logo
 Pokrewne IndeksD165. Jamison Kelly WillJames P. Hogan The Multiplex Man (BAEN)Frederik Pohl The Boy Who Would Live ForeverElizabeth Hoyt The Leopard PrinceArdath Mayhar Hunters of the PlainsBear, Greg Eon 3 LegacyFM Busby Long View 3 Zelde M'TanaNiemczuk_Jerzy_ _Rozbitkowie478.Marinelli Carol Powrót na wyspć™ KsanosBroadrick Annette Spotkanie w tropikach
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lorinka.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - Rachel - powiedział miękko - to, co chcesz zrobić,
    bardzo wiele dla mnie znaczy. Wszyscy ci ludzie to moi
    przyjaciele. Ale nie rób tego, jeśli chcesz w ten sposób
    odkupić jakieś swoje winy. Powiedziałem ci, że przeszłość nie
    ma znaczenia.
    Chciała mu powiedzieć, że nikt nie zdaje sobie sprawy, do
    jakiego stopnia ona czuje się winna, ale nie zdążyła tego
    zrobić. Do domu wpadł rozpromieniony David.
    - Mamo! - zawołał. - Tutaj grają w piłkę nożną! Jordan mi
    powiedział! Czy myślisz, że jestem wystarczająco dobry, żeby
    grać w drużynie?
    - Na pewno tak - uśmiechnęła się, gładząc go po głowie,
    myślami jednak była przy Johnie.
    Po kolejnej dobrze przespanej nocy i kilku porcjach
    lekarstwa rankiem następnego dnia Rachel czuła się już
    zupełnie dobrze. Siedziała przy stole w kuchni i
    przysłuchiwała się rozmowie Johna z Davidem.
    - Będziesz musiała powiększyć ten domek, jeśli chcesz tu
    zamieszkać z synem - powiedział nagle John. - Moglibyśmy
    wyburzyć jedną ze ścian i dobudować dodatkowe
    pomieszczenie. Kuchnia znalazłaby się we wnęce, i dałoby się
    urządzić dwie sypialnie z łazienką pośrodku.
    - My? - powtórzyła ze zdziwieniem.
    - Jake i ja. On pracował na budowie. To nie byłby dla
    niego żaden problem.
    Rachel zastanowiła się nad tą propozycją. Owszem, w ten
    sposób domek stałby się o wiele wygodniejszy, a David
    miałby swój pokój.
    - John - zmartwiła się nieoczekiwanie. - Ile to będzie
    kosztowało? Nie mogę sobie pozwolić na wiele, dopóki nie
    mam stałych dochodów.
    - Coś wymyślimy - pocieszył ją.
    - Nie mogę wam zapłacić w krowach ani w kurach -
    rzekła ze śmiechem.
    - Powiedziałem ci, że coś wymyślimy. Chcesz mi pomóc
    w naprawianiu dachu? - zapytał Davida.
    - Naprawdę mogę? - ucieszył się chłopiec.
    - Jasne. Muszę wejść na strych i będę potrzebował
    pomocnika.
    - Tylko bądzcie ostrożni - ostrzegła ich Rachel, gdy
    zaczęli się wspinać na drabinę. - I nie pobrudzcie się za
    bardzo.
    John westchnął i mrugnął porozumiewawczo do Davida.
    W piętnaście minut pózniej pojawił się Tiny, machając
    plikiem jakichś kwestionariuszy.
    - Przykro mi, Rachel, że muszę ci przeszkodzić -
    powiedział, zdejmując czapkę - ale Norma mówiła, że chcesz
    nam pomóc. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem, żeby
    agenci rządowi zjawili się tak szybko. To jakaś pomoc
    rządowa - wzruszył ramionami. - Urzędnicy są już w mieście i
    ogłaszają, że wszyscy poszkodowani mają się do nich zgłosić.
    Nie chciałbym występować o żadną pomoc, ale... nie mam
    wyjścia. Lisa zdążyła już przepuścić wszystkie moje
    oszczędności i nie mam za co odbudować domu.
    - Przyjrzyjmy się temu - powiedziała Rachel, wyjmując
    dokumenty z jego ręki.
    Usiedli przy stole i zajęli się przeglądaniem papierów.
    Rachel podświadomie wciąż nasłuchiwała dobiegających z
    korytarza głosów Johna i Davida.
    - Czy tak właśnie wbija się gwozdzie, John? - dopytywał
    się chłopiec.
    Rachel usłyszała głośny stuk.
    - Niezle - pochwalił Davida John. - Widać, że nie
    pierwszy raz masz w ręku młotek.
    - Czasami pomagam mamie, na przykład w dokręcaniu
    śrub przy rurach.
    - Dobrze mieć kogoś takiego przy sobie - powiedział John
    z uznaniem. - Teraz, gdy tu zamieszkacie, na pewno będziesz
    dla mamy wielką pomocą.
    - Jasne - odrzekł chłopiec. - Ty też będziesz nas
    odwiedzał, prawda? Jesteśmy przecież przyjaciółmi.
    - Najlepszymi na świecie - zapewnił go John.
    Rachel poczuła, że serce jej się ściska. Kiedyś musi
    nadejść dzień, gdy obydwaj poznają prawdę. A to może
    oznaczać koniec ich przyjazni.
    - Rachel, czy wszystko w porządku? - zapytał Tiny z
    niepokojem.
    Skinęła głową, udając, że masuje sobie skronie.
    - Po tym przeziębieniu jeszcze trochę boli mnie głowa -
    powiedziała i skupiła się na dokumentach, usiłując nie słuchać
    dalszego ciągu prowadzonej na strychu rozmowy.
    ROZDZIAA DZIESITY
    Następny dzień był pogodny i bezwietrzny. John i David
    pracowali na dachu. Rachel przypuszczała, że  pomoc"
    Davida tylko opózniała tempo pracy, John jednak wykazywał
    wobec chłopca niezwykłą cierpliwość, a David był
    bezgranicznie dumny ze swej roli.
    Jeszcze dwóch farmerów przyszło do Rachel z
    dokumentami dotyczącymi programu rządowego. Byli to
    dumni ludzie, którzy uważali rządowe ulgi za rodzaj jałmużny
    i sądzili, że korzystanie z tego typu pomocy przynosi im ujmę.
    Norma jednak nalegała, by porozmawiali z Rachel. Jej zaś w
    końcu udało się przekonać mężczyzn, że pomoc im się
    rzeczywiście należy, a pieniądze przydadzą się na odbudowę
    domów.
    Gdy wyszli, z głębokim westchnieniem ulgi oparła nogi na
    krześle i przysunęła sobie talerz z ciastkami upieczonymi
    przez Elizabeth. John i David zeszli wreszcie ze strychu.
    - Jesteś sama? - zapytał John, myjąc ręce nad zlewem.
    - Wreszcie - westchnęła. - Farmerzy to strasznie uparci
    ludzie.
    John uśmiechnął się i mrugnął do Davida, który stał obok
    niego i również mył ręce.
    - A wam, bankowcom, wydaje się, że to wy rządzicie
    całym światem - mruknął. - My, farmerzy, znamy was jak zły
    szeląg.
    - Bez nas, bankowców, wy, farmerzy nie mielibyście
    maszyn ani nasion - odparowała.
    - A wy, bankowcy - nie poddawał się John, sięgając po
    ciastko leżące na talerzu - nie mielibyście ciastek, gdybyśmy
    wam nie wyprodukowali mąki.
    - Cieszę się, że przynajmniej nie uważasz, że to właśnie
    farmerzy produkują czekoladę - mruknęła, powstrzymując
    uśmiech.
    John zaśmiał się i usiadł obok niej.
    - Co byś powiedział - zwrócił się do Davida - gdybyśmy
    popłynęli dziś łodzią?
    - Naprawdę? - zawołał chłopiec z entuzjazmem. - Dokąd?
    - Muszę się dostać do domu. Mama zostawiła jakieś
    rzeczy na piętrze. Jeśli woda podniesie się jeszcze trochę, nie
    będziemy mogli ich odzyskać.
    Rachel z przygnębieniem pomyślała o tym, ile John stracił
    przez powódz. Nie była pewna, czy potrafi znieść widok
    zatopionej farmy.
    - Popłyniesz z nami, Rachel? - zapytał John, dotykając
    lekko jej dłoni.
    - Dobrze - zgodziła się. - Popłynę, jeśli pozwolisz mi
    zabrać te ciastka.
    Widok zatopionego domu był wstrząsający. Woda sięgała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl