logo
 Pokrewne IndeksL Frank Baum Oz 10 Rinkitink in OzCynthia Thomason Christmas in Key West [HS 1528, MSM2 10, A Little Secret] (pdf)Peters Ellis Kroniki brata Cadfaela 10 Pielgrzym nienawiściCarol Lynne [Cattle Valley 10] The Last Bouquet (pdf)Julian May Trillium 3 Golden TrilliumGordon Dickson Childe 10 Othertajemnice klasztoru mayBorchardt Karol Szaman morskiCarol Lynne Hell On Wheel (pdf)Hardy Kristin Zawsze walentynki
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lafemka.pev.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    to bez względu na stanowisko panów spełnię otrzymane polecenie. Chciałem panom
    oświadczyć, \e...
    Przerwał, podszedł bowiem do niego pułkownik Laramel i wrzasnął:
    - Ani słowa więcej! Ka\de następne będę uwa\ać za obrazę! Sternau wzruszył
    ramionami.
    - Powiedziałem ju\, \e przybyłem tutaj, aby porozmawiać z komendantem Chihuahua,
    a nie z kimś innym. Je\eli nie chcecie wysłuchać pełnomocnika Juareza, to nie zaszkodzi
    wysłuchać człowieka, którego informacje mogą być dla was cenne.
    - Czy pan \artuje?
    - Nie, mówię prawdę. Nikt nie uszedł z \yciem. Po chwili milczenia pułkownik
    Laramel krzyknął:
    - To bezczelne kłamstwo!
    Sternau spojrzał na niego i zwrócił się do komendanta:
    - Proszę, aby nie kazał mi pan dłu\ej słuchać tych obelg. W przeciwnym razie
    zmuszony będę sam zareagować.
    - To kłamstwo! - powtórzył Laramel z wściekłością. - Ten człowiek ł\e.
    Ledwie zdą\ył wypowiedzieć ostatnie słowo, a ju\ le\ał na podłodze. Sternau wstał
    błyskawicznie i zdzielił go pięścią tak silnie, \e Laramel zwalił się jak długi.
    Oficerowie osłupieli. Komendant opamiętał się pierwszy i zawołał groznie:
    - Jak pan śmie, monsieur? Uderzył pan dowódcę pułku! Czy wiadomo panu, \e za to
    karzemy śmiercią? Ka\ę pana natychmiast zamknąć.
    Ruszył w kierunku drzwi.
    - Stać! - rozkazał Sternau.
    Komendant zatrzymał się i spojrzał zaskoczony na doktora.
    - Czy pan oszalał? Jak pan śmie u\ywać takiego tonu? - wyciągnął rapier z pochwy.
    Reszta oficerów poszła za jego przykładem.
    - Schowajcie broń - Sternau znów mówił bardzo spokojnie. - Przyszedłem, abyście
    mnie wysłuchali, i zmuszę was do tego. Rapierów waszych się nie boję, ale wy powinniście
    mieć respekt przed moimi kulami - dwie lufy rewolwerów skierował na Francuzów.
    Przerazili się nie na \arty.
    - Człowieku, chce pan naprawdę strzelać? - komendant cofnął się o krok.
    - Daję słowo, \e wpakuję kulę w łeb ka\demu, kto będzie próbował mnie dotknąć lub
    wzywać pomocy. Nie macie nic prócz rapierów, \ycie wasze jest w moich rękach.
    - To niesłychana bezczelność! - zawołał komendant, ale opuścił rapier. - Mimo
    wszystko jest pan zgubiony!
    - Jeszcze nie. To wy jesteście zgubieni, o ile nie usłuchacie mnie i nie usiądziecie
    spokojnie na swych miejscach - ciągle trzymając
    - Nie spodziewam się po nich niczego - powiedział komendant
    lekcewa\ąco.
    - Mogą przynajmniej zapobiec dalszym szkodom, choć nie są w stanie zmienić tego co
    zaszło. Je\eli nie chcą panowie uznać Juareza za osobę, z którą mo\na prowadzić
    pertraktacje, niech
    przemówią fakty.
    - Co to za fakty? Chce pan mówić o jego ucieczce, bezsilności
    i bezradności? - szydził komendant.
    - Ucieczka? Nie uciekł, po prostu się wycofał. Bezsilność? Czy naprawdę mo\na
    nazwać bezsilnym człowieka, który zniszczył
    wasze ostatnie plany?
    - Niech pan uwa\a, co mówi! - wybuchnął komendant. - Nie wiem, co pan rozumie
    przez słowo  zniszczyć". Trzy kompanie francuskie maszerują na północ, by doszczętnie
    rozbić zwolenników
    Juareza.
    - Sądzicie, \e wam się to uda?
    - Jestem o tym przekonany.
    - Muszę w takim razie poinformować pana, \e jest w błędzie. Wasza wyprawa
    skończyła się fiaskiem.
    - Jak to?! Co pan wie?
    - Juarez od dawna znał wasze plany. Atak na Guadalupe został
    odparty.
    Wszyscy oficerowie zerwali się z miejsc.
    - To nieprawda! - krzyknął pułkownik. - Kto go odparł?
    - Juarez.
    - Był w Guadalupe?
    - Pojechał tam, dowiedziawszy się o waszych planach. Byłem
    z nim razem.
    - Widział pan atak?
    - Oczywiście.
    - To tylko chwilowy sukces eks-prezydenta. Widocznie nie udało się nam go
    zaskoczyć. Ale teraz moje dzielne wojsko zdobędzie fort i albo schwyta Juareza, albo go
    przepędzi.
    - Niestety, jesteście za słabi. Komendant zbladł.
    - Jak to mam rozumieć?
    - Pańskie wojsko wycięto w pień.
    w ręku rewolwer mówił to tak ostrym tonem, \e oficerowie posłusznie spełnili
    polecenie. - Wspominaliście o rozkazie, w myśl którego ka\dy zwolennik Juareza ma być
    traktowany jak bandyta. Wykonacie go?
    - Naturalnie.
    - Juarez przestrzega was przed tym. Oświadcza, \e w takim razie będzie uwa\ał
    ka\dego schwytanego Francuza za bandytę. Ponadto polecił mi wezwać was do
    natychmiastowego opuszczenia Chihuahua.
    - Co za komedia! - komendant wybuchnął śmiechem.
    - Mówię zupełnie powa\nie. Je\eli spełnicie jego \ądania, pozwoli wam spokojnie się
    wycofać.
    - Komendant wstał.
    - śądania? Jak pan śmie u\ywać takich słów? Powtarzam, \e skrupulatnie wykonam
    otrzymany rozkaz.
    - Bardzo mi przykro, przede wszystkim ze względu na pana.
    - Ju\ dzisiaj spełnię obowiązek. A wie pan, kogo pierwszego ka\ę
    rozstrzelać jako bandytę?
    - Domyślam się - uśmiechnął się Sternau. - Mowa o mnie?
    - Tak, jest pan moim jeńcem. Proszę się poddać dobrowolnie. Strzelając, mo\e nawet
    pan któregoś z nas zabić, ale schwytamy pana, zanim zdą\ysz wystrzelić po raz drugi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl