[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wydało mi się, że ich oczy mierzą nas i obserwują, podobnie jak niegdyś
przyglądali mi się i oceniali mnie dawno zmarli królowie, którzy byli
Strażnikami i Opiekunami Arvonu. Chciałabym wiedzieć, do jakich doszli
wniosków co do mojej osoby.
Pózniej znalezliśmy się w obszernym, pogrążonym w mroku pomieszczeniu.
Zalegające w kątach ciemności ukrywały jego prawdziwe rozmiary. Na jego
przeciwległym końcu zobaczyłam zielone światło i tam właśnie śpieszył Herrel,
ja zaś, jak zawsze, za nim. Były to Ognie Zwierzołaków, które kiedyś otaczały
mnie na pagórku z samotnym obeliskiem. A tutaj paliły się wokół pary śpiącej
na jednym łożu.
Jeszcze raz spojrzałam na Gillan, która była tak wspaniale przy odziana jak
nigdy dotąd. Miała na sobie wyszywaną srebrem suknię miłej dla oka zielonej
barwy, a wśród zawijasów haftu połyskiwały małe mlecznobiałe klejnociki.
Siatka z takich samych szlachetnych kamieni przytrzymywała jej włosy. Ręce
miała skrzyżowane na piersi. Pomyślałam, że nigdy nie była tak piękna w życiu.
Albowiem, gdy tak wpatrywałam się w leżącą nieruchomo kobietę, straciłam
przekonanie i pewność, że to ja jestem Gillan i że od urodzenia nosiłam tę
cielesną powłokę.
Obok niej spoczywał Herrel. Hełm umieszczono obok jego głowy, tak że widziałam
twarz. Miał na sobie kolczugę, a w zaciśniętych dłoniach tkwiła rękojeść
obnażonego miecza.
- Oddają mi wszystkie honory - odezwał się bezgłośnie ten, który stał obok
mnie. - Honory, których zawsze mi odmawiali, kiedy... nie spałem.
- Ależ oni są martwi!
- Czy jesteśmy martwi? Twierdzę, że nie! Był bardzo pewny siebie. Ale kiedy
znowu spojrzałam na leżącą na łożu Gillan, pomyślałam, że to ja powiedziałam
prawdę i że nie ma powodu, aby w to wątpić.
- Gillan! - Herrel ostrzegł mnie z lojalnością towarzysza broni, który widzi
skradającego się wroga. - Ty nią jesteś. Nie waż się myśleć inaczej, bo
będziesz zgubiona. Teraz!
Lśnienie powietrza zbliżyło się do łoża. Nigdy nie dowiedziałam się, jakie
czary rzucił wtedy Herrel. Palące się równym płomieniem Ognie Zwierzołaków w
jego pobliżu nagle pochyliły się poziomo i razem ze mną prześliznął się nad
nimi.
Czym jest śmierć? Dwukrotnie zajrzała mi w oczy w widmowej krainie, a może i
po raz trzeci w moim świecie. Mimo to nie umiem ująć w słowa jej istoty.
Jeżeli już nie żyliśmy, gdy powróciliśmy do Szarych Wież owej nocy, to
uczucie, które nas tam sprowadziło, okazało się silniejsze od śmierci.
Gillan była znów Gillan. Nie musiałam otwierać oczu, żeby się o tym przekonać.
Pózniej przesunęłam rękami po wystrojonym ciele, zobaczyłam księżycowy blask
zdobiących suknię klejnocików, które zalśniły, kiedy się poruszyłam.
- Herrel?
- Tak...
Odłożył miecz, wyciągnął ramiona i przytulił mnie do piersi. Nasze usta
spotkały się i odpowiedziałam na jego pocałunek z równym żarem. Potem odsunął
mnie nieco, przyglądając mi się z uśmiechem.
- Zdaje się, najdroższa małżonko, że bardzo dobrze radzimy sobie na wojnie
jako towarzysze broni. Zobaczymy teraz, jak się nam powiedzie podczas pokoju.
- Bardzo chętnie podejmę tę próbę, drogi małżonku! - roześmiałam się.
Zsunął się z łoża i pomógł mi wstać. Długie fałdy szaty, w którą mnie ubrano,
opadły ciężko w dół, krępując swobodę ruchów. Szarpnęłam je lewą ręką, gdyż
prawą trzymał Herrel.
- Wyglądam wspaniale - skomentowałam. - Zbyt wspaniale...
- Piękność zasługuje na piękno. - Herrel nie powiedział tego żartem i dłoń
zadrżała mi lekko, gdy ścisnął ją mocniej.
- Możliwe, ale pragnę więcej swobody - odparowałam. Albowiem nagle
uświadomiłam sobie, że te ciężkie suknie przykuwają mnie do przeszłości, od
której powinnam się oderwać. Wyjęłam rękę z dłoni Herrela, rozpięłam klamerki,
rozwiązałam sznurówki, rozebrałam się z ozdobionej klejnotami wspaniałej szaty
i rzuciłam ją na puste łoże. Pozostałam w nieco krótszej spodniej sukni.
- Pójdziemy? - Herrel znowu ujął mnie za rękę.
- Dokąd, panie?
- Nie mogę udzielić ci odpowiedzi - odrzekł uśmiechając się - ponieważ sam nie
mam pojęcia. Wiem tylko, że opuścimy Szare Wieże i Kompanię i poszukamy
własnego miejsca w życiu. Czy jesteś temu przeciwna?
- Nie. Wybierz jakąś drogę, panie małżonku, a stanie się moją. Ale zostaw tu
swój hełm i miecz...
- I to... - Jedną ręką rozpiął pas i rzucił go na łoże. Obok poduszki nadal
stał jego hełm z figurką kota. - Już nigdy ich nie użyję - dodał. W jego
głosie zabrzmiała taka nuta, że nie śmiałam o nic więcej pytać.
Herrel prowadził mnie za rękę przez tę długą komnatę, jakbyśmy byli parą
pragnącą wziąć udział w dworskim tańcu, aż wyszliśmy innymi drzwiami na
dziedziniec. Otaczało nas siedem wielkich wież. Na ciemnym niebie świecił
księżyc i gwiazdy. Nikt się nie pojawił, gdy dotarliśmy do stajni, gdzie
Jezdzcy Zwierzołacy trzymali swoje bułane konie. Herrel osiodłał moją klacz i
swego ogiera. Wyprowadziliśmy je na otwartą przestrzeń. Przed nami była brama.
- Kiedy opuścimy ten zamek, pojedziemy w nieznane...
- Czy już nie podróżowaliśmy przez nieznane krainy, drogi małżonku?
- Właśnie! - przytaknął ze śmiechem Herrel. - Niech więc tak będzie!
- Kto idzie?
Z cienia bramy wynurzył się Jezdziec z ogierem na szłomie. Księżyc srebrzył
obnażony miecz w jego dłoni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]