[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poszarpane piramidy nagromadzonych bloków, prowadzące donikąd wąwozy i wyschłe
koryta rzek. Potem ciemność znowu stała się bezimienna. Nie czuł już pędu, nie czuł strachu -
jedynym doznaniem była rezygnacja. Wtedy właśnie dostrzegł przed sobą postać.
Nieruchomy, jakby uformowany z martwej tkanki człowiek tkwił w dziwnej pozycji z
uniesioną do przodu prawą nogą, w dziwacznym stroju, z opartym na ramieniu kijem
obciążonym tobołkiem. Lewa stopa opierała się na poszarpanym kawałku gruntu. Prawa,
uniesiona nienaturalnie jak w starożytnym, nieudolnym wyobrażeniu ruchu, zwisała nad
przepaścią. Fargo znał tę postać. Postać? A może jej rysunek? Czyżby to była pierwsza karta
z talii taroka? Karta bez numeru - Głupiec. Karta oznaczająca kogoś nieświadomego,
rozpoczynającego drogę, może mędrca bez doświadczenia, którego uważa się za głupca. A
więc chaos, początek drogi? Głupiec to postać, która nie wartościuje dobra i zła, a sama nie
jest jednym ani drugim. Z przerażeniem zauważył, jak głowa nieruchomej sylwetki odwraca
się powoli, a martwe, namalowane oczy patrzą wprost na niego. W tej samej chwili poczuł, że
znowu ma ciało.
Stał w niewielkim zagraconym pokoju. Płynące z okna światło drgało powoli, tak że
wszystko wokół migotało. Na wielkim skołtunionym łożu leżała naga kobieta z czarną opaską
na oczach. Obok siedział niemłody mężczyzna z rewolwerem w dłoni.
- Czy wiesz, że jestem detektywem? - powiedział chrapliwym, rzężącym głosem. - Takim
od rozwodów.
- Słyszałam o takich jak ty. - Kobieta poruszyła się lekko.
- A wiesz, czym jest samotność, całe dnie w pustym biurze lub w samochodzie, kiedy
oczekuje się na możliwość zrobienia zdjęcia?
- Tylko z opowieści.
- Ostatnio przyszedł do mnie pewien facet. Zapamiętałem go - świszczący oddech
zagłuszał słowa - bo był jedynym, który nie kazał mi śledzić swojej żony.
- A kogo?
- Zdradzała go kochanka.
- A komu potrzebne są dowody przeciwko kochance? - Wzruszenie ramion.
- Nie było żadnych trudności w inwigilacji - mężczyzna mówił powoli, z wyraznym
trudem - kobieta była niewidoma.
Nagie ciało na łóżku poruszyło się nagle.
- Nie mogłem się jednak odezwać ani słowem.
- Odezwać? Dlaczego?
Mężczyzna opuścił głowę.
- Ta kobieta była moją żoną.
- Nie! To niemożliwe.
73
- Ależ tak, Alice!
- Nie! Ty nie jesteś moim mężem. On... on ma inny głos!
- Wypiłem kwas... Nie będę żył długo.
Mężczyzna wstał.
- Nie... Nie...
- Myślałem nad tym i myślałem. Zbyt pózno zrozumiałem, że powinienem wykorzystać
coś, co jest bardzo powszechne w naszej kulturze. Wykorzystać fakt, że u nas liczy się tylko
to, co ludzie mówią, nie zaś to, co robią - im szybciej starał się wypowiadać słowa, tym mniej
były one wyrazne. - Trzeba mówić, mówić, mówić, aż się zrobi wodę z mózgu! Zrozumiałem,
że jesteś zwykłą kukłą, że mogę wprawić cię w ruch i mogę cię zatrzymać. Mogę pokazać ci
świat w krzywym zwierciadle, gdzie pozory zamienią się w rzeczywistość, a ciemność zastąpi
fałszywe światło!
Powoli opadł z powrotem na łóżko.
- To rzadka przyjemność uwieść własną żonę.
- Nie, to nieprawda!
- To rzadka przyjemność narzekać na samego siebie. Dopiero teraz... tak, dopiero teraz
wiem, że tego właśnie chciałem przez całe życie.
Mężczyzna rozkaszlał się nagle, czyniąc rozpaczliwe wysiłki, żeby uspokoić obolałe
płuca.
- Ale teraz to już koniec - wycharczał.
Fargo z przerażeniem dostrzegł, że lufa broni wycelowana jest wprost w jego pierś.
Pocisk przeszył ciało, zanim usłyszał huk wystrzału. Wiedział jednak, że kula nie była
przeznaczona dla niego. Postać w szarym prochowcu i zdeformowanym kapeluszu, która stała
z tyłu, powoli osuwała się na podłogę.
- Za co? - dobiegł go szept. - To... nie ja...
Fargo rzucił się w tył. Gdzieś zniknął drgający w opętańczych błyskach światła pokój,
znowu unosił się w nieprzeniknionej ciemności. Martwa, nieruchoma postać przed nim nie
była już Głupcem. W otoczeniu dwóch dziwnych kolumn tkwiła kobieta w powłóczystej
szacie i niesamowitej czapie na głowie. W rękach trzymała księgę. Czy to znowu tarot? -
pomyślał po raz wtóry. A więc miał przed sobą Papieżycę... Przewodniczkę, której spotkanie
uwalnia siły... Jakie? Nie mógł sobie przypomnieć. Zaraz, a dlaczego nie ukazał się Mag?
Upiorna figura powoli zaczęła odwracać głowę. Zimne oczy zwróciły się w jego stronę.
Tym razem znalazł się we wnętrzu gigantycznej katedry. Ktoś usunął wszystkie ławki i
dekoracje, toteż delikatne księżycowe światło wydobywało z mroku tylko fragmenty
ceglanych ścian i lśniące kwadratowe płyty posadzki. Kilka metrów przed nim stały dwie
osoby pogrążone w ożywionej dyskusji, dalej jacyś ludzie szukali kogoś lub czegoś,
zaglądając do wnętrz niewidzialnych konfesjonałów i badając rzędy nie istniejących krzeseł
przed skrzyżowaniem nawy głównej z transeptem.
74
Fargo zrobił kilka kroków, ale nikt z rozmawiającej pary nie zwrócił na niego uwagi.
Młody człowiek, chłopak jeszcze, podniósł głowę.
- Chyba nie będzie mnie ksiądz straszył piekłem? Jestem...
- Nie kończ, synu! - Mężczyzna w habicie zrobił gest, jakby chciał się zasłonić dłońmi. -
Nie jesteś niewierzący, synu. Ty tylko się wahasz.
- Nie!
- Posłuchaj mnie. My, intelektualiści, powinniśmy ze sobą trzymać. A ja chcę tylko,
żebyś mnie wysłuchał - znowu powstrzymujący gest ręką. - Piekło jest dla maluczkich...
- Co? - Chłopak uśmiechnął się tryumfująco. - Piekła nie ma, sami to przyznaliście parę
lat temu.
- Piekło, Tartar, a jaka to dla ciebie różnica? To tylko pusta nazwa... a mnie chodzi o idee.
Wiem, synu, co cię denerwuje. Wiem, jak wielu rozgoryczeń dostarczają kapłani, którzy
wzywają do wyrzeczeń i ubóstwa, a sami pławią się w bogactwie. Jakich rozterek
przysparzają, potępiając przerywanie ciąży, nie dopuszczając równocześnie do użycia
środków antykoncepcyjnych.
- Zapomniał ksiądz o pedofilach, których chronią hierarchowie... - przerwał kapłanowi
chłopak.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]