[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rower zaczął się obracać wokół własnej osi. Kręcenie kierownicą i pedałowanie nie dawały żadnego
efektu. W końcu pojazd przechylił się niebezpiecznie na jedną stronę. Coś próbowało go przewrócić!
Kendra przechyliła się na przeciwną burtę, by uniknąć wywrócenia do góry dnem, a wtedy łódz
gwałtownie zachwia-
294
ła się w drugą stronę. Dziewczynka przerzuciła ciężar ciała, rozpaczliwie usiłując utrzymać
równowagę. Zobaczyła palce trzymające rower z jednej strony. Próbowała je odtrącić, co wywołało
tylko chichot.
Pojazd zaczął się szybko obracać.
- Zostawcie mnie! - krzyknęła Kendra. - Muszę się dostać na wyspę.
Odpowiedział jej jeszcze głośniejszy chichot wielu istot.
Dziewczynka pedałowała zawzięcie, ale bezskutecznie. Nadal się obracała i oddalała od celu. Najady
znów zaczęły kołysać łodzią. Kendra odkryła, że dzięki temu, że środek ciężkości znajduje się nisko,
wystarczy trochę się wychylać, by uniknąć przewrócenia łodzi. Nimfy nie dawały jednak za wygraną.
Usiłowały zdekoncentrować dziewczynkę, bębniąc w dno i machając rękami. Aódz trzęsła się, kiwała i
obracała, a potem nagle najady napierały na nią wszystkie razem, licząc na to, że Kendra straci
równowagę. Ona jednak za każdym razem reagowała błyskawicznie, przerzucając ciężar ciała tak, by
udaremnić ich starania. Sytuacja była patowa.
Same najady się nie pokazywały. Dziewczynka słyszała ich śmiechy i widziała ich dłonie, ale nigdy nie
dostrzegła twarzy
Postanowiła przestać pedałować. Do niczego to nie prowadziło, marnowała tylko energię. Skupiła się
na balansowaniu ciałem, żeby łódz się nie przewróciła.
Próby stały się rzadsze. Kendra nic nie mówiła, nie reagowała na prowokacyjne chichotania,
ignorowała dłonie na burtach. Tylko odpowiednio się wychylała, gdy usiłowały wywrócić pojazd.
Coraz lepiej jej szło - najady ledwie go przekrzywiały.
Wreszcie próby ustały. Po jakiejś minucie bezczynności Kendra zaczęła pedałować w stronę wyspy.
Wkrótce została
295
zatrzymana. Natychmiast przestała pedałować. Najady znów kręciły i kołysały rowerem.
Dziewczynka czekała. Po kolejnej minucie wróciła do pedałowania. Nimfy ponownie ją odciągnęły,
ale jakby z mniejszym zapałem. Czuła, że się poddają, że już się znudziły.
Przy ósmej próbie wykorzystania tej samej metody najady w końcu straciły zainteresowanie. Wyspa
była coraz bliżej. Dwadzieścia metrów. Dziesięć. Kendra spodziewała się, że zatrzymają ją w ostatnim
momencie. Nie zrobiły tego. Przód roweru wodnego otarł się o brzeg. Panowała
cisza.
Nadeszła chwila prawdy. Gdy Kendra postawi stopę na wyspie, albo zmieni się w puch dmuchawca,
albo nie.
Teraz było jej już prawie wszystko jedno, więc wyskoczyła z pojazdu i wylądowała na brzegu. Nie
poczuła nic magicznego ani wyjątkowego i nie stała się chmurą nasion.
Za jej plecami rozległ się za to głośny śmiech. Odwróciła się i ujrzała, jak jej rower wodny odpływa od
wyspy. Było już za pózno, by zareagować, nie wchodząc do wody. Kendra pacnęła się w czoło. Najady
wcale się nie poddały - po prostu zmieniły strategię! Dziewczynka była tak zaaferowana perspektywą
przemiany w puch dmuchawca, że nie wyciągnęła roweru na brzeg dostatecznie daleko. Mogła
przynajmniej nie puszczać liny!
Cóż, musiała prosić Królową Wróżek o jeszcze jedną przysługę.
Wyspa nie była zbyt duża. Kendra potrzebowała mniej więcej siedemdziesięciu kroków, żeby obejść ją
całą wzdłuż brzegu. Po drodze nie dostrzegła nic ciekawego. Kapliczka znajdowała się zapewne bliżej
środka.
296
Nie rosły tu żadne drzewa, było jednak wiele krzaków, niektóre wyższe niż Kendra. Brakowało ścieżek,
więc przeciskanie się między nimi okazało się denerwujące. Jak mogłoby wyglądać to sanktuarium?
Dziewczynka wyobrażała sobie mały budynek, ale kiedy już kilkakrotnie przemierzyła wyspę,
przekonała się, że nie ma na niej nic takiego.
Może nie zmieniła się w pyłki dmuchawca, bo ta cała wyspa to ścierna. Albo nie ma już tutaj
sanktuarium. Tak czy inaczej, utknęła na skrawku lądu pośrodku stawu pełnego istot, które chciały ją
utopić. Jakie to uczucie - utonąć? Czy wdychałaby wodę, czy po prostu straciła przytomność? Czy
może wcześniej dopadłby ją demon?
Nie! Zaszła już tak daleko. Poszuka jeszcze raz, uważniej. Może sanktuarium to coś naturalnego, na
przykład szczególny krzak albo pień drzewa.
Ponownie obeszła brzeg, tym razem powoli. Zauważyła cienką strużkę wody. Strumień na tak
niewielkiej wysepce, choćby maleńki, to dziwny widok. Ruszyła wzdłuż niego w stronę centrum, aż w
końcu znalazła miejsce, gdzie bulgocząc wypływał z ziemi.
Tam, u zródła, stała pięciocentymetrowa, misternie rzezbiona statuetka wróżki. Znajdowała się na
białym postumencie, który podwyższał ją o kilka centymetrów. Przed nią leżała mała srebrna miska.
Oczywiście! Wróżki są malutkie, więc to sensowne, że i kapliczka jest niewielka!
Kendra upadła na kolana obok zródełka, dokładnie na wprost figurki. Noc była bardzo spokojna.
Spojrzawszy w niebo, dostrzegła, że horyzont na wschodzie nabiera purpurowego odcienia. Noc miała
się ku końcowi.
297
Jedyne, co jej przyszło do głowy, to z kompletną szczeros'cią wyłożyć wszystko, co jej leżało na sercu:
- Dobry wieczór, Królowo Wróżek. Dziękuję, że pozwoliłaś mi się odwiedzić i nie zamieniłaś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]