[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Rasti. - Yonan przerwał ciszę.
Tuż nad ziemią utworzyła się rzeka owych oczu, ale nie rozlewała się szerzej, nie
próbowała ich ogarnąć, jak tego bała się Kelsie. Wydawało się, że i ci mieszkańcy Ciemności
byli w tej chwili tak ostrożni względem nich, jak poprzednio Thasowie. Mimo że stworzenia
te przestały się posuwać, kłębiły się w jednym miejscu, osłaniając przed nimi skałę i coś, co
mogłoby stanowić przejście do zewnętrznego świata. Eksperymentując dziewczyna
rozhuśtała klejnot na całą długość łańcucha i zauważyła, iż stworzenia z pierwszej linii
zachwiały się. Rozległ się przerazliwy chichot, wzrastając ostro ponad głuche dudnienie
bębnów w kształcie mis. Zastępy Rasti rozdzieliły się, pozostawiając wolny pas, którym
nadchodziło coś potężniejszego niż Thasowie, wyższego, silniejszego i, co Kelsie rozpoznała
po błyskawicznym przypływie wstrętu, daleko bardziej przepełnionego złem.
Dzięki różdżce, którą nowo przybyły dzierżył w ręku, żółtawe światło, wypływające z
pali, rozbłysło jeszcze raz i rozlało się wokół. W jego blasku dziewczyna ujrzała postać tak
wysoką jak Yonan. Nie miała ona na sobie zbroi ani, co więcej, żadnego okrycia poza
zmierzwionymi kłakami.
To coś podrygiwało raczej, niż kroczyło, jak gdyby odprawiając w ten sposób uroki w
jakimś nieznanym obrzędzie. Pałąkowate, owłosione nogi kończyły rozdwojone do połowy
swej długości kopyta. A te na przemian kopały Rasti, trafiając celnie raz po raz któreś
zwierzę i posyłając je w obrotach, rozświergotane, w kierunku własnych towarzyszy, na
których opadało z łomotem.
Reszta tej postaci była zgarbiona, jak gdyby nie mogła z powodu rozpiętości, a także
grubości ramion całkowicie się wyprostować. Brzuszysko sterczało przed nią bezwstydnie.
Wszystko to razem tworzyło odstręczającą kreaturę.
Ale ponad ciałem o pochyłych ramionach i wydętym brzuchu tkwiła tak niepokojąco
piękna głowa, jak gdyby dwa różne stworzenia obleczono za pomocą jakiegoś obrzydliwego
zaklęcia jednym kształtem. Głowa ta nie była ani męska, ani kobieca, odznaczała się jednak
wielką urodą. Twarz miała nieskazitelne, stężałe w maskę, spokojne rysy. A włosy, które ją
otaczały, w niczym nie przypominały kłaków porastających resztę ciała, lecz spływały luzno
jedwabistymi lokami, połyskującymi w świetle czerwienią.
Najdziwniejszy ze wszystkiego był jednak fakt, iż to coś, jak ustaliła Kelsie,
poruszało się z zamkniętymi oczyma, ale bez niepewności właściwej niewidomym, raczej
tak, jak gdyby ciało tego czegoś przestrzegało jakiegoś zestawu norm.
Kelsie wyczuła ruch koło siebie. To Yonan zaczął iść na spotkanie owego stworzenia,
wyciągnąwszy w jej kierunku ramię, jak gdyby chciał tym sposobem odepchnąć od niej
niebezpieczeństwo. Klejnot rozbłysnął znowu i Kelsie poczuła, jak uszczuplał zasoby jej
ducha.
- Ach, to Tolar... Stałeś się bardziej odważny w obecnej dobie. Czyżbyś zapomniał o
Yarhumie w czasie długich lat swego wygnania? - Doskonale zarysowane usta poruszyły się
z przesadą, gdy stworzenie się odezwało, a niewidzące, okryte powiekami oczy były
wyraznie zwrócone w stronę towarzysza Kelsie.
- Tolar nie żyje... od dawna - odparł ponuro Yonan. - Nie pamiętam...
- Jesteście śmiertelni. - Głowa kreatury drgnęła, głos zaś stał się radosny. - Czemu tak
się boisz tego, co ci ofiarowywano? Byłeś Tolarem, kiedy ostatni raz się spotkaliśmy, i być
może to tym lepiej dla nas. To, iż musisz czekać, by się znów narodzić, stanowi kaprys
Wielkiej Mocy. Ale zapomnieć, ach, Tolarze, to głupota. Zciany Varhuma zostały wyłamane
przez...
- Siły Plaspera - przerwał Yonan. - Ty zaś jesteś...
- Oczami i ustami, niekiedy tez orężem, jednego z tych znacznych, kogoś, kogo ty,
stojący po stronie Zwiatłości, nie możesz sobie nawet wyobrazić. Jednak i ja byłem ongiś
twej krwi i twego Rodu.
Zapadła na chwilę cisza, zamarł nawet świergot Rasti. Kelsie uświadomiła sobie, że
przez ciało jej towarzysza przebiegł dreszcz, tak blisko siebie teraz stali.
- W Vocku...? - Słowa te rozbrzmiały raczej jak pytanie, nie jak zwykłe oznajmienie
nazwy miejsca.
W tym momencie doskonale wykrojone wargi wykrzywiły się w okrutnym uśmiechu.
- Znakomicie! Widzisz, skoro już tyle powiedziałeś, to znaczy, że pamiętasz! Nie
próbuj żadnych sztuczek, by wymazać z pamięci przeszłość, Tolarze. Wiesz, kim jestem
naprawdę... Nazwij mnie z imienia, skoro odważyłeś się wspomnieć o Plasperze.
Kelsie znowu poczuła, jak dreszcz wstrząsnął ciałem
Yonana. Ale na jego twarzy, o ile mogła dostrzec, malował się niezmienny spokój
niczym u tego drugiego.
- Lord Rhain.
- Tak. Nazywano mnie jeszcze innymi imionami w tamtych dniach, prawda? Traitor,
Betrayer, Ten z Ciemności! W twoich oczach byłem nimi wszystkimi, czyż nie? Ale, jak
widzisz, stałem się mądrzejszy... kiedy zdałem sobie sprawę z tego, iż nasze miecze znajdują
się po niewłaściwej stronie... wtedy kiedy Kairinkar miał jeszcze za sobą siły przyszłości. I
tak... - Przygarbione ramiona drgnęły, a przez wargi przemknął ponownie pojedynczy blady
uśmiech. - %7łyłem...
- Pod taką postacią - wybuchnął Yonan.
- Czyż nie wystraszyłem cię już niegdyś należycie, przyjacielu? Jeśli zechcę... - Z ust
wydobył mu się kłąb dymu, który wydłużając się i gęstniejąc, okręcał się wokół tej
niekształtnej postaci skrywając ją całkowicie. Kelsie jednak nie miała wątpliwości, iż
stworzenie to wciąż tam było. Nadleciał słabiutki żółtoczerwony powiew i dym się rozpłynął.
Zamiast owłosionego cielska, które wyszło im naprzeciw, ujrzeli mężczyznę, którego
sylwetka współgrała wspaniale z kształtną głową i piękną twarzą. Kelsie przyszło na myśl, że
wszystko to jest z pewnością iluzją. Mimo to mężczyzna wydawał się teraz równie
prawdziwy, jak kilka chwil wcześniej w skórze pół zwierza, pół człowieka.
- Widzisz... - Nawet jego głos zmienił rytm, stał się jakby daleko bardziej ludzki,
zabrakło w nim owej ledwo uchwytnej wzgardy, którą zawierał tamten poprzedni. - Oto
Rhain we własnej osobie...
Ale Yonan z wolna potrząsnął głową.
- Byłeś Rhainem. Kim zaś jesteś teraz w oczach tych, którzy stoją po stronie
Zwiatłości?
Pod wpływem impulsu Kelsie, mimo że znowu nie potrafiła powiedzieć, dlaczego to
zrobiła, machnęła w kierunku mężczyzny klejnotem czarownicy zawieszonym na łańcuchu.
Niebieskawy promień, który kamień przez cały czas emitował, dotknął wysokiego,
doskonałego ciała. Powietrze poczęło drgać, jak gdyby rozprysła się jakaś cienka szyba, i
Kelsie ujrzała, że Rhain wrócił do swej poprzedniej groteskowej postaci.
- Nawet naszych oczu nie możesz już omamić... - odezwał się Yonan w głos.
Ale uwaga Rhaina przeniosła się z mężczyzny, którego brał za dawnego towarzysza,
na Kelsie i jego twarz przybrała tak grozny wygląd, że aż zharmonizowała się z resztą ciała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]