[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Okna salonu wychodziły na wschód. W pokoju było teraz prawie jasno. Wprawdzie
światło było jeszcze szare i przytłumione, ale w ciągu pół godziny salon zaleje słońce.
Meble zostały odsunięte, żeby zrobić miejsce na podłodze naprzeciwko okna. Na
środku wolnej przestrzeni, na krześle ustawionym na tyle daleko od okna, że nie widać go
było z chodnika, siedziała Alette. Była skierowana twarzą do okna, jakby czekała na
wschód słońca, jakby chciała go zobaczyć. Jakby chciała umrzeć.
- Alette?
Nie poruszyła się. Podeszłam bliżej i zobaczyłam, że ręce ma przywiązane do tylnych
nóg krzesła. Sama lina czy sznur nie wystarczyłyby, żeby ją przytrzymać, dlatego owinięto
ją łańcuchami z krzyżami. Zakneblowano jej usta.
Krzyże. Leo potrzebował zwykłych ludzi, żeby związali wampirzycę i obłożyli krzyżami,
których sam nie mógł dotykać.
- Alette. - Podbiegłam do niej. Dywan w pokoju był cały mokry. Co się tu stało?
Zdjęłam jej bawełniany knebel. Zahaczył się o kieł, ale udało mi się go odczepić.
Alette patrzyła na mnie oszalałym, przerażonym wzrokiem, przyglądając się mi
niespokojnie.
- Kitty, nic ci nie jest? Co oni ci zrobili?
Zaczęłam rozplątywać resztę więzów. Rzucałam krzyże na bok, ale po chwili
stwierdziłam, że mogą się przydać. Schowałam je więc do kieszeni płaszcza.
- Zmusili mnie do debiutu telewizyjnego. Nie martw się, nic mi nie jest. Nic mi się nie
stało. - Fizycznie...
- A Bradley, gdzie jest Bradley?
Cholera. Nie chciałam jej o tym mówić. To okropne, ale liczyłam, że Leo zdążył się już
pochwalić. I że o wszystkim już wie.
- Przykro mi, Alette. Leo był szybki, a Bradley w ogóle się tego nie spodziewał.
- Oczywiście, że nie. Ale wszystko było pewnie szybkie i bezbolesne?
- Skręcił mu kark.
- Kitty. - Miała już wolne ręce i chwyciła mnie mocno. Uwolniona od krzyży była silna,
bardzo silna, i przez chwilę o tym zapomniała. Zcisnęła mnie, a ja mogłam się tylko
zaprzeć, żeby się nie przewrócić. - To moje dzieci, rozumiesz? Dzieci moich dzieci, przez
wszystkie te lata opiekowałam się moją rodziną. Dbałam o nich, patrzyłam, jak dorastają,
jak się rozwijają. Niczego więcej nie chciałam, tylko żeby im było dobrze. Rozumiesz?
Zaczynałam. Bradley był jej prawnukiem - pra do entej potęgi. Tak jak Tom i Emma,
która powiedziała, że jej rodzina była z Alette od dziesięcioleci. Jej kontakty w policji, w
rządzie - to też jej krewni. Ich lojalność wypływała z więzów krwi. Czy dla Alette miało
jakiekolwiek znaczenie, że byli spokrewnieni? Przypomniałam sobie te wszystkie portrety
w jadalni, zdjęcia w holu i w salonie, to wszystko były jej dzieci. Trzymała zdjęcia swojej
rodziny w całym domu, jak każda kochająca matka.
- Alette, musimy się pospieszyć, ci faceci będą zaraz na dole. - Nie mówiąc o słońcu,
które zaczynało wschodzić tuż przed nią. Wzięłam ją za ręce i spróbowałam podnieść z
krzesła.
- Czekaj...
- Jezu, pękła tu jakaś rura? - Klęczałam na mokrym dywanie. Miałam przemoczone
dżinsy.
- To woda święcona. Siedzę w niej. Nie dam rady przejść.
Miała bose stopy. Więcej niż bose - były poparzone, widać było plamy czerwonego
lśniącego mięsa jak wysypka.
Czerwień przesuwała się w górę nogi od podeszwy stopy, atakując każde zamoczone
miejsce. Nawet gdyby udało jej się uwolnić, nie mogłaby nigdzie pójść. Poczułam zapach
spalonego ciała.
Spojrzała na mnie rzeczowo, chociaż ostra żrąca woda święcona musiała być dla niej
torturą.
- No to świetnie. - Rozejrzałam się, próbując zebrać myśli. Nie zaszłam tak daleko, żeby
dać się pokonać mokremu dywanowi. - Skoro mieli jej tak dużo, czemu cię nią nie oblali?
- Bo niekoniecznie by mnie zabiła.
A ktokolwiek to zrobił, chciał, żeby Alette w mękach patrzyła, jak przez okno nadchodzi
jej śmierć.
Zwróciła znów ziemistą twarz na jaśniejące niebo. Wyprostowała się dumnie.
Nie mogłam tak po prostu zasłonić okien. Zasłony nie były rozsunięte; zniknęły, ktoś je
zdjął. Musiałam ją stąd zabrać. Na górze ciągle było słychać kroki, ale żołnierze za chwilę
wrócą na dół.
- Przeniosę cię. - Klęknęłam przy krześle. Pomyślałam, że będzie się sprzeciwiać, że
zacznie mruczeć coś o godności tym swoim brytyjskim, sztywnym akcentem. Nie zrobiła
tego. Złapała mnie w milczeniu za szyję i przytrzymała się, kiedy ją podniosłam. Była dużo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]