[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z m żem robiłam, doznawałam na przemian
wstr tu i orgazmu, myśląc o tamtym, korepety-
torze, śpiącym w pokoiku na poddaszu segmen-
tu, w którymśmy mieszkali.
l
Stał i słuchał przez szpar drzwi uchylonych. Jego
żona powiedziała to samo. Czy wiesz okim myśla-
łam? W nocy, na pi trze, gdy wziął ją w opuszcze-
niu i rozpaczy, i wypróżnił si od razu, ciałem tak
rozdrażnionym, jakby było ze szkła. To było za dru-
gą zdradą. Za pierwszą (nie można zdwoma na raz)
w małym białym domku tam, za oknem, w lesie,
gdy przyjechali ratować to, co było do uratowania,
czego nie można uratować, co staje si niewyczer-
palnym wstydem, upokorzeniem i organiczną
wyobraznią, było tak samo. Jej długie silne ciało.
Jej jasne włosy. Jej pot ga. Jej seksualność.
280 Perseidy
Brodawka płciowa, powiedziała kl cząca kobie-
ta. Appendix genitalis. Basiperifallus. Penis.
Człon nasadowy. Interwalvula. Hak supranalny.
To robili. Dodatkowymi sklerytami kopulacyj-
nymi. Przylgą. Ustami. W jamie titillatora.
Chłopiec czy czuł, tamtej letniej nocy, fallotre-
m ? Przytrzymała go, przywiązała kotwicą i ha-
kiem i mówiła ancora ancora, jeszcze jeszcze.
W jej zaćmieniu drżał lobus papillatus. Vomer
subanalis, coś z wymiotów, gdy przestraszony
podniósł si nad jej rozmiotanym ciałem. Leżała
rozćwiartowana, rozdarta, i krótkimi spazma-
tycznymi oddechami oddawała powietrze z to-
rebki kopulacyjnej. Zlały si ze sobą krańce
warg pokładełka. Lingula i westybulum. Ptyche
ventralis, brzuszna psyche, pycha seksualna.
W stresie zginania gonepofizy. W miłosnym
zmaganiu. W niekończącym si zmaganiu. Uży-
wał jej, przeszywając ją hipofallusem, który roz-
kwitł mu z chłopi cego pseudopenisa, epifallu-
sem, tubą, tendonem. Obejmował ją narządem
chwytowym. Bez dna, adscensio, wniebowstą-
pienie. Obnażony bezwstydnie worek prenup-
cjalny. Gruczoł wonny i kloaka usztywniająca
fallosom . Miłosną stref , bazykonjuktyw ich
ciał zakochanych. Na pewno zakochanych. Przy-
najmniej tak uważała. Forceps, otwierający ją
przed nim. Anaprocessus, gdy mu si tak odda-
wała, jak chciał. Hypocuspis, jak bardzo go po-
żądała. Róg prącia. Pensifilum. Jak pot żnie, jak
miłośnie si oddawała. Insula, tak, to była wy-
Czerwone i czarne 281
spa. Cybarium, salivarium, ślina, tłok, labirynt,
ampułka.
Po miesiącu stracili miar . Jakby skandalu szu-
kali. Raz na oczach synów ona go pocałowała.
Wiedząc, że mąż ma wrócić z delegacji, zasn li
nadzy. Ona si o tyle opami tała, że zacz ła si
bać o niego, nie o siebie. Był o siedem lat od niej
młodszy. Pomyślała, że nie może go zgubić.
Przeżuwał czarne myśli. Co miał zrobić ze sobą?
Po wakacjach znikł, tak było bezpieczniej. Po-
wracał kilkakrotnie, nocą, ukradkiem. Dzieci za
nim nie t skniły. Był nieuważnym korepetyto-
rem, choć słuch miał dobry, i mówił po angiel-
sku niemal bez akcentu. Dlatego go polecono.
Sam si nauczył, z kaset. Był inteligentny, czy
raczej: bystry. Groziło mu wojsko. Wrócił do se-
minarium. Skłamał, że posiadł wiar . %7łe już wie
na pewno. Teraz szybko si przebijał. Studiował
zawzi cie. W stanie wojennym, patrzył na mun-
dury w telewizji, na oficerów wysiadających
z samochodów pod bramami kopalń, i skrycie,
nieoczekiwanie dla samego siebie, poczuł za-
zdrość i żądz bycia jednym z nich i takim sa-
mym. To samo czuł, gdy patrzył na wizytujących
seminarium młodych twardych hierarchów, i na
ich zdobne krzyże.
l
282 Perseidy
Jak ksiądz to wytłumaczy? zapytała kl cząca ko-
bieta. A jemu si wydało, że jego milczący w ką-
cie brat odpowiada, jakby ślina mu prysn ła
bąbelkami, z rozchylenia warg: gonangulum,
walvifer, harpae. C gi hippigalne. Bulla, billa
i papilla. Solum, powiedział brat, carina. Kocha-
na. Czyż nie dlatego poszedł do seminarium, że
chciał bić si z diabłem? Diabeł, powiedział
ojcu, ma fizyczną obecność, najbardziej zaskaku-
jące rozmigotanie. Skąd jest, czym jest, z czego
si składa? W rok po seminarium brat poprosił
o udzielenie mu pozwolenia egzorcyzmowania.
Tego mu nie dano: przeznaczano go do kariery.
Był zbyt cenny, zbyt zdolny, z za dobrej rodziny.
Nie miał zostać ofiarą, ani utracić inteligentnej
łaski. Teraz, pomyślał on, stojąc półnagi w kory-
tarzu za drzwiami, czyżby brat dotykał tego,
o co naiwnie wtedy zabiegał? Diabeł przemawiał
ustami tej kobiety, słowami słownika, którego
przecież nie czytała, jak i jego ustami?
Brat milczał, kobieta kl czała na twardych de-
skach podłogi, odgłosy burzy przewaliły si
w odległe dudnienie poza jeziora. Obmyte z le-
śnego pyłu drzewa zalśniły za oknem, bo chmu-
ry zrzedły na niebie i zrobiło si jaśniej. Nie
usłyszał, jak podchodzi do niego t ga kobieta
w korytarzu. Obj ła go od tyłu, głow oparła
mi dzy jego łopatki. Tamta kl cząca podj ła
szmer spowiedzi, a jego przeszyło zrozumienie,
że to nie ona mówi tym słownictwem, że to
Czerwone i czarne 283
w nim jest dziura i szaleństwo, z niego to wypły-
wa i wylewa si w noc jak puste pomyje, resztki
ci żaru, którego nie umiał był znieść. Popatrzył
po sobie, bo bał si , czy to nie kiszki w nim po-
puściły, ale też si gnął r ką wstecz i natknął si
na jej gładkie, zimnośliskie ciało, a jej r ka do-
tkn ła jego podołka, jakby sprawdzając.
l
Znikł z seminarium, zapisał si do komunistów.
Tak, w tym okresie pozornie kończącej si ich
ważności. Powiedział, że wzruszyło go, jak w te-
lewizji widział wynoszenie sztandaru z Sali Kon-
gresowej. Przylgnął do elity tamtej partii, prze-
mianowanej na socjaldemokracj : oni to stali si
pierwszymi kapitalistami, oni wiedzieli gdzie są
pieniądze i jak nimi poruszyć. On si przy nich,
gi tki, usłużny, obrotny i otwarty, szybko wspi-
nał. Sekretarzował, ale i wzbogacał na własne
konto. Jego nazwisko pojawiło si w prasie.
Przyznano mu tytuł młodego biznesmena roku,
gdy rozwinął pod Wałbrzychem montowni sa-
mochodów. Całe samochody, chyba koreańskie,
rozmontowywano gdzieś w Jugosławii, by
zmontować je na powrót w Polsce, nie płacąc cła
ani podatku. Był jednocześnie w takich ukła-
dach, (czy ksiądz w to uwierzy?) że si na po-
wrót zbliżył do kościoła. Mam wiar i trac ją,
jestem grzeszny. To jest borykanie si . Jestem
wi c prawdziwym chrześcijaninem, wierz w ła-
284 Perseidy
sk i w odkupienie. Ich znaczenie kolejno pu-
chło, czarnych i czerwonych, panoszyli si bez-
prawnie, byli dla jego postaw tolerancyjni. Wa-
żyli jego użyteczność. Zakładał im to i owo,
pośredniczył, załatwiał. Czarni skierowali go do
Opus Dei, do cywilnej służby sprawie Chrystu-
sa. Znał j zyki, był nieżonaty i schludny. Gdy do
rządów wrócili neokomuniści, przecież i z nimi
był zblatowany. (Tak właśnie powiedziała: zbla-
towany). Jak poznał t dziewczyn ? W jakim sa-
lonie? U jakiego dygnitarstwa? Podobno ją
podebrał z przystanku. Jechał tym mercedesem,
było zimno, ona stała. Podwiózł ją na uniwersy-
tet. Była szczupła i bardzo młoda. Ale zapalił si
dopiero, gdy mu powiedziała o sobie.
Jej ojciec był jest bardzo bogatym człowie-
kiem, a wtedy ambasadorem. Byli w Polsce od
roku, studiowała filozofi zaocznie, a tramwa-
jem jezdziła by żyć jak wszyscy, powiedziała.
W Ameryce, powiedziała, wychowywała si
w świecie zbyt uprzywilejowanym, ale tam tyl-
ko są dwa światy, taki i n dzny. Była wierząca,
tylko nie wiedziała w co. W buddyzm, w sekty,
w New Age? Ożywiła si , gdy powiedział, że
pracuje dla Opus Dei. Katolicyzm ją mierził i fa-
scynował, chciała poznać gł bi polskiego zjawi-
ska. Umówili si na spotkanie. Zaczął si ro-
mans. Powiedział jej, że jego ojciec jest bez-
robotnym, co było prawdą. W wałbrzyskiem
ostatnie kopalnie zamkni to, tysiące górników
Czerwone i czarne 285
poszło na czarną trawk . Przywiózł t dziewczy-
n , wtedy ją zobaczyłam. Mąż mój przerzucał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]