, zamierza opuścić szpital.
Spotkałem tam Clementine.
- Coś ty?!
- Wydaje mi się, że ci dwoje prowadzili ze sobą ożywioną dyskusję. Ale kiedy
wchodziłem do separatki, właśnie zawierali rozejm.
- Rozejm?
- Nick wspominał coś o jakimś planie.
- Zły znak - skrzywiła się Gardenia.
- Bądz ze mną szczera. Co was łączy?
- Nie wiem.
- Kochasz go, prawda?
- Tak.
Leo milczał chwilę.
- A on?
Gardenia opadła na krzesło, ściskając brzeg szlafroka.
- Zanim zaczął działać narkotyk, Nick wyznał mi miłość. Może się bał, że
popada w obłęd? Niewykluczone. Czekał go koszmar, a ja byłam ostatnią żywą istotą, z jaką
rozmawiał sprzed odejściem w chaos.
- Innymi słowy, sądzisz, że uległ dramatyzmowi sytuacji - stwierdził gorzko
Leo. - Zdobył się na coś w rodzaju pożegnania przed pójściem na wojnę, prawda?
- Tak, chyba tak. - Gardenia sięgnęła po chusteczkę i otarła łzy z oczu. - I ja go
rozumiem.
- Wcale bym się jednak nie zdziwił, gdyby Chastain naprawdę darzył cię
uczuciem.
- Aleja się nie nadaję na jego żonę. On zresztą również nie jest dla mnie
wymarzonym partnerem. Która inteligentna kobieta wy szłaby za mąż za matrycowca?
Romans to całkiem co innego.
Po drugiej stronie linii nastała cisza.
- Romans? - spytał Leo.
- Przecież nic innego nic wchodzi xv grę.
- Proszę cię tylko o jedno. Nie podejmuj żadnych pochopnych decyzji. Przez
ostatnią dobę wiele przeszłaś. Musisz odzyskać równowagę.
Wytarła głośno nos.
- Dobrze.
- Uważaj na siebie. Odezwę się pózniej.
- Dziękuję, Leo. - Gardenia odłożyła słuchawkę. Długo wpatrywała się smutno
w wiszący na ścianie pejzaż z epoki Wczesnych Odkryć.
Po chwili zmięła chusteczkę, odrzuciła ją na bok i powlokła się pod prysznic.
Woda szumiała, a drzwi od kabiny były zamknięte, więc Gardenia nie usłyszała, że po
raz trzeci tego popołudnia dzwoni telefon. Kiedy jednak w godzinę pózniej wyszła z kąpieli,
automatyczna sekretarka nagrywała właśnie kolejną wiadomość.
Panna Spring? Tu Newton DeForest. Sprawdziłem stare akta. Te, które trzymam w
rodzinnej kryjcie. I rzeczywiście znalazłem informacje na temat finansowania Trzeciej
Wyprawy. Nie za wiele, ale gdyby chciała pani rzucić okiem...
Gardenia chwyciła słuchawkę.
- Halo? Profesor DeForest? - Gorączkowo przyciskała kolejne guziki, żeby
wyłączyć maszynę. - Przepraszam, co pan mówił?
- Natknąłem się na fragment starego wywiadu z urzędnikiem z Uniwersytetu w
Nowym Portlandzie. Z jakiegoś powodu zapisałem fakt, że spółka farmaceutyczna Ogień i
Lód chciała finansować wyprawę Chastaina. Kilka lat temu jednak ta firma wypadła z rynku.
Czy to panią interesuje?
- Oczywiście. Jak najbardziej.
- Więc zapraszam.
Gardenia zerknęła na zegarek. Dochodziła piąta piętnaście.
- Czy mogłabym się zjawić jeszcze dzisiaj?
- Będę czekał. Jeśli nie otworzę drzwi, proszę zajrzeć do ogrodu. W te długie
letnie dni lubię przycinać pędy. Moje żarłoki i krwiopijcy rosną naprawdę szybko.
Rozdział dwudziesty drugi
Nick podniósł głowę znad notatek, kiedy tylko pod drzwiami separatki pojawiła się
czyjaś nieforemna postać.
- Wejdz. Nikogo już nic ma. Gardenia poszła się zdrzemnąć.
- To niedobrze. - Feather wszedł leniwym krokiem do pokoju. - Zamierzałem jej
złożyć sprawozdanie.
- Jakie sprawozdanie?
- Panna Spring nie chciała, żebym tu z panem został, więc znalazła mi co innego
do roboty. - Ogolona czaszka ochroniarza lśniła w świetle lampy wiszącej pod sufitem. - Ka-
zała mi szukać tych wężo-pająków, które napadły was w garażach.
Nick przypominał sobie mgliście nocną kłótnię nad jego łóżkiem.
- No i co?
- Jeden z nich wylądował w kostnicy.
- Nie patrz tak na mnie. To nie ja go tam wysiałem. Pamiętam, że na podłodze w
garażu nadal oddychał.
- Zaraz potem uciekł razem z kumplem przed przyjazdem glin - mruknął
Feather. - Pózniej uległ jednak naprawdę okropnemu wypadkowi. Znalezli go na Placu
Założycieli o piątej na ranem.
- Co się stało?
- Ktoś wbił mu nóż w piersi. Według oficjalnej wersji był to prostu handlarz
narkotyków, który pokłócił się z ćpunem szalonej mgły.
- Tak. To właśnie powiedziała panna Spring. Ona jest kolczasta niczym kaktuso-
akacja, ale ma głowę na karku. - W oczach Feathera błysnął podziw. - Musimy więc założyć,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]