[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dopiero kiedy zabrakło im sił, upadły na sofę, nie
przestając się śmiać.
Nagle Leenie spoważniała.
- Kate... Wiem, że teraz myślisz zapewne o Mary... Kate
wzruszyła ramionami.
- Życie jest pełne
zagadek. A jedną z nich jest to,
dlaczego ja szukałam mojej córeczki przez jedenaście lat, a
twój synek wrócił do ciebie po kilku dniach. Ale pewnego
dnia dowiem się, co się z nią stało. Dziś będziemy świętować
powrót Andrew.
Frank nie miał pojęcia, że w ciągu kilku sekund oszaleje
dla dwumiesięcznego dzieciaka. Jednak w tej samej chwili,
gdy doktor Tomlin podał mu Andrew, ten twardziel stopniał
jak lód w słońcu. Wystarczyło jedno spojrzenie niebieskich
oczu dziecka - oczu Leenie - i już było po nim.
- Porównywaliśmy odcisk jego stopy z odciskiem
pobranym przy urodzeniu Andrew Pattona. Zgadzają się w
najdrobniejszych szczegółach - oznajmił doktor Tomlin. - Ten
młodzieniec bez cienia wątpliwości jest Andrew Pattonem.
Tak. Z pewnością. Frank obejrzał sobie dziecko od czubka
głowy po koniuszki palców i wszędzie widział w nim siebie
lub Leenie.
Dziwne, pokochał go od pierwszej chwili, i to nie tylko
dlatego, że Andrew był jego synem, lecz również dlatego, że
był synem Leenie.
Teraz, jadąc do domu, spoglądał co chwila we wsteczne
lusterko. Jego syn spoczywał w pożyczonym na tę okazję
foteliku i widać było, że nie odziedziczył pogodnego
usposobienia swojej matki. Długo płakał, zanim wreszcie
znużony zasnął.
- Nie szkodzi, mały - mruknął Frank. - Zaraz będziesz z
mamą. I nie przejmuj się, że taki z ciebie złośnik. Kobiety
takich lubią.
Czuł jednak niepokój, kiedy ujrzał dom Leenie. Droga
zajęła mu znacznie więcej czasu, niż sądził. Nie chciał
ryzykować szybszej jazdy w tak kiepskich warunkach
pogodowych - nie ze swoim synem w samochodzie. Ale nie
chciał też, aby Leenie cierpiała choćby minutę dłużej.
Zaledwie zatrzymał samochód, drzwi domu otwarły się i
Leenie znalazła się obok, szarpiąc za klamkę tylnych
drzwiczek. Odblokował zamek, odpiął pas i wysiadł, ale
Leenie już wyjmowała z fotelika śpiące słodko niemowlę.
Dopiero teraz, kiedy owinęła synka kocem i przytuliła do
siebie, spojrzała na Franka oczami pełnymi łez radości.
Delikatnie objął ją ramieniem i oboje pospieszyli do domu.
Kate czekała na nich w holu z radosnym uśmiechem.
Nagle Andrew wrzasnął, Leenie rzuciła mokry koc na
podłogę i przytuliła dziecko do siebie, przemawiając do niego
czułym tonem. W ciągu kilku chwil płacz ucichł i chłopczyk
spojrzał na matkę dużymi, błękitnymi oczami.
- Witaj, kochanie - szepnęła, obsypując pocałunkami jego
twarzyczkę.
Andrew pisnął i zagaworzył radośnie.
Frank poczuł, że zaraz się rozpłacze. Cholera, nie
pamiętał, kiedy po raz ostatni uronił łzę - chyba na pogrzebie
ojca. Tak, właśnie wtedy, ale wówczas był sam. A teraz widok
własnego syna, bezpiecznego w ramionach matki, rzucił go na
kolana.
Kate odchrząknęła.
- Cieszę się, że wszystko się dobrze skończyło -
mruknęła. - Chyba wybiorę się spać, żebyście mieli trochę
czasu dla siebie.
Leenie przytuliła Andrew do piersi.
- Nie, Kate, nie musisz...
- To czas dla rodziny: matka, ojciec i dziecko. - Kate
ruszyła do gościnnej sypialni. Zobaczymy się rano.
Frank poszedł za Leenie do salonu i usiadł obok niej na
sofie. Objął ramieniem jej plecy, tuląc ją do siebie tak, jak ona
Andrew. Długo siedzieli w milczeniu.
- Przywiozłeś go do domu, tak jak obiecałeś - szepnęła,
całując główkę dziecka.
- Piękny chłopak - rzekł Frank. - Dziwne, biorąc pod
uwagę, że to ja jestem ojcem.
Leenie zaśmiała się.
Frank sam był zdziwiony, jak wzruszył go ten dźwięk.
- Nie przeszkadzałoby mi, gdyby był do ciebie podobny
w pewnych sprawach... - Leenie oderwała wzrok od dziecka i
spojrzała na niego. - Jesteś niesamowitym facetem i cieszę się,
że to ty jesteś jego ojcem.
Frank zaczerwienił się, zakłopotany. Nikt do tej pory nie
mówił mu takich rzeczy. Wezbrała w nim męska duma.
Pochylił się i delikatnie ucałował Leenie.
- A on jest najszczęśliwszym dzieciakiem na świecie, bo
jesteś jego matką.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Frank pozamykał drzwi i pogasił światła.
Leenie poszła już do sypialni, zabierając ze sobą śpiącego
Andrew, a on usiadł, wyjął z kieszeni telefon komórkowy i
zadzwonił na prywatny numer Sawyera McNamary. Mógł
czekać do rana na rozmowę z szefem, ale teraz, kiedy sprawy
między nim a Leenie zaczęły się układać, zamierzał
zrealizować swój plan spędzenia przynajmniej kilku dni z
synem.
A może w tym czasie uda mu się porozmawiać z Leenie
na temat ich wspólnego rodzicielstwa.
Na razie Andrew jest niemowlęciem i prawdopodobnie
bardziej potrzebuje Leenie niż jego, ale z wiekiem to się
pewnie zmieni.
Sawyer odebrał po trzecim dzwonku.
- McNamara, słucham.
- Tu Latimer.
- A, tak, rozmawiałem już z Moranem i z Kate.
Cieszę
się, że wszystko poszło jak należy. Kate mówiła, że z
dzieckiem wszystko w porządku.
- Tak, Andrew ma się dobrze i jego matka też - Frank
urwał na chwilę, po czym powiedział: - Potrzebuję urlopu.
Tydzień, może dziesięć dni. Chcę choć trochę poznać mojego
syna.
- Nie ma sprawy, tydzień lub dwa są do załatwienia -
odrzekł Sawyer. - A nawet więcej... Zatrudniłem Geoffa
Mondaya. Zastąpi ciebie i Kate.
- Kate też wzięła urlop? Po co? Myślałem, że wylatuje
jutro do Atlanty.
- Powody osobiste. Byłem pewien, że ty wiesz.
- Nic mi nie mówiła.
- Dobrze, więc widzimy się za kilka tygodni.
- Za tydzień, najwyżej za dziesięć dni - poprawił Frank.
- Dobrze, niech będzie. Życzę powodzenia.
Po rozmowie z Sawyerem znowu nabrał wątpliwości.
Może jednak Leenie nie zamierza współpracować? Może
nie chce dzielić się Andrew?
Gdyby dziecko nie zostało porwane, czy dowiedziałby się
o jego istnieniu?
Czuł, że jest zbyt zmęczony, aby myśleć rozsądnie. Może
rano dojdzie do mądrzejszych wniosków.
Idąc korytarzem, zauważył, że drzwi pokoju Leenie są
uchylone.
Nie mógł się powstrzymać, żeby nie zajrzeć do środka.
Poczuł ucisk w żołądku, kiedy zobaczył ją w różowej
koszulce, z włosami rozrzuconymi na poduszce i przytulonego
do niej Andrew w niebieskiej frotowej piżamce.
Matka i syn.
Jego syn.
Jego kobieta.
Chyba nie narusza jej prywatności. Zostawiła przecież
[ Pobierz całość w formacie PDF ]