[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stolik w holu. Kwiatami udekorowany był także barek i środek długiego,
lakierowanego na czarno stołu. Na kominku palił się ogień - nie przypominał
sobie, by kiedykolwiek przedtem używał kominka - a z magnetofonu płynęły
ciche dzwięki muzyki klasycznej. Czarne nakrycia leżały na żółtych obrusikach,
a żółto-czerwone serwetki stały zwinięte w szklaneczkach. Z kuchni dochodził
zapach jakichś smakołyków i przez chwilę Stone pragnął po prostu tylko stać i
wdychać ten zapach.
- Allison?! - zawołał.
Przeszedł przez pokój, zatrzymując się, by dotknąć kwiatów, obejrzeć
kieliszki, podziwiać półmisek z artystycznie ułożonymi przystawkami i ocenić
bar. Zaczął nalewać sobie drinka - przyjemność, której nigdy nie mógł
zakosztować we własnym domu, bo zawsze zapominał kupić, co trzeba - ale
rozmyślił się. Najlepsze w tym wszystkim było to, że dzisiaj nie musiał pić sam.
- Allison! - zawołał znowu. Kiedy nie otrzymał odpowiedzi, ruszył w
kierunku schodów.
Spotkał ją, gdy wychodziła z pokoju gościnnego. Miała na sobie
czerwoną sukienkę z głębokim dekoltem i długimi, wąskimi rękawami. Obcisła
góra przechodziła w sutą, marszczoną spódnicę do pół łydki. Od krągłych piersi,
przez smukłą talię do łagodnego zaokrąglenia bioder; od rozwichrzonych
włosów, przez białe ramiona i delikatne obojczyki do fascynującego dekoltu; od
głębokich, zdziwionych błękitnych oczu do czubków stóp była tak cudowna, że
zawróciłaby w głowie każdemu mężczyznie.
W ręku trzymała szczotkę do włosów, a jeden z rękawów nie był zapięty.
Z jakiegoś nieznanego powodu zaskoczenie w jej oczach zmieniło się w
rozdrażnienie.
- Jesteś za wcześnie.
Próbował powstrzymać się od patrzenia na wspaniale podkreślony kształt
jej piersi.
- Myślałem, że mógłbym pomóc.
- Teraz to mówisz! Dziękuję, już wszystko gotowe. Skorzystałam z twojej
łazienki. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.
- Jasne, że nie. Dom wygląda świetnie. Gdybym wiedział, że tak miło się
tu wraca, robiłbym to częściej.
Uśmiechnęła się leciutko i odwróciła w stronę pokoju gościnnego.
- To przecież mój zawód. Gotuję, dekoruję, organizuję. Ale mimo
wszystko wolę... - rzuciła mu przez ramię jadowite spojrzenie - ...mieć na to
więcej czasu.
- Nie zapomnij przysłać mi rachunku. - Wszedł za nią do pokoju i oparł
się o drzwi.
- Naprawdę, Stone, powinieneś o tym pamiętać... - Przechyliła się na bok
i zaczęła energicznie szczotkować włosy. - Nic dziwnego, że żadna dziewczyna
nie może wytrzymać z tobą dłużej niż miesiąc. Czy specjalnie starasz się być
taki niefrasobliwy, czy masz to we krwi?
- Myślę, że po prostu mam szczęście.
Wyprostowała się, falujące włosy otoczyły jej twarz.
- Wiesz, jesteś niepoprawny.
Ruszył ku niej z niewinnym uśmiechem.
- Pozwól, że zapnę ci rękaw.
- Cóż - przyznała niechętnie - tym razem się nie spózniłeś. To już jakiś
postęp.
Uniosła rękę i Stone zaczął zapinać małe guziczki. Gdy stał tak blisko,
czul zniewalający zapach jej perfum i widział, jak delikatnie unoszą się jej
piersi. Nigdy nie wyobrażał sobie, że w zapinaniu guzików może być więcej
erotyzmu niż w ich odpinaniu. Całą siłą woli powstrzymywał się od
zademonstrowania, jak bardzo podnieca go ta czynność.
Gdy ostatni guzik znalazł się w pętelce, Allison zabrała rękę i odwróciła
się do lustra.
- Masz czterdzieści pięć minut, żeby się przebrać - powiedziała.
Z małej torebki w kwiaty wyjęła klamrę i spięła włosy na czubku głowy.
Jej policzki trochę się zaróżowiły i Stone poczuł dreszcz podniecenia.
Zastanawiał się, czy to reakcja na jego obecność. Chciałby to wiedzieć, chciałby
też przysunąć się do niej, otoczyć ramionami jej talię, pocałować delikatne
zagłębienie szyi, odsłonięte przez uniesione włosy. Jednak jakiś niejasny, rzadko
odzywający się instynkt dżentelmena ostrzegł go, że to nie jest odpowiedni
moment.
Uśmiechnął się szeroko i ruszył ku drzwiom.
- Dobrze mieć kobietę w domu - powiedział.
I był o tym święcie przekonany.
Kiedy wyszedł, Allison odetchnęła głęboko i oparła się o toaletkę. Była
zdenerwowana jak młoda żona, wydająca swe pierwsze przyjęcie. Stone zjawił
się tak nieoczekiwanie, wyglądał bardzo seksownie, we własnym domu czuł się
swobodnie, a ona przywitała go jeszcze wilgotna po prysznicu, boso, nie
uczesana... I trudno było cały czas pamiętać, że to tylko praca.
To prawda, że przygotowywała już większe przyjęcia w jeszcze krótszym
czasie i popołudnie spędzone w nie znanej jej kuchni nie było niczym
przerażającym. Jadłospis znała na pamięć, kwiaciarka i sprzątaczka były
sprawne jak zwykle, a nakrycie stołu to doprawdy drobiazg. Mogłaby to robić
przez sen, gdyby nie ktoś.
A był nim Stone. W kuchni myślała, czy kiedykolwiek coś gotował.
Zapalając drewno w kominku wyobrażała go sobie siedzącego tu samotnie i
wpatrującego się w płomienie. Zastanawiała się, kto urządzał mu mieszkanie,
kupował naczynia. Co gorsza, dobierała takie potrawy, które jemu powinny
smakować, tak jakby ułożenie atrakcyjnego menu nie należało do jej
obowiązków. Również sukienkę wybrała z myślą o nim, a nie o tym, że staranny
strój to część roli, którą zgodziła się odegrać, by wywrzeć dobre wrażenie na
jego pracodawcach.
Przez ostatnie dziesięć dni starała się kontaktować z nim przez telefon,
krótkim spotkaniom nadawać służbowy charakter i w żadnym wypadku nie
dopuścić do sytuacji nieformalnej. Dlaczego? Bo dobrze wiedziała, że nie
potrafi mu się oprzeć. Jedyna nadzieja to utrzymywanie stosunków możliwie na
dystans i wyłącznie służbowych. Ale gdy tylko wszedł do mieszkania, przestała
zachowywać ten dystans. Gotowała mu kolację, nakrywała do stołu, myła się
pod jego prysznicem i to już nie była praca - stała się częścią jego życia.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że taka postawa może być bardzo
niebezpieczna dla kobiety, która nie po to podjęła się tego zadania, by łamać
sobie serce. Ale Allison już tak dawno nie zrobiła nic niebezpiecznego...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]