logo
 Pokrewne IndeksChris Owen, Jodi Payne [Deviations 05] Safe Words (pdf)Chris Ewan Charlie Howard 01 Dobrego zlodzieja przewodnik po AmsterdamieBunch, Chris & Cole, Allan Anteros 01 The Far KingdomsJames Axler Deathlands 037 Demons of EdenDemons of Eden Mark Ellis(1)Colley Jan WiedeśÂ„ski walcFoster, Alan Dean The Black HoleHarry Turtledove The Best Alternate History Stories Of TheLomer_G 7_Hermetic_LettersJames Axler Deathlands 058 Salvation road
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lafemka.pev.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    śnieg przed moim bratem na koniu.
    Jeff zaśmiał się.
    - Jesteśmy tu - powiedział. - Jesteśmy tu naprawdę!
    34, John Czerwoniuch
    Weszliśmy za Jeffem na skalny grzbiet i zajrzeliśmy w mały lasek na dnie niecki. W
    porównaniu z Okrągłą Doliną był maleńki maleńki i nie rozciągał się na zbocza, jak tamten las.
    Wszystkie drzewa stał) na samym dnie, z wyjątkiem paru olbrzymich, które wystawały samotnie
    ze śniegu, buchając kłębami pary i tworząc własne kręgi światła, tu i ówdzie na stromych,
    śnieżnych zboczach wokół małej dolinki.
    Ludzie krzyknęli z radości, widząc światełka drzew na dole, parę osób zaczęło Jeffowi
    dziękować, byliśmy jednak zbyt zmęczeni zmęczeni i zbyt smutni, żeby coś więcej mówić w
    drodze na dół, i zatrzymaliśmy się od razu, gdy tylko minęliśmy skraj lasu. Na szyję Toma,
    dobrze było znowu usłyszeć buczenie drzew ze wszystkich stron i móc coś widzieć, ale te
    wysokie, proste pnie i lampki wysoko wysoko nad nami, poza naszym zasięgiem, nadawały
    dolince smutny smutny nastrój. I nie było tu kolorowych świateł - ani czerwonych, ani
    niebieskich - wszystkie były białe jak śnieg, albo bladozielonkawożółte - i wcale nie było ciepło
    w tej Dolinie Wysokich Drzew. Nawet na samym dole, między ciepłymi pniami drzew, trzeba
    było cały czas mieć na sobie skóry.
    Ale można było chociaż stanąć na suchej ziemi, nie było aż tak zimno, żeby zakrywać głowę
    - zdjęliśmy wilgotne skóry ze stóp i głów, staliśmy się z powrotem twarzami, a nie futrzanymi
    maskami. Ludzie rozejrzeli się po sobie i zobaczyli przyjaciół, których znali całe życie, i prawie
    wszyscy się rozpłakali - jak dzieci, które się zgubiły, a potem odnalazły. Płakała Angie. Płakał
    Gerry. Płakała Tina. Płakała duża i silna Gela Brooklyn. Płakał nawet Mehmet. Harry ryczał jak
    dziecko swoim tubalnym głosem potężnego mężczyzny.
    - Harry smutny, Harry smutny smutny - szlochał, a Tina przytulała go, żeby się uspokoił.
    I na dokładkę do tego wszystkiego, Dave i Johnny Ryborzeka objęli się i zaczęli opłakiwać
    swoją siostrę Suzie, którą rozszarpał na Ciemnie śnieżny lampart.
    Jedynymi osobami, które nie płakały, były Clare i Janny, bo musiały nakarmić dzieci, oraz
    Jeff, który zdejmował worki z grzbietu swego ukochanego Buna i wygładzał mu futro.
    Ja też nie płakałem. Byłem jakby odrętwiały. Usiadłem na kamieniu i roztarłem stopy.
    - Dobrze, że chociaż będzie historia do opowiadania - powiedziałem sobie.
    Gdybyśmy wszyscy zginęli na Ciemnie, pozostałaby po nas tylko ta historia, którą
    opowiadają o nas w Rodzinie, no a co to byłaby za historia? Mówiłaby o bandzie durnych
    dzieciaków, które nie chciały słuchać Rady, Najstarszych oraz własnych mam, odeszły z Rodziny
    i słuch po nich zaginął. I na tym by się kończyła, tak jak historia Trzech Towarzyszy się kończy,
    kiedy żegnają się z Tommym i Angelą. Ale teraz to się miało zmienić. Przez chwilę wyglądało
    inaczej, ale nasza historia miała jeszcze trwać.
    Co prawda, nie wyglądała tak, jak oczekiwałem, bo kiedy schodziliśmy do Doliny Wysokich
    Drzew, nie ja wszystkich prowadziłem, lecz Jeff. Tak wyszło i tak będzie się tę historię w
    przyszłości opowiadać. Ludzie, których rodzice i dziadkowie jeszcze się nawet nie urodzili, będą
    słuchać o tym, jak mały chłopaczek z krzywostopem na swoim świetlistym koniu zszedł z góry,
    żeby uratować przyjaciół. Będą się śmiać i krzyczeć z radości, kiedy na
    jakieś głupiej, udawanej górze pojawi się ktoś na udawanym koniu i zacznie grać Jeffa.
    ***
    Kiedy Jeff wygładził Bunowi futro, poprowadził go do strumienia, żeby mógł się najeść, i
    przykuśtykał do naszej grupy.
    - Ooo, Jeff, byłeś wspaniały wspaniały! - mówili mu wszyscy po kolei. Nawet bracia
    Ryborzekowie dziękowali mu przez łzy.
    - Dziękidziękidzięki, Jeff! Gdybyś nie przyszedł, wszyscy byśmy tam zginęli jak
    Suzie.
    Oczywiste było: ja coś straciłem, Jeff coś zyskał. Wszyscy słyszeli, że się przestraszyłem.
    Wszyscy słyszeli, jak się przyznaję, że skręciłem nie w tę stronę. Wszyscy stanęli na Ciemnie w
    miejscu, dokąd ich zaprowadziłem, i wiedzieli, że nie mam pojęcia, gdzie pójść dalej. A Jeff
    przyszedł i ich uratował.
    Nic dziwnego, że tak się na niego rzucili, zaczęli go chwalić, całować, tulić, ściskać za rękę i
    klepać po plecach. Pewnie nigdy w życiu nie był w centrum uwagi tak jak teraz, choć minę miał
    taką, że chyba nie do końca mu się to podobało. Myślę, że może czuł się trochę ja ja wtedy, kiedy
    przynieśliśmy do Rodziny tego zabitego lamparta, przez wejście koło
    Nietoperzy.
    Trochę potrwało, zanim ktokolwiek pomyślał o mnie - siedziałem sobie sam na kamieniu,
    patrzyłem na nich i rozcierałem stopy. Po chwili jednak Gela obejrzała się, zauważyła mnie,
    podeszła i przytuliła.
    - Ty też byłeś świetny świetny, John. Ty to wszystko zorganizowałeś - powiedziała. -Ciężko
    ciężko pracowałeś nad wszystkim przy Gardle, kiedy my jeszcze naprawdę nie wierzyliśmy, że w
    ogóle gdzieś dojdziemy.
    Gela była z tych dziewczyn, które wydają się dorosłe nawet kiedy są małymi dziećmi -i przez
    to teraz poczułem się jak dziecko, dla którego dorosły jest miły.
    - A i jeszcze wymyśliłeś, jak przegonić lamparta - dodała.
    Tina zobaczyła, że Gela ze mną rozmawia, i także podeszła i też mnie przytuliła, chociaż
    zupełnie tak jak Gela, tak jak się przytula przyjaciół albo kolegów z grupy.
    Pózniej kolejne osoby przyszły, żeby ze mną porozmawiać. Dix uścisnął mi dłoń. Jane
    ucałowała mnie. Głupkowata Martha Londyn objęła mnie i szlochała i szlochała. Niektórzy
    jednak trzymali się z dala. Mehmet nie zbliżał się do mnie, podobnie jak Dave i Johnny
    Ryborzekowie, których siostra zginęła przez mój plan, ani Angie Podniebieska, której kuzyn
    nigdy nie zginąłby od kija Harry ego, gdybym nie podzielił rodziny na dwoje, ani jej koleżanki z
    grupyA Julie i Candy.
    Nawet ci, co przyszli ze mną pogadać, zaraz sobie poszli, wszyscy poza Gerrym, który
    kucnął na ziemi i został. A i on inaczej teraz na mnie patrzył. Wiedział, że coś straciłem, ale
    pokazywał mi, że i tak będzie przy mnie stał. Zawsze był z niego dobry chłopak, ale mnie tego
    rodzaju dobroci nie musiał dotąd okazywać, no, może wtedy, kiedy wyszedłem z szałasu Belli i
    większość Czerwoniuchów patrzyła w drugą stronę.
    - Wiem, że zle zle ci po tym, co się stało z Suzie i jak się zgubiliśmy - powiedział - ale
    przecież dzięki tobie poszliśmy na górę. Ty nas zorganizowałeś przy Gardle. Ty dopilnowałeś,
    żeby wszystko urządzić i wymyślić,
    - Tak, prawda, dzięki mnie poszliśmy na górę, ale to twój młodszy braciszek sprowadził nas
    na dół.
    I już kiedy mówiłem te słowa do Gerry ego, głowę miałem w połowie zaprzątniętą tym, jak
    mam sobie poradzić z Jeffem.
    Z dziwnym i bystrym Jeffem - znałem go od urodzenia, a w grupie Czerwoniuchów od wielu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl