[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Rachel - powiedział miękko - to, co chcesz zrobić,
bardzo wiele dla mnie znaczy. Wszyscy ci ludzie to moi
przyjaciele. Ale nie rób tego, jeśli chcesz w ten sposób
odkupić jakieś swoje winy. Powiedziałem ci, że przeszłość nie
ma znaczenia.
Chciała mu powiedzieć, że nikt nie zdaje sobie sprawy, do
jakiego stopnia ona czuje się winna, ale nie zdążyła tego
zrobić. Do domu wpadł rozpromieniony David.
- Mamo! - zawołał. - Tutaj grają w piłkę nożną! Jordan mi
powiedział! Czy myślisz, że jestem wystarczająco dobry, żeby
grać w drużynie?
- Na pewno tak - uśmiechnęła się, gładząc go po głowie,
myślami jednak była przy Johnie.
Po kolejnej dobrze przespanej nocy i kilku porcjach
lekarstwa rankiem następnego dnia Rachel czuła się już
zupełnie dobrze. Siedziała przy stole w kuchni i
przysłuchiwała się rozmowie Johna z Davidem.
- Będziesz musiała powiększyć ten domek, jeśli chcesz tu
zamieszkać z synem - powiedział nagle John. - Moglibyśmy
wyburzyć jedną ze ścian i dobudować dodatkowe
pomieszczenie. Kuchnia znalazłaby się we wnęce, i dałoby się
urządzić dwie sypialnie z łazienką pośrodku.
- My? - powtórzyła ze zdziwieniem.
- Jake i ja. On pracował na budowie. To nie byłby dla
niego żaden problem.
Rachel zastanowiła się nad tą propozycją. Owszem, w ten
sposób domek stałby się o wiele wygodniejszy, a David
miałby swój pokój.
- John - zmartwiła się nieoczekiwanie. - Ile to będzie
kosztowało? Nie mogę sobie pozwolić na wiele, dopóki nie
mam stałych dochodów.
- Coś wymyślimy - pocieszył ją.
- Nie mogę wam zapłacić w krowach ani w kurach -
rzekła ze śmiechem.
- Powiedziałem ci, że coś wymyślimy. Chcesz mi pomóc
w naprawianiu dachu? - zapytał Davida.
- Naprawdę mogę? - ucieszył się chłopiec.
- Jasne. Muszę wejść na strych i będę potrzebował
pomocnika.
- Tylko bądzcie ostrożni - ostrzegła ich Rachel, gdy
zaczęli się wspinać na drabinę. - I nie pobrudzcie się za
bardzo.
John westchnął i mrugnął porozumiewawczo do Davida.
W piętnaście minut pózniej pojawił się Tiny, machając
plikiem jakichś kwestionariuszy.
- Przykro mi, Rachel, że muszę ci przeszkodzić -
powiedział, zdejmując czapkę - ale Norma mówiła, że chcesz
nam pomóc. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem, żeby
agenci rządowi zjawili się tak szybko. To jakaś pomoc
rządowa - wzruszył ramionami. - Urzędnicy są już w mieście i
ogłaszają, że wszyscy poszkodowani mają się do nich zgłosić.
Nie chciałbym występować o żadną pomoc, ale... nie mam
wyjścia. Lisa zdążyła już przepuścić wszystkie moje
oszczędności i nie mam za co odbudować domu.
- Przyjrzyjmy się temu - powiedziała Rachel, wyjmując
dokumenty z jego ręki.
Usiedli przy stole i zajęli się przeglądaniem papierów.
Rachel podświadomie wciąż nasłuchiwała dobiegających z
korytarza głosów Johna i Davida.
- Czy tak właśnie wbija się gwozdzie, John? - dopytywał
się chłopiec.
Rachel usłyszała głośny stuk.
- Niezle - pochwalił Davida John. - Widać, że nie
pierwszy raz masz w ręku młotek.
- Czasami pomagam mamie, na przykład w dokręcaniu
śrub przy rurach.
- Dobrze mieć kogoś takiego przy sobie - powiedział John
z uznaniem. - Teraz, gdy tu zamieszkacie, na pewno będziesz
dla mamy wielką pomocą.
- Jasne - odrzekł chłopiec. - Ty też będziesz nas
odwiedzał, prawda? Jesteśmy przecież przyjaciółmi.
- Najlepszymi na świecie - zapewnił go John.
Rachel poczuła, że serce jej się ściska. Kiedyś musi
nadejść dzień, gdy obydwaj poznają prawdę. A to może
oznaczać koniec ich przyjazni.
- Rachel, czy wszystko w porządku? - zapytał Tiny z
niepokojem.
Skinęła głową, udając, że masuje sobie skronie.
- Po tym przeziębieniu jeszcze trochę boli mnie głowa -
powiedziała i skupiła się na dokumentach, usiłując nie słuchać
dalszego ciągu prowadzonej na strychu rozmowy.
ROZDZIAA DZIESITY
Następny dzień był pogodny i bezwietrzny. John i David
pracowali na dachu. Rachel przypuszczała, że pomoc"
Davida tylko opózniała tempo pracy, John jednak wykazywał
wobec chłopca niezwykłą cierpliwość, a David był
bezgranicznie dumny ze swej roli.
Jeszcze dwóch farmerów przyszło do Rachel z
dokumentami dotyczącymi programu rządowego. Byli to
dumni ludzie, którzy uważali rządowe ulgi za rodzaj jałmużny
i sądzili, że korzystanie z tego typu pomocy przynosi im ujmę.
Norma jednak nalegała, by porozmawiali z Rachel. Jej zaś w
końcu udało się przekonać mężczyzn, że pomoc im się
rzeczywiście należy, a pieniądze przydadzą się na odbudowę
domów.
Gdy wyszli, z głębokim westchnieniem ulgi oparła nogi na
krześle i przysunęła sobie talerz z ciastkami upieczonymi
przez Elizabeth. John i David zeszli wreszcie ze strychu.
- Jesteś sama? - zapytał John, myjąc ręce nad zlewem.
- Wreszcie - westchnęła. - Farmerzy to strasznie uparci
ludzie.
John uśmiechnął się i mrugnął do Davida, który stał obok
niego i również mył ręce.
- A wam, bankowcom, wydaje się, że to wy rządzicie
całym światem - mruknął. - My, farmerzy, znamy was jak zły
szeląg.
- Bez nas, bankowców, wy, farmerzy nie mielibyście
maszyn ani nasion - odparowała.
- A wy, bankowcy - nie poddawał się John, sięgając po
ciastko leżące na talerzu - nie mielibyście ciastek, gdybyśmy
wam nie wyprodukowali mąki.
- Cieszę się, że przynajmniej nie uważasz, że to właśnie
farmerzy produkują czekoladę - mruknęła, powstrzymując
uśmiech.
John zaśmiał się i usiadł obok niej.
- Co byś powiedział - zwrócił się do Davida - gdybyśmy
popłynęli dziś łodzią?
- Naprawdę? - zawołał chłopiec z entuzjazmem. - Dokąd?
- Muszę się dostać do domu. Mama zostawiła jakieś
rzeczy na piętrze. Jeśli woda podniesie się jeszcze trochę, nie
będziemy mogli ich odzyskać.
Rachel z przygnębieniem pomyślała o tym, ile John stracił
przez powódz. Nie była pewna, czy potrafi znieść widok
zatopionej farmy.
- Popłyniesz z nami, Rachel? - zapytał John, dotykając
lekko jej dłoni.
- Dobrze - zgodziła się. - Popłynę, jeśli pozwolisz mi
zabrać te ciastka.
Widok zatopionego domu był wstrząsający. Woda sięgała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]