[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śmierci prowadziła pani Jansson, odbywała się w jakimś nie znanym młodej Szwedce
języku. Stąd prosty wniosek: przestępca zna ten język. Przyznaję, policja zrobiła
pewną niewinną próbę i przekonała się, że rzeczywiście ten, którego podejrzewaliśmy
o dokonanie zbrodni, włada polskim językiem. Może zresztą nie włada nim w mowie
i piśmie, ale doskonale rozumie po polsku.
- Nic nie rozumiem - stwierdził doktor Nilerud.
- Niedługo państwo zrozumiecie już wszystko - odpowiedział porucznik i
powrócił do swojego opowiadania. - Ale zdradzenie się z tym, że zna polski język,
nie było bynajmniej pierwszym błędem przestępcy. Już przedtem zrobił pewne
niefortunne porównanie, wyrażając się z uznaniem o mojej sportowej sylwetce:
żałował, że nie noszę munduru, chociaż bardzo twarzowo byłoby mi w zielonym
uniformie. Zbrodniarz fatalnie się zapomniał. Zielone mundury miało Gestapo w
Oświęcimiu. Policja szwedzka, ta jej część umundurowana: służba ruchu i
porządkowa ma mundury ciemnogranatowe. To był pierwszy moment, kiedy
powziąłem podejrzenia w stosunku do tego człowieka.
Nikt nie przerywał, a porucznik mówił dalej:
- Tak więc w Lommie nastąpiło spotkanie ukrywającego się zbrodniarza
wojennego z jego byłą ofiarą. Ale zbrodniarz również nie był pewny, czy go
rozszyfrowano. Dlatego też bacznie śledził zachowanie się pani Jansson. Uciekać nie
mógł. Od razu by się zdradził. W tej sytuacji nie zdołałby opuścić nawet
Skandynawii. Najwyżej dotarłby do sąsiedniej Kopenhagi. Na razie przeto
obserwował posunięcia Marii Jannson. Udało mu się podsłuchać jej rozmowę ze
starym Polakiem. Zrozumiał, że musi działać szybko i zdecydowanie. W parę godzin
pózniej najbogatsza kobieta Szwecji nie żyła.
Sven Breman szybko notował słowa oficera policji.
- Przypuszczam, że pierwotnie przestępca nie miał zamiaru uśmiercać starego
rybaka. Myślał, że o jego osobie i o jego związkach z Marią Jansson policja nigdy się
nie dowie. Ale właściciel sklepu futrzarskiego w Malm wspomniał starego Polaka w
swoich zeznaniach, a Lilljan pomogła nam w zidentyfikowaniu tej postaci.
Postanowiłem zobaczyć się ze Stanisławem Trzecieckim nazajutrz rano. Niestety,
morderca był szybszy.
- Teraz już rozumiem - stwierdził dziennikarz.
- Ale jeśli raz wstąpi się na drogę zbrodni, trzeba mordować aż do końca.
Przestępca przed czy też po zamordowaniu Polaka, spotkał policjanta z Lommy,
Algota Olssona. Przestraszył się. A może Ollson skojarzy to spotkanie ze zbrodnią? Z
kolei policjant ginie z tej samej ręki. Jednocześnie przestępca robi wszystko, żeby
zaciemnić obraz rzeczywistości. Doskonałym pociągnięciem było podrzucenie w
mieszkaniu Trzecieckiego pierścionka z perłą, o którym wszyscy wiedzieliśmy, że
stanowił przedtem własność fru Jannson. Przypuszczam, że znalazł pierścionek, kiedy
ten zsunął się z palca Lilljan.
- Ciągle mówi pan zagadkami - wtrącił kapitan marynarki. - Słucham tego
opowiadania i nawet nie mogę się domyślić, kim jest przestępca. Jak się nazywa?
- Proszę bardzo. Oto jego imię i nazwisko oraz pełny tytuł służbowy:
Oberscharfhrer SS, Hubert Meixner.
- Jak pan do tego doszedł?
- Kiedy nasze podejrzenia coraz bardziej się konkretyzowały,
przeprowadziliśmy malutkie doświadczenie. Wykazało ono, że człowiek, którego
podejrzewamy, włada językiem polskim. Zdobyliśmy też bez trudu odciski jego
palców. Po prostu pozostawił je na szkle. Mieliśmy też jego zdjęcia. Zarówno te
ostatnie z Lommy, jak i różne inne z okresu wcześniejszego, nawet sprzed dwudziestu
lat. Dowody będące w naszej dyspozycji przesłaliśmy do Polski. Tam nie zapomnieli,
jak gdzie indziej, ogromu zbrodni hitlerowskich. Polska posiada ponadto bogatą
kolekcję fotografii i dowodów zbrodni przestępców wojennych, którzy pracowali w
obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Maria Jansson na próżno szukała kogoś, kto
również był w Oświęcimiu i pomógłby jej utwierdzić się w podejrzeniach; zrobiła to
niezbyt umiejętnie, wybrała drogę prywatnych poszukiwań, a policji było o wiele
łatwiej. Mogliśmy skorzystać z kontaktów międzynarodowych. Polacy bez trudu
rozpoznali, kogo przedstawia nasza fotografia i nadesłali nam obszerne dane
dotyczące osoby Huberta Meixnera oraz jego bogatej przeszłości. Dzięki tym
dokumentom wiemy, że matką Huberta była Norweżka, ojciec zaś - Hans Meixner -
przez przeszło dziesięć lat pracował w Sosnowcu, gdzie młody Hubert nawet
uczęszczał do polskiej szkoły. Dzięki temu, prócz języka niemieckiego, znał zarówno
polski, jak i norweski. Wiemy także, że specjalnością Oberscharfiihrera SS były
zastrzyki fenolu w serce. W ten sposób uśmiercił co najmniej tysiąc więzniów. Poza
tym, kiedy do Oświęcimia przybywały nowe transporty ludzi, Hubert Meixner
dokonywał tak zwanej selekcji . Część transportu wysyłał od razu do komór
gazowych, a młodszych i silniejszych - do pracy, co w tamtejszych warunkach
równało się wyrokowi śmierci, rozłożonemu jedynie na raty. Prawdopodobnie to
właśnie ten człowiek posłał do gazu matkę i rodzeństwo Marii Jansson. Pózniej
ukrywał się przez jakiś czas w Niemczech, podając się raz za Polaka, raz za Norwega.
Miał doskonałe dokumenty, zaopatrzył się w nie w Oświęcimiu. Po prostu zabrał je
ludziom, których sam zamordował. Dzięki temu zdołał w końcu dotrzeć do Norwegii,
a stamtąd do Szwecji. Ukrył się doskonale. Istnieje takie przysłowie, że pod lampą
jest najciemnlej. Gdyby nie przypadek, właśnie spotkanie z Marią Jannson, nikt nigdy
by chyba go nie znalazł. Ale dzisiaj będzie aresztowany. Na nic mu się nie przydały
trzy morderstwa, zresztą kropla w morzu jego przestępstw.
Magnus Torg przerwał swoją opowieść i spojrzał na zegarek.
- Strasznie się zasiedziałem - dodał - wpadłem tu, do pensjonatu pani Astrid
Brands, aby zabrać resztę swoich rzeczy. Muszę wracać do Lund. Wybaczcie
państwo, że was opuszczę. Czeka mnie jeszcze dzisiaj dużo pracy.
To mówiąc porucznik zrobił ruch, jak gdyby chciał wstać, ale powstrzymała
go widocznie jakaś myśl, bo zwrócił się do doktora Bjorna Nileruda:
- Pan, doktorze, wspomniał, że chce wybrać się dzisiaj do Lund? Dobrze się
składa, bo mam miejsce w samochodzie.
- Musiałbym się przebrać - odpowiedział lekarz policyjny nieco
zachrypniętym głosem.
- No cóż, ostatecznie piętnaście, powiedzmy dwadzieścia minut, mógłbym na
pana poczekać.
- Dziękuję. Za dwadzieścia minut będę z powrotem - doktor Nilerud wstał i
szybko wyszedł z salonu.
- A jednak nie chciał pan nam zdradzić, kto jest tym przestępcą Hubertem
Meixnerem? - Kilara Tuvesson również podniosła się ze swojego fotela.
- Przed oficjalnym podpisaniem nakazu aresztowania przez prokuratora -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]