logo
 Pokrewne IndeksJedwabne a zbrodnie na Kresach 1939 1941 prof. Jerzy Robert NowakAndrzejewski Jerzy Bramy rajuNiemczuk_Jerzy_ _RozbitkowieDć™bski Eugeniusz Yeates 04 Flashback 2, czyli okradziony śÂ›wiatBykow Wasyl Stado wilków02. Goodnight Linda Jak w bajce... Zamośźny kawaler661._Darcy_Lilian_ _Dobre_wr悜‚ćąć˝ki_03_ _KsiÄ‌ćąć˝Ă„™_i_KopciuszekStar Wars Black Fleet Crisis 02 Shield of Lies Michael P Kube McDowellAnne McCaffrey Pern 00 ThreadfallElectronic Trading Gu
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lafemka.pev.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    śmierci prowadziła pani Jansson, odbywała się w jakimś nie znanym młodej Szwedce
    języku. Stąd prosty wniosek: przestępca zna ten język. Przyznaję, policja zrobiła
    pewną niewinną próbę i przekonała się, że rzeczywiście ten, którego podejrzewaliśmy
    o dokonanie zbrodni, włada polskim językiem. Może zresztą nie włada nim w mowie
    i piśmie, ale doskonale rozumie po polsku.
    - Nic nie rozumiem - stwierdził doktor Nilerud.
    - Niedługo państwo zrozumiecie już wszystko - odpowiedział porucznik i
    powrócił do swojego opowiadania. - Ale zdradzenie się z tym, że zna polski język,
    nie było bynajmniej pierwszym błędem przestępcy. Już przedtem zrobił pewne
    niefortunne porównanie, wyrażając się z uznaniem o mojej sportowej sylwetce:
    żałował, że nie noszę munduru, chociaż bardzo twarzowo byłoby mi w zielonym
    uniformie. Zbrodniarz fatalnie się zapomniał. Zielone mundury miało Gestapo w
    Oświęcimiu. Policja szwedzka, ta jej część umundurowana: służba ruchu i
    porządkowa ma mundury ciemnogranatowe. To był pierwszy moment, kiedy
    powziąłem podejrzenia w stosunku do tego człowieka.
    Nikt nie przerywał, a porucznik mówił dalej:
    - Tak więc w Lommie nastąpiło spotkanie ukrywającego się zbrodniarza
    wojennego z jego byłą ofiarą. Ale zbrodniarz również nie był pewny, czy go
    rozszyfrowano. Dlatego też bacznie śledził zachowanie się pani Jansson. Uciekać nie
    mógł. Od razu by się zdradził. W tej sytuacji nie zdołałby opuścić nawet
    Skandynawii. Najwyżej dotarłby do sąsiedniej Kopenhagi. Na razie przeto
    obserwował posunięcia Marii Jannson. Udało mu się podsłuchać jej rozmowę ze
    starym Polakiem. Zrozumiał, że musi działać szybko i zdecydowanie. W parę godzin
    pózniej najbogatsza kobieta Szwecji nie żyła.
    Sven Breman szybko notował słowa oficera policji.
    - Przypuszczam, że pierwotnie przestępca nie miał zamiaru uśmiercać starego
    rybaka. Myślał, że o jego osobie i o jego związkach z Marią Jansson policja nigdy się
    nie dowie. Ale właściciel sklepu futrzarskiego w Malm wspomniał starego Polaka w
    swoich zeznaniach, a Lilljan pomogła nam w zidentyfikowaniu tej postaci.
    Postanowiłem zobaczyć się ze Stanisławem Trzecieckim nazajutrz rano. Niestety,
    morderca był szybszy.
    - Teraz już rozumiem - stwierdził dziennikarz.
    - Ale jeśli raz wstąpi się na drogę zbrodni, trzeba mordować aż do końca.
    Przestępca przed czy też po zamordowaniu Polaka, spotkał policjanta z Lommy,
    Algota Olssona. Przestraszył się. A może Ollson skojarzy to spotkanie ze zbrodnią? Z
    kolei policjant ginie z tej samej ręki. Jednocześnie przestępca robi wszystko, żeby
    zaciemnić obraz rzeczywistości. Doskonałym pociągnięciem było podrzucenie w
    mieszkaniu Trzecieckiego pierścionka z perłą, o którym wszyscy wiedzieliśmy, że
    stanowił przedtem własność fru Jannson. Przypuszczam, że znalazł pierścionek, kiedy
    ten zsunął się z palca Lilljan.
    - Ciągle mówi pan zagadkami - wtrącił kapitan marynarki. - Słucham tego
    opowiadania i nawet nie mogę się domyślić, kim jest przestępca. Jak się nazywa?
    - Proszę bardzo. Oto jego imię i nazwisko oraz pełny tytuł służbowy:
    Oberscharfhrer SS, Hubert Meixner.
    - Jak pan do tego doszedł?
    - Kiedy nasze podejrzenia coraz bardziej się konkretyzowały,
    przeprowadziliśmy malutkie doświadczenie. Wykazało ono, że człowiek, którego
    podejrzewamy, włada językiem polskim. Zdobyliśmy też bez trudu odciski jego
    palców. Po prostu pozostawił je na szkle. Mieliśmy też jego zdjęcia. Zarówno te
    ostatnie z Lommy, jak i różne inne z okresu wcześniejszego, nawet sprzed dwudziestu
    lat. Dowody będące w naszej dyspozycji przesłaliśmy do Polski. Tam nie zapomnieli,
    jak gdzie indziej, ogromu zbrodni hitlerowskich. Polska posiada ponadto bogatą
    kolekcję fotografii i dowodów zbrodni przestępców wojennych, którzy  pracowali w
    obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Maria Jansson na próżno szukała kogoś, kto
    również był w Oświęcimiu i pomógłby jej utwierdzić się w podejrzeniach; zrobiła to
    niezbyt umiejętnie, wybrała drogę prywatnych poszukiwań, a policji było o wiele
    łatwiej. Mogliśmy skorzystać z kontaktów międzynarodowych. Polacy bez trudu
    rozpoznali, kogo przedstawia nasza fotografia i nadesłali nam obszerne dane
    dotyczące osoby Huberta Meixnera oraz jego bogatej przeszłości. Dzięki tym
    dokumentom wiemy, że matką Huberta była Norweżka, ojciec zaś - Hans Meixner -
    przez przeszło dziesięć lat pracował w Sosnowcu, gdzie młody Hubert nawet
    uczęszczał do polskiej szkoły. Dzięki temu, prócz języka niemieckiego, znał zarówno
    polski, jak i norweski. Wiemy także, że specjalnością Oberscharfiihrera SS były
    zastrzyki fenolu w serce. W ten sposób uśmiercił co najmniej tysiąc więzniów. Poza
    tym, kiedy do Oświęcimia przybywały nowe transporty ludzi, Hubert Meixner
    dokonywał tak zwanej  selekcji . Część transportu wysyłał od razu do komór
    gazowych, a młodszych i silniejszych - do pracy, co w tamtejszych warunkach
    równało się wyrokowi śmierci, rozłożonemu jedynie na raty. Prawdopodobnie to
    właśnie ten człowiek posłał  do gazu matkę i rodzeństwo Marii Jansson. Pózniej
    ukrywał się przez jakiś czas w Niemczech, podając się raz za Polaka, raz za Norwega.
    Miał doskonałe dokumenty, zaopatrzył się w nie w Oświęcimiu. Po prostu zabrał je
    ludziom, których sam zamordował. Dzięki temu zdołał w końcu dotrzeć do Norwegii,
    a stamtąd do Szwecji. Ukrył się doskonale. Istnieje takie przysłowie, że pod lampą
    jest najciemnlej. Gdyby nie przypadek, właśnie spotkanie z Marią Jannson, nikt nigdy
    by chyba go nie znalazł. Ale dzisiaj będzie aresztowany. Na nic mu się nie przydały
    trzy morderstwa, zresztą kropla w morzu jego przestępstw.
    Magnus Torg przerwał swoją opowieść i spojrzał na zegarek.
    - Strasznie się zasiedziałem - dodał - wpadłem tu, do pensjonatu pani Astrid
    Brands, aby zabrać resztę swoich rzeczy. Muszę wracać do Lund. Wybaczcie
    państwo, że was opuszczę. Czeka mnie jeszcze dzisiaj dużo pracy.
    To mówiąc porucznik zrobił ruch, jak gdyby chciał wstać, ale powstrzymała
    go widocznie jakaś myśl, bo zwrócił się do doktora Bjorna Nileruda:
    - Pan, doktorze, wspomniał, że chce wybrać się dzisiaj do Lund? Dobrze się
    składa, bo mam miejsce w samochodzie.
    - Musiałbym się przebrać - odpowiedział lekarz policyjny nieco
    zachrypniętym głosem.
    - No cóż, ostatecznie piętnaście, powiedzmy dwadzieścia minut, mógłbym na
    pana poczekać.
    - Dziękuję. Za dwadzieścia minut będę z powrotem - doktor Nilerud wstał i
    szybko wyszedł z salonu.
    - A jednak nie chciał pan nam zdradzić, kto jest tym przestępcą Hubertem
    Meixnerem? - Kilara Tuvesson również podniosła się ze swojego fotela.
    - Przed oficjalnym podpisaniem nakazu aresztowania przez prokuratora - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl